Rozdział 29

326 14 6
                                    



    Każdy dzień był czymś dobrym. Strata kogoś bliskiego była naprawdę trudnym czynnikiem w moim życiu, ale z dnia na dzień jest lepiej. Zawsze będzie pod górkę, ale czasami może być łatwiej. Dopóki jestem na tym świecie, wiem że sobie radzę. Poddanie się na samym początku, oznaczało by przegraną, a przegrywać nikt nie lubi. Musiałam zwyciężyć, żeby móc żyć dobrze. Musiałam pokazać, że nie interesują mnie inne rzeczy niż załatwienie tego co ustaliłam. Nie przeszkodzi mi nikt, ani nic. To było moim priorytetem.

    Xavier, Liam, Elliot, Laura i ja siedzieliśmy w samolocie, który leciał do Warny. Dziewiętnaście godzin lotu, a minęło dopiero cztery. Miałam już dość, ale patrząc na trójkę chłopaków, którzy się dobrze bawili, chciało mi się płakać. Ludzie patrzyli się na nas jak na debili, a ja powoli zaczynałam wierzyć, że właśnie tak wyglądamy.

- Liam nie krzycz tak, kurwa. -Powiedziałam w jego kierunku, a brunet odwrócił się w moją stronę.

- Cass, ciesz się, a nie siedzisz z kijem w dupie.
-Odpowiedział, a moja i Laury mina wyglądała na zażenowaną. Nie miałam siły do tych ludzi.

- Jak mam się cieszyć, jak jadę lecę do jebanej Bułgarii, żeby odnaleźć moją zmarłą matkę? -Zapytałam z irytacją, a kiedy przyjaciel usłyszał to pytanie, ucichł. Wiedział, że ta cała sytuacja jest dla mnie trudna. Nie robiłam tego dla ojca, a dla siebie. Chciałam wiedzieć czy może kobieta, która mnie urodziła może jakoś mi wszystko wytłumaczyć. Chciałam wiedzieć do czego jest ten klucz, o co chodzi z Alexem, z nią i ojcem. - Macie się zamknąć.

-Dobrze, ale już się nie denerwuj. -Stwierdził Xavier, ale Elliot chyba nie miał w planie dostosować się do tego co chwile temu powiedziałam, bo nagle wybuchł głośnym śmiechem.

-Co za wstyd. -Powiedziała załamana Laura, która siedziała obok mnie. Pokiwałam twierdząco głową na jej słowa. -Z powrotem siedzimy daleko od nich.

-Dobry pomysł, jeszcze tylko piętnaście godzin. -Rzekłam, a dziewczyna obok jęknęła słysząc ile czasu jeszcze spędzimy z tymi idiotami. -Mam nadzieje, że znajdziemy się na jakiejś dobrej imprezie.

-Jaki jest plan tak w ogóle? -Wtrącił Lawson, a ja przekręciłam głowę w ich stronę.

-Najpierw się zrelaksujemy po tych godzinach męczarni z wami, a później zaczniemy szukać czegoś co doprowadzi nas do mojej matki. -Odparłam, a błysk w oczach Liama był widoczny na kilometr. -Tak Liam, impreza.

-Zajebiscie! -Krzyknął, a każdy łącznie z Elliotem i Xavierem odwrócili głowy w takie strony tylko, żeby nie patrzeć na Liama.

-Proszę pana, naprawdę proszę o ciszę, nie leci pan tutaj sam. -Powiedziała stewardessa, która zjawiła się nagle przy nas.

-Przepraszam bardzo, to z podekscytowania. -Odpowiedział, ale kobieta jedynie pokiwała w załamaniu głową. Prychnęłam śmiechem na minę Davis'a, który był przerażony, przez fakt, że ktoś mu zwrócił uwagę. Ktoś kto nie był nami. -Pewnie chciała zagadać.

-Nie, po prostu ma cię dość. -Wyrównała Laura, a brunet spiorunował ją spojrzeniem. Na jej słowa każdy z nas się zaśmiał, oczywiście prócz Liama, który udawał obrażonego. -Nie wiem jak wy, ale ja idę spać.

I w tym momencie każdy siedział już cicho. Laura, Xavier i Elliot poszli spać. Liam siedział i czytał książkę, było to rzadkim widokiem, ale nie przeszkadzało mi to. Ja za to, myślałam. Nie robiłam nic ciekawego. Siedziałam i gapiłam się w okno, za którym były naprawdę ładne widoki.

Leciałam tam tylko dla tego, że chciałam wyjaśnień. Chciałam zaznać spokoju w życiu, ale zawsze stawało mi coś na drodze. Smierć Alexa, Carter i informacje o żyjącej matce, która miała leżeć dwa metry pod ziemią. Wszystko było przytłaczające. Chciałam wrócić do czasów, kiedy mój brat żył, kiedy Carter mnie nienawidził i ja go. Kiedy nie rozmawialiśmy. Kiedy nic między nami nie było prócz nienawiści. I chciałam żeby moja matka dalej była dla mnie martwa, ale ojciec zawsze stawał na drodze. Musiał wykorzystywać to, że moja ciekawość nie odpuści i nawet nie dla niego polecę to sprawdzić, ale dla siebie. Chciał, żebym sobie to uświadomiła. Wiedział, że polecę i dowiem się tego co on chcę, ale i ja. Taki był Lucas Scott, który mnie niestety spłodził. Wolałabym żyć w bogatej i szczęśliwej rodzinie, która nie miałaby jakiś problemów psychicznych ze sobą. W takiej rodzinie, żebym nie musiała poznawać Cartera, który też dużo namieszał w moim życiu. Ten chłopak wszedł sobie na moją ścieżkę i jak chciał, tak podkładał mi kłody pod nogi. Czasami pomagał mi przez nie przejść, ale to była rzadkość. W urodziny Elliota postawił między nami mur. Mur, który trudno będzie zburzyć, ale nie przeszkadzało mi to. Wolałam się trzymać od tego człowieka z daleka. I chyba nie tylko ja. Patrząc na ludzi, z którymi lecę. Stali po mojej stronie, wybrali mnie, ale nie tylko. Wiedzieli, że miałam racje, że Mattheo nie powinien się tak zachować. Całując Hazel zniszczył wszystko co miał. Relacje z Liamem i Xavierem. Elliot był w stanie wybaczyć mu, ale pozostała dwójka na pewno nie będzie miała do niego takiego zaufania jakie miała. Sam to spowodował, a za swoje czyny trzeba płacić. Ta zapłata była wysoka. Wysoka, bo w postaci ludzi, którymi się otaczał.

•Eternal sleep of the sun• +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz