Rozdział 28

414 16 3
                                    



Czasami w nagłych momentach, nie oddychamy. Życie zatrzymuje się na kilka sekund, a mózg nie myśli o niczym innym, niż o zaistniałej sytuacji, która wprowadziła nas w ten stan. Każda próba wzięcia wdechu kończy się na dusznościach, których ciężko jest się pozbyć. Serce zaczyna nas kłuć, a mózg nie potrafi przyswoić tego, że ten stan grozi naszemu życiu. Ataki paniki są częstym zjawiskiem u młodych osób, myślimy, że następnym razem atak będzie słabszy, albo nie będzie go wcale. Za każdym razem się mylimy, duszności, kołatanie serca jest mocniejsze, ale tylko wewnątrz, bo na zewnątrz wyglądamy jak posąg, który patrzy się w jeden punkt i nie potrafi się ruszyć. Palce u rąk są zdrętwiałe, nogi zostały wbite w ziemie, a na szyi mamy kołnierz, który nie pozwala nam ruszyć głową. Łzy czasami samoistnie płyną po naszych policzkach. Każdy dzień to próba przetrwania. Każda przespana noc pokazuje, że jest lepiej, albo jesteś na lekach nasennych, które zmuszają cię do zamknięcia oczu. Każda godzina jest czymś co wylicza nasz czas, minuta pozwala nam na wzięcie dłuższego oddechu, a sekunda na zamknięcie powiek, że nie wysuszyć oczu.

     Mattheo Carter pocałował Hazel West. Hazel West.  Hazel West. Hazel West. Hazel West. Hazel West. Hazel West. Hazel West. HAZEL WEST.

    Widok bruneta, który sprawia, że mam ochotę zabić się ze wstydu, był naprawdę nieznośny. Dlaczego pozwolił sobie na pocałunek osobie, która odsunęła się od nas informując o wszystkim mojego ojca.

-Cass? -Usłyszałam cichy głos Laury, której ręka dotykała mojego ramienia. -O co z nią chodzi?

-Zabije szmatę. -Fuknęłam po czym mocnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę dwójki osób, która sprawiła, że miałam ochotę sobie wydłubać oczy.

-Cass! -Krzyk Laury dotarł do moich uszu, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Wzrok Cartera i West skierował się w moją stronę, a na twarzy brunetki pojawił się chamski uśmiech, który miał mnie jeszcze bardziej sprowokować.

    Spojrzałam kątem oka na dziewczynę, do której podbiegł Liam, Xavier i Elliot. Jeszcze ich tutaj brakuje. Przewróciłam oczami po czym znów spojrzałam na brunetkę przede mną. Uśmiech z jej twarzy nie znikał, a agresja we mnie rosła jeszcze bardziej niż chwile temu.

-Witam cię, Scott. -Powiedziała kiedy stanęłam na przeciwko nich. Na mojej twarzy nie było żadnej emocji, nie pozwoliłam żeby poznali po mnie, że jestem wkurwiona. -Jak ci wieczór mija?

-Siema, West. -Zaczęłam z uśmiechem na twarzy co wybiło dziewczynę z tropu. Jej oczy zwęziły się na mojej osobie, a mimika twarzy stała się bardziej złowroga. -Nie wiem czy jesteś na tyle głupia, że przyszłaś na tą imprezę, czy nudzi ci się w życiu, ale na twoim miejscu bym się tutaj nie zjawiała.

-Cass! -Krzyknął Liam, który z resztą podbiegł do mnie. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, ale nie spojrzałam na nich nawet na ułamek sekundy. -West co tu robisz?

-Zostałam zaproszona przez Mattheo. -Odpowiedziała, a jej zalotny wzrok skierował się na bruneta, którego wzrok był utkwiony na mojej twarzy.

-Nie wiedziałam, że aż się tak zeszmaciłeś, Carter. -Stwierdziłam, a z strony pijanego Xaviera i Elliota usłyszałam cichy chichot. Carter spojrzał na nich swoim typowym spojrzeniem, ale nie zrobiło to na nich wrażenia. -West, wypierdalaj stąd zanim stanie się coś czego pożałujesz.

-Grozisz mi? -Zapytała po czym postawiła krok w moją stronę.

    Spojrzałam w jej oczy, po czym wzruszyłam ramionami, a głowa dziewczyny odwróciła się w lewą stronę przez moją pięść, która zderzyła się z jej policzkiem. Dłoń West była na obolałym miejscu.

•Eternal sleep of the sun• +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz