Rozdział 9

421 20 10
                                    



Mogłabym powiedzieć, że świat zatrzymał się w dniu śmierci mojego brata, ale było zupełnie inaczej, ponieważ zatrzymał się kiedy wypiłam za dużą ilość alkoholu w barze razem z Louisem. Na nogach ledwo stałam, a Carter, który stał obok mnie, wcale mi nie pomagał.

-Ostatni raz się z nim spotkałaś. -Mruknął nagle, a ja wykrzywiłam twarz w niesmaku. A kim on do chuja jest, żeby mi mówić z kim mam się spotykać? -Rozumiesz to co, kurwa, powiedziałem?

-Rozumiesz, że nic dla mnie nie znaczysz, więc nie mam zamiaru cię słuchać? -Odbiłam piłeczkę, ale on tylko się zaśmiał na moje słowa. Nie wiem co go tak bardzo rozbawiło, ale mnie to jeszcze bardziej zirytowało. -Idę do domu. -Rzuciłam zanim ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę domu.

-Jesteś strasznie pijana. -Usłyszałam jego głos, a ja przewróciłam oczami zatrzymując się na chwile.

-Ja wytrzeźwieje ty nie zmądrzejesz. -Odpowiedziałam po czym znów ruszyłam w stronę domu.

Nie wiedziałam, dlaczego brunet myślał, że dam sobie rozkazywać. Byłam pełnoletnia i decydowałam sama za siebie, a to, że wszyscy się martwią, nie obchodzi mnie to, ponieważ nie byłam małym dzieckiem, które nie da rady o siebie zadbać. Carter myślał, że może tak po prostu mnie wziąć z baru i wyprowadzić jak jakąś sukę.

-Scott. -I znów jego przeklęty głos.

-Czego?! -Krzyknęłam już zdenerwowana odwracając się w stronę chłopaka. Widziałam na jego twarzy uśmiech.

-Idziesz w złą stronę. -Rzucił nagle, a ja się wykrzywiłam. Rozejrzałam się po okolicy i zdałam sobie sprawę, że miał cholerną racje. Nie skomentowałam tego tylko odwróciłam się i zaczęłam iść w dobrą stronę. -Jest późno i sama nie pójdziesz.

-Wiesz co? Carter, daj sobie spokój, bo jesteś ostatnią osobą, z którą mam ochotę rozmawiać. -Wyjaśniłam, a brunet patrzył się na mnie prześmiewczym spojrzeniem. -Masz jakieś problemy z zrozumieniem słowa „spierdalaj", ale ja ci wyjaśnię to szybko i w prostu sposób. -Stwierdziłam, a on zrobił krok w moją stronę.

-Wyrzuć to. -Wycedził, a ja przewróciłam oczami prostując swoje plecy. Byłam w stanie upojenia i to mi wcale nie pomagało. Moje szare komórki spały, ale wiedziałam, że jak to powiem to zrobię zrobię większych problemów niż to warte. Trudno.

-Zachowujesz się jak pierdolony egoista, którym jesteś po ojcu. Myślisz o własnym tyłku i tylko o własnym. -Zaczęłam, a po chwili mogłam ujrzeć jak jego szczęka się mocniej zaciska. -Nie wiem czy ojciec ci tak mało zainteresowania okazywał, ale ja tego nie zmienię, więc znajdź sobie kogoś innego do nękania. -Zakpiłam.

-Żałuje, że ci pomogłem z Percym. Mógł cię, kurwa, zabić. -Splunął w moja stronę, a ja jedynie wzruszyłam ramionami na jego słowa.

-Jebany śmieć, po ojcu taką pizdą jesteś. -Powiedziałam do siebie, ale brunet i tak to usłyszał. Widziałam jak jego pięści się zaciskają, a on sam kieruje się w moją stronę. -Zrób mi coś, a skończysz jak Miller.

-Grozisz mi mała, szmato? -Spytał, a jego prawa dłoń znalazła się na mojej szyi odcinając mi powietrze. Czemu znów to samo? Czym ja zawiniłam? -Jeszcze coś mam do dodania? -Kolejne pytanie padło z jego ust, a powietrze stawało się mniej dostępne.

-Nienawidzę cię całym sercem i mam nadzieje, że w końcu zdechniesz. -Wykrztusiłam, a on się tylko zaśmiał na moje słowa.

-I vice versa, malutka. -Odpowiedział odpychając mnie przez co zachwiałam się na własnych nogach, wylądowałam na ziemi, a głowa zderzyła się z twardym betonem. -Kurwa, Scott.

•Eternal sleep of the sun• +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz