Rozdział 7 - Przymiarki

16 4 0
                                    

Lotta

Przez ostatnie dwa tygodnie codziennie chodziłam na zajęcia z samoobrony. Chciałam przede wszystkim pozbyć się stresu i odciąć od nieustannie krążących w mojej głowie myśli, które towarzyszą mi odkąd wiem, że bal zbliża się wielkimi krokami.

To nie tak, że nie przepadam za przyjęciami — uwielbiam tańczyć, czuję się wtedy wolna i szczęśliwa. Ale świadomość, że ten konkretny bal jest organizowany z jednym celem: żeby znaleźć mi męża, nie wywołuje we mnie radości. Każdy kolejny bal, na którym uczestniczyłam, kończył się tak samo – pozornie idealni książęta okazują się narcystycznymi, gburowatymi egoistami albo tak onieśmieleni, że nawet nie chcą ze mną zatańczyć.

Tym razem mama postarała się bardziej niż kiedykolwiek. Jej starania, choć wzbudzają we mnie podziw, dodają też presji. Zaproszenia wysłane przez płaszczki dotarły daleko, nawet do księcia Glenna z Królestwa Jezior, który potwierdził swoje przybycie. Podobno to bardzo dobrze wychowany książę, ale to słyszałam już o wielu... Mimo to cieszę się, że przypłynie też Kinna, moja przyjaciółka z Królestwa Mórz. Ona zawsze potrafi poprawić mi humor.

Kiedy byłyśmy młodsze i spotykałyśmy się znacznie częściej, uwielbiałyśmy razem szukać zatopionych wraków statków. Te wyprawy były pełne ekscytacji i niespodzianek — zawsze można było znaleźć coś niezwykłego. Do tej pory pamiętam dzień, gdy wyłowiłyśmy przepiękne lustro z elegancko zdobioną ramą, które teraz stoi w mojej komnacie. To jedno z moich ulubionych wspomnień, takie, które wywołuje uśmiech na mojej twarzy, ilekroć o tym myślę.

Ostatnie treningi dały mi się we znaki. Czułam, jak każdy mięsień pulsuje bólem, więc dzisiaj postanowiłam odpuścić. Przecież nie chciałam na balu poruszać się jak skrzywiony, podwodny gremlin z legend! Kinna na pewno zaśmiałaby się do łez, gdyby zobaczyła mnie w takim stanie. Odpoczynek wydawał się najrozsądniejszym rozwiązaniem.

Choć myśli o balu nie opuszczały mnie nawet na chwilę, tego dnia miałam inne, ważne zadanie — przymiarkę sukni. W końcu mama nie tylko zaprosiła najznamienitszych książąt, ale także zadbała o każdy szczegół tego wieczoru, w tym moją suknię. Miała być wyjątkowa.

*

Stałam na podwyższeniu, a Jena – moja służąca, dopinała ostatnie perłowe guziki na sukni, wygładzając delikatne fałdy materiału. Suknia była wykonana z delikatnych włókien alg morskich, które po odpowiedniej obróbce stają się niezwykle miękkie i połyskują subtelnym blaskiem, przypominającym jedwab. Suknia miała gładką, niemal chłodzącą w dotyku powierzchnię, materiał był lekko elastyczny, co zapewniało wygodę noszenia i swobodę ruchu. W odcieniu głębokiego, przygaszonego beżu, idealnie wręcz dopasowana do mojej karnacji, materiał prezentował się elegancko, z mieniącymi się perłowymi refleksami, zwłaszcza gdy delikatnie odbijał światło.

Lejący materiał sukni delikatnie spływał po moich ramionach, tworząc eleganckie, długie rękawy, lekko nachodzące na dłonie. Przód był skromny, zabudowany, idealnie wyważony. Całą uwagę jednak przyciągały odsłonięte plecy, które dodawały mi pewności siebie, sprawiając, że czułam się nie tylko piękna, ale i silna.

Materiał, niczym morski jedwab, otulał moje ciało z taką lekkością, że miałam wrażenie, jakbym miała na sobie drugą skórę. Czułam, jak subtelnie opływa moją sylwetkę, delikatny i miękki, a jednocześnie trwały. Wiedziałam, że wyglądam olśniewająco, każdy detal sukni był dopracowany, jednak moje myśli krążyły wokół czegoś innego. To nie wygląd mnie martwił.

- Idealnie, Wasza Królewska Wysokość – powiedziała Jena z uśmiechem, patrząc na mnie z uznaniem. - Nie sądzę, żeby ktoś mógł oderwać od Pani wzrok.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i na chwilę poczułam zadowolenie. Suknia była dokładnie taka, jaką sobie wyobrażałam. Elegancka, a jednocześnie z pazurem. Wiedziałam, że na balu nie będzie drugiej takiej jak ja. Byłam pewna swoich atutów – wyglądałam pięknie i wiedziałam, jak to wykorzystać. Problem leżał gdzie indziej.

- Jeno, już tyle razy o to prosiłam. Mów mi po imieniu. - powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Suknia może i przyciągnie uwagę, - westchnęłam. - ale co z tego. Nikogo na tym balu nie znajdę. Nikogo odpowiedniego dla mnie.

Jena zamilkła na chwilę, spoglądając na mnie z nieco większym skupieniem. Znała moje rozczarowania, znała mnie zbyt dobrze, by nie wiedzieć, że żadne z tych poprzednich spotkań nie skończyło się tak, jak bym chciała. Byłam pewna siebie, ale to nie wystarczało, kiedy wszyscy, których poznawałam, patrzyli na mnie tylko jak na trofeum, przyszłą królową.

- Ci książęta są... – zaczęłam, lekko marszcząc brwi, – albo narcystyczni, albo zbyt gburowaci, albo po prostu nie potrafią ze mną nawet rozmawiać. A taniec? Zapomnij. Każdy z nich zawsze unika tańca, jakby to była jakaś kara.

Jena poprawiła delikatnie rękawy sukni, patrząc na mnie z czymś w rodzaju zrozumienia.

- Może ten bal będzie inny, Wasza Królewska... – powiedziała Jena, po czym szybko zerknęła na mnie i poprawiła się, widząc moje rozbawienie. – Znaczy, Lotto. Kto wie? Może tym razem spotkasz kogoś wyjątkowego. Z całego serca Ci tego życzę.

- Może. – odpowiedziałam zamyślona, łapiąc ją za rękę i lekko ściskając z uśmiechem. – Dziękuję, Jeno... Ale nie spodziewam się zbyt wiele. Znam te spojrzenia, znam te grzeczne rozmowy, które i tak prowadzą donikąd. A jeśli jeszcze raz usłyszę o czyichś podbojach wojennych, albo lepiej! Spotkam znowu jakiegoś faceta, który będzie rozmawiając ze mną patrzył w swoje odpicie w lustrze, to przysięgam, że wyjdę z sali. - parsknęłam rozbawiona

Obróciłam się w sukni, odsłaniając swoje gołe plecy i zamyśliłam się. Musiałam w końcu przemyśleć kwestię włosów. Czy zostawić rozpuszczone czy upiąć wysoko i wyeksponować jeszcze bardziej moje nagie plecy.

Czułam, jak tkanina sunie po moich nogach, lekko i zwiewnie, idealnie dopasowana do każdego ruchu. Byłam gotowa na to, by wzbudzić podziw, ale czy ten bal naprawdę miał coś zmienić?

- Oni się mnie boją, Jena. – powiedziałam nagle. – Boją się, że będę zbyt silna, zbyt niezależna. Zamiast tego wolą szukać kogoś, kto będzie tylko ozdobą. A ja... Ja wiem, że taka nie będę.

Jena przyglądała mi się z troską, ale w jej spojrzeniu widziałam też odrobinę nadziei.

- Lotto, trzeba być cierpliwym i wierzyć, że kiedyś odnajdziesz tego jedynego.

Uśmiechnęłam się lekko, bo mimo wszystko wiedziałam, że miała rację. Może dzisiaj nie znajdę nikogo, może kolejny bal okaże się kolejną pustą próbą, ale muszę być cierpliwa, mimo, że nie jest to moja mocna strona. Byłam za to pewna siebie, wiedziałam, co mogę zaoferować. I jeśli ktokolwiek tego nie dostrzegł, to był jedynie jego problem, nie mój.

Odwróciłam się w lustrze, jeszcze raz przyglądając się odkrytym plecom i perfekcyjnemu krojowi sukni.

- Wyglądam świetnie. – powiedziałam z satysfakcją, unosząc podbródek. – Teraz tylko pytanie, czy ktoś to doceni.

- Na pewno. – odpowiedziała Jena, uśmiechając się ciepło.

Ale ja wiedziałam, że to nie suknia będzie tu kluczowa. To, co liczyło się najbardziej, to to, co miałam w głowie i w sercu. Suknia była tylko dodatkiem – pięknym, ale niewystarczającym, by zyskać prawdziwe uznanie. Tym razem ma przyjechać więcej osób, z poza naszym najbliższych terenów. Może ktoś nowy okaże się warty tego całego zachodu. Odetchnęłam głęboko i zeszłam z podwyższenia, dając znać Jenie, że kończymy na dziś przymiarki. Byłam gotowa na ten bal, choć nie spodziewałam się cudów. Może tym razem, ktoś odważy się ze mną zatańczyć. 

Dwie KoronyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz