Rozdział 17 (Kasjopeja)

223 3 0
                                    


Marikruz poprawiła filcowy płaszcz i spojrzała na mnie wyczekująco.

Zanim którakolwiek z nas zdążyła się odezwać, z cienia pobliskiej uliczki wyłoniło się zasmarkane dziecko. Podbiegło do Maricruz, udając, że nas nie widzi. W rękach trzymało kupę złomu. Pokazało starszej kobiecie swoje zdobycze.

– Pani Maricruz! Czy to by się nadawało na zbudowanie osłony?

Przykucnęła przy dziecku a jej ton zupełnie się zmienił. Teraz była opanowana i czuła.

– Tak, jeśli chcesz, aby twój dron rozleciał się na kawałki przy pierwszym locie. Rób wszystko po kolei. Najpierw zajmij się podstawami, takimi jak skanery i kod sztucznej inteligencji. Pomyśl jakie cechy ma mieć twój przyjaciel na resztę życia.

– No dobrze. A która podstawa kodu jest najlepsza? Tokijska, czy według Hemberga? – Sam musisz o tym zdecydować. Hemperg stawiał na posłuszeństwo i walory militarne drona. Toskijska zakłada, że najważniejsza jest cecha elastyczności i umiejętności przystosowawczych. Nie ma tu najlepszej opcji. Są tylko takie, które bardziej, lub mniej ci pasują.

Malec podrapał się po policzku, rozsmarowując na nim czarną, gęstą ciecz. – Chcę żeby mój dron się słuchał, był silny i żebyśmy obaj pokonali Złotych! – Dziecko podskoczyło kilka razy, rozrzucając śrubki na wszystkie strony. Maricruz poczochrała jego włosy i zaśmiała się ciepło.

– Pamiętaj, że drony to nie tylko nasze narzędzia, ale i przyjaciele.

Spod płaszcza starszej kobiety wyleciał dron-motyl. Zawirował kilka razy w powietrzu i zawisł tuż przed twarzą dziecka.

– Albercie! Przede wszystkim budujesz swojego członka rodziny, a nie broń. Jako dzielny Librapolitańczyk staniesz z nim ramię w ramię przeciwko wielu wyzwaniom. Najważniejsze to ufać sobie nawzajem.

– Dobrze, dziękuję za pomoc. – Dziecko zamknęło oczy i pokłoniło się tak głęboko, że aż wypadła mu jedna blacha.

Szybko kucnęłam, aby ją podnieść i położyłam ją z powrotem na stertę na jego dłoniach.

Dzieciak czule obejmował złom obiema rękoma, tak jak matka trzyma swoje dziecko. Kiwnął głową do mnie w podzięce i popędził w nieznane mi zakamarki podziemnego miasta. Nie wiedziałam jak zakończyć ciszę, która nastąpiła chwilę później. Nikt nie był na tyle odważny, aby cokolwiek powiedzieć.

W końcu Maricruz zrobiła kilka kroków w przód. Mimo przygnębiającego otoczenia i łachów, które na sobie miała, Maricruz otaczała aura autorytetu.

– Witaj w Librapolis, Kasjopejo. – Próbowała ukryć swoje negatywne uczucia wobec mnie, czułam to.

– Dziękuję – odburknęłam. Tym razem nie miałam tyle odwagi, aby na nią krzyczeć. Teraz to ja byłam na terenach jej królestwa. – Dlaczego – zająknęłam się – nie możecie żyć po prostu na powierzchni?

Marikruz rozpostarła ręce niczym biały jastrząb.

– Może to ci coś rozjaśni. Moi drodzy, przedstawcie się naszemu gościowi – zawołała.

Za nią rozległ się piskliwy dźwięk. To był dźwięk nienaoliwionych kół wózka, na którym siedziała młoda dziewczyna. Zatrzymała się tuż przy swojej przywódczyni. Na jej ramieniu siedział dron w kształcie papugi.

– Cześć – powiedziała nieśmiało, patrząc na swoje chude kolana – Jestem Natalia Frac.

Maricruz położyła dłoń na jej wolnym barku i poklepała delikatnie kilka razy, tym samym zachęcając do kontynuacji.

Atlas ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz