Rozdział 5 (Kasjopeja)

265 5 13
                                    


Wylądowaliśmy w ciemnym zakamarku ulicy. Gdzieniegdzie paliły się jedynie blade światła, które wcale nie oświetlały drogi, a rzucały jedynie trupi blask. Wszędzie czaiły się zarysy posępnych ludzi. Czułam się nieswojo. Nigdy nie przyszło mi do głowy zapuszczać się w takie miejsca, mimo, że Deapolis jest po tysiąckroć mniejsze niż pradawna Ziemia. Granica świata znajdowała się jedynie kilka kilometrów od miejsca, do którego przywiódł nas ten cherlawy dron.

– Mieszkasz tu? Czy to nie jest niebezpieczne mieszkać tak blisko krańca świata? Czy widziałeś kiedyś skalnego dziada?

Nic nowego, nadal mnie ignorował. Stanął u progu lepianki, która ledwo się trzymała i przykucnął przy swoim dronie. Poklepał go jak wysłużoną klacz i pogrzebał w jego kablach. – Ja chyba będę powoli wracała. Robi się późno i nie jest to chyba najbezpieczniejsza dzielnica Deapolis. Hej, czy ci mowę odebrało? – Irytowało mnie to. Patrzył się na mnie tymi swoimi pustymi, zapadniętymi oczami z niezadowoloną miną.

– Hej! Głuchy jesteś? – krzyknęłam, zaciskając pięści.

– Jakbyś tyle nie paplała, to byś zauważyła, że jest niemy. Ze słuchem też u niego nie najlepiej – odezwał się głos należący do starszej kobiety.

Ciemna, przygarbiona postać wyłoniła się z lepianki, powolnym, dumnym krokiem, który wyglądał dość groteskowo u tej schorowanej i wątłej kobiety.

Cofnęłam się o dwa kroki. Wprawiali mnie w przerażenie.

– To czemu nie poszedł na leczenie? Sanatorium jest sponsorowane przez rząd dla każdego obywatela Deaopolis!

– Dla każdego idealnego obywatela Deapolis. Chyba nie myślisz, głupia dziewucho, że pomogą bezkastowcowi. – Stara kobieta machnęła ręką.

– Co pani wygaduje? Prawo jest równe dla każdego. A kasty to wymysł prastarych... – Widzę w twoich oczach strach – syknęła, zbliżając się do mnie – Nie, to nie tylko twoje oczy się boją. Całe twe ciało krzyczy ze strachu – Na jej ustach pojawił się złowrogi uśmiech.

– Babciu, daj jej spokój. To jedna z nas. – Chłopak ruszał ustami, ale robotyczny głos, zamiast z jego ust, wydobywał się z jego drona.

– Bardzo mi się nie podoba pani postawa – odparłam, spoglądając kątem oka na chłopaka.

Co z nimi nie tak? Mieszkają na samej granicy świata, są brudni, niegrzeczni, biedni i brzydcy. Są źli. Niebezpieczni.

– Każdy dobry obywatel ma obowiązek zgłosić takie antyspołeczne zachowanie – groziłam im placem, wciąż się oddalając.

Starucha położyła swoją pomarszczoną dłoń na ramieniu chłopaka.

– Jesteś pewien, że to jedna z nas? Nie wygląda mi na taką.

Chłopak sam wydawał się zmieszany. Patrzył to na mnie, to na swoją babcię. – Hyun, po co ty ją tu przyprowadziłeś? To nie tak, że krytykuję twoje decyzje. Wiem, że na pewno miałeś ku temu powód, ale dlaczego? – barwa jej głosu zmieniła się z oschłej na ciepłą.

Chłopak, którego imię brzmiało Hyun kucnął wraz ze swoim dronem, poprzyciskał kilka guzików na jego panelu i dron zaświecił się niebieskim światłem. – Ona zna Cyryla. Przyjaciółka. – odezwał się dron w jego imieniu.

Starsza kobieta ściągnęła powolnym ruchem ciężki, czarny kaptur z głowy, ukazując długie, siwe włosy. W półmroku wydawały się mieć srebrzystą poświatę. – Nie wygląda na przyjaciółkę Cyryla. – Zmrużyła oczy i spojrzała na mnie badawczo.

Atlas ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz