5. Ojcze... poznajcie się

525 108 33
                                    

Asher

W głębi duszy czułem, że Megan się zgodzi. Zawiodła się na Jerry'm, a należała do kobiet mściwych. Wierzyłem, że seksistowska degradacja w wykonaniu jej ojca ją ubodła na tyle, aby przystać na mój plan. I chociaż wstępnie była na „tak", to dałem jej czas.

Mijał trzeci dzień, od kiedy pożegnałem się z nią w progu domu jej rodziców. Moja komórka milczała. Nudziłem się, myślałem i przeżywałem. Pierwszy raz brakowało mi pracy, ale przez stan zdrowia nie miałem zamiaru ryzykować. W każdej chwili mogłem dostać duszności, albo nerwobólu, przez który zginało mnie w pół. Nawet nie miałem szans na zaliczenie jakiejś panienki, bo przez przebytą odmę szybko łapałem zadyszkę i sapałem niczym parowóz. Wstyd!

Zaszyłem się w Elvercie i dniami leżałem plackiem przy basenie, a dla urozmaicenia atrakcji oglądałem głupoty na Netflixie. Wieczorami przemieszczałem się do salonu i dalej coś oglądałem, wyżerając z lodówki potrawy, które co drugi dzień podrzucała mi gosposia.

Byłem w trakcie objadania się przepyszną lazanią, kiedy dom przemówił do mnie.

– Asher, masz gościa – odezwał się uprzejmy, kobiecy głos.

– Włącz obraz na telewizorze – wydałem komendę.

Zamiast komedii, na ekranie pojawił się podgląd z kamery wjazdowej. Poznałem auto Meg i uśmiechnąłem się z przekąsem. Minęło kilka sekund, a odezwał się również videofon. Bez przywitania, dostrzegłszy na małej kamerze twarz Evans, otworzyłem bramę.

Kobieta wjechała, brama się zamknęła.

– Otwórz dom – poleciłem sztucznej inteligencji, którą pieszczotliwie nazywałem „Kiki".

Zamki w drzwiach frontowych przekręciły się automatycznie i dom stanął otworem. Okręciłem głowę w tamtym kierunku. Doszedł mnie dźwięk wyłączanego silnika, po chwili ciche kroki na podjeździe, schodach i werandzie.

– Zapraszam! – krzyknąłem i pomachałem dłonią.

– Ależ z ciebie leń – fuknęła. – Nawet ci się nie chce wstać. – Wyglądała na mocno zniesmaczoną, siadając na kanapie.

– Napijesz się czegoś? – zaproponowałem i wskazałem na lodówkę. – W spiżarce mam też jakieś przetwory od gosposi, nie krępuj się, bierz.

– Zrób mi kawy – poleciła i założyła nogę na nogę.

– Ekspres jest tam, złotko. – Puściłem jej oczko.

– Leniwiec – wymamrotała, odrobinę mnie rozbawiając, ale wstała i zaczęła sobie szykować.

– Kiki, zatrzaśnij drzwi – poleciłem sztucznej inteligencji.

– Niedługo będziesz ważył trzysta funtów, skoro system, który osobiście zaprojektowałam jest od spełniania wszystkich zachcianek – fuknęła Megan.

– Oby nie sto – zakpiłem i spojrzałem na nią. – Wystarczy, że ty tyle ważysz.

– Sto dziesięć, dla precyzji – odparła zirytowana. – I nie musiałeś mi wypominać.

– Ty też! – odgryzłem się. – Leżę, bo mnie wszystko napieprza po operacji. Przyszłaś zrzędzić? – sarknąłem. – Ojciec wkurwił paniusię i chcesz się odegrać?

– Nie! – warknęła i podeszła do kanapy z parującą filiżanką. – Dwa dni temu wyprowadziłam się z domu.

Uśmiechnąłem się.

– Meggie, powiedz szczerze, że cię wyjebali, bo nie mogli znieść twojego marudzenia – zaszydziłem złośliwie.

Meg zbliżyła się niebezpiecznie i okręciła nieznacznie filiżankę.

Zemsta latorośliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz