Farewell

23 6 11
                                    

Od zawsze kochał jego włosy. Lśniące i miło ślizgające się między palcami. Idealnie pasowały do jego mlecznej skóry. Twarz Minho, kiedyś pokryta wypryskami, z którymi Felix pomagał mu walczyć, była teraz idealnie gładka, świetlista. Był piękny. Nadal przypominał matkę ale miał też sporo z ojca. Był idealną mieszanką dwojga ludzi.

Felix patrzył z czułością na chłopca śpiącego na jego kolanach. Minho rozprostował nogi, które swobodnie zwisały teraz z oparcia sofy. Był taki zrelaksowany. Powieki czasami mu drgały, powodując, że cień długich rzęs tańczył na jego policzku. Górna warga odsłaniała nierówne przednie zęby gdy nagle zasysał większe porcje powietrza. Jeśli Minho miał jakąś niedoskonałość to byłyby to właśnie jego zęby. Trochę krzywe ale niezwykle urokliwe. Od zawsze były jego niewielkim kompleksem. A Felix je w nim uwielbiał, przekornie nazywając go swoim królikiem.

Kilka dni temu stało się jasne, że królicza klatka zrobiła się za ciasna a towarzysz w niej przestał spełniać wygórowane wymagania. Felix wiedział, że będzie musiał odpuścić...

Wspomnienia bardzo bolały. Każdy moment w tym domu był dobry. Oprócz śmierci ciotki, która chyba naprawdę go lubiła.
Felix pamiętał wszystko. Moment, gdy stanął w progu malutkiego domku a dwie pary ogromnych oczu przywitały go z radością. Tak bardzo się starał by nie zawieść. Ale dla nich zawsze był dobry, wystarczający. Jego sposób bycia nikomu tu nie przeszkadzał, chociaż wiadomo, że wzbudzał lekkie kontrowersje. Ale czuł się tu jak w domu. Zawsze kochany i potrzebny.
Gdy wracał pamięcią do tamtych dni już sam nie był pewien czy był zakochany w Jiwoo. Czy po prostu pragnął jakiegokolwiek ciepłego uczucia a ona była pod ręką. Taka samotna...
Uśmiechnął się na samo wspomnienie tego co zrobił, jak dziecinne wydawało się mu to teraz. I takie niewinne. W porównaniu z tym, co robił później z jej synem...

Minho...
Był taki mały gdy się poznali. Nosił ciuchy z nadrukami i buty na rzepy. Spędzał mnóstwo czasu w lesie, gdzie podglądał ludzi pieprzących się na mchu. Felix dobrze go rozumiał, też tak robił jako dzieciak. Był za młody by podniecać się takimi rzeczami ale widać było, że sam akt bardzo go ciekawi.
Felix skrycie śmiał się z niego, chłopczyk nie miał kolegów, uczył się w domu. Jego jedyną rozrywką były niedzielne msze i pikniki po nich. Próbował grać na nich w piłkę ale to zdecydowanie nie był jego sport. Zawsze kończył na grze w karty ze starszymi. Felix pamiętał jak zawsze wszystkich zawstydzał. Był taki mądry. Szachy czy inne skomplikowane gry logiczne nie stanowiły dla niego problemu. On od zawsze był inny. Minho nigdy nie należał do świata zwykłych ludzi.
Był małym dziwakiem... rozgrzebywał truchła zwierząt patykami, robił prowizoryczne sekcje. Potrafił spędzać godziny na takiej zabawie. Dla Felixa było to niepojete...
Ale nie wnikał... było mu to obojętne, co wyczyniał jego młodszy kuzyn.

Aż do tego dnia, gdy nie złączył ich warg razem...
Jak bardzo Felix chciał zaprzeczyć, tak nie mógł przestać o nim myśleć. Minho był jego wszystkim. Najgorszą pokusą i największą miłością. Wszystko, co Felix przeżył do tej pory było niczym w porównaniu ze zbliżeniem z tym maluchem.
Te oczy, tęsknie wpatrujace się w starszego... on nie musiał nic robic. On po prostu był a Felix rozpaczliwie go pożądał. Jak niczego innego na świecie.
Ten czas, gdy byli sami... tak dobrze wtedy się pozanli. Poranki pełne namiętności, usta tak zużyte, obszarpane na brzegach, nabrzmiałe od nieprzerwanego tarcia. Niespokojne dłonie, które nauczyły młodszego czym jest orgazm. Ten pierwszy raz gdy odleciał przez jego rękę. Prawie się popłakał. Tak słodko mrużył oczy i rozchylał usta. Wcale się nie wstydził... nigdy...

Mały buntownik...
Minho wtedy zarządał przekłucia ucha. Bał się bólu ale dzielnie zniósł zabieg wykonany niezdarnie przez starszego.

Felix spojrzał teraz na jego uszy... lśniły w nich koszmarnie drogie świecidełka od ojca...
Minho chrapnął i odwrócił twarz na bok. Było mu dobrze na tych nagich udach, na których nie raz dziko go ujeżdżał i śmiał się do niego tymi wielkimi oczami...

***

- musisz z nim pojechać... - gdy Minho otworzył rano oczy Felix wpatrywał się w niego niewyspanym spojrzeniem. Myślał o tym całą noc. Głowa pękała mu od słów Hwanga „czym możesz zatrzymać go przy sobie?"
Niczym...

Młodszy, przerażony słowami ukochanego od razu otrzeźwiał i podniósł się nerwowo.
Felix zrzucił go z kolan, naciągnął bieliznę na tyłek. Poszedł do kuchni, unikając wzroku młodszego tak bardzo, jak tylko potrafił... nalewając wodę do szklanki tłumił wybuch płaczu. Sam nie wiedział dlaczego to powiedział. Od pewnego czasu nie czuł się sobą. Jego myśli nie były do końca jego myślami... musiał pozwolić mu odejść...

- wrócę... - Minho bardzo chciał zaprzeczyć. Ale pokusa była tak silna. Poznać ojca. Poznać siebie. Poznać świat z którego pochodzi... swoją historię...
Oparł głowę na płaskich plecach Felixa. Blond pasma miło łaskotały go po nosie. Kręgi szyjne drgały pod cienką warstwą skóry.

Felix tylko pokiwał głową. Poczuł się jednocześnie lekko i ciężko. Zrzucił jeden ciężar z duszy i przyjął kolejny, jeszcze gorszy. Tęsknotę.

- zajmę się tu wszystkim... będę czekał... - młody przytakiwał w regularnych odstępach, wiedział, że kuzyn sobie poradzi. Akurat o hotel i dom bał się najmniej.

***

Minho ubierał się jak w amoku. Bluza, spodnie... tak bardzo się spieszył... sam nie wiedział do czego.
Chan czekał na niego przed domem. Ostatnie walizki wynoszono właśnie z hotelu...
Tak naprawdę Hwang miał zostać do końca tygodnia. Ale wszystkie plany nagle się zmieniły. Psy wyłoniły się niewiadomo skąd i zaczęły się do niego łasić. Lubił je, chociaż miał dziwne wrażenie, że powodowały u niego niepokój.

Z oddali dostrzegł też dumnie kroczącego ojca. Jego widok zawsze wzbudzał w nim podziw i szacunek. Hwang był taki dostojny. Jak zwykle spowity w czerń, uśmiechał się szeroko, pierwszy raz tak prawdziwie i szczerze. Wyciągnał długą rękę

- chodźmy... - objął go ramieniem i zaprowadził do zaparkowanego pod hotelem samochodu. Właściwie limuzyny, której drzwi uchylił osobisty kierowca. Minho wszedł pierwszy i zaniemówił. Nigdy w życiu nie siedział we wnętrzu tak luksusowego samochodu. W środku był już znany mu z jego urodzinowej kolacji tajemniczy małomówny gość.
Hwang dołączył chwilę później, usiadł koło syna przytłaczając go swoją aurą. Miał świadomość, że trzeba było się stąd wydostać jak najszybciej, zabrać Minho jak najdalej... pokazać świat do jakiego naprawdę należał...

***

Felix patrzył jak dostojna kolumna aut opuszcza podjazd hotelu, mija ich mały domek... nie wierzył, że Minho kiedykolwiek wróci...

Podszedł do stołu by dokończyć prawie pustą szklankę wody. Leżały na nim akty własności hotelu i domu... podpisane przez niego i Minho, który zrzekał się praw do obu posesji.

Nigdy nie podpisywali takich dokumentów...
W każdym razie... nie pamiętał, żeby takie coś miało miejsce....

Praying Mantis (Modliszka) MINLIXOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz