Rozdział 12 (Drishya)

248 4 6
                                    

Wyszłam ostrożnie od Abhisheka.

Ulice były puste. Wojska Pakistańczyków napędziły wszystkim strachu. Pospieszyłam z powrotem do jaskini.

Po drodze natrafiłam na samotnego żołnierza z bronią. Patrolował teren. 

Musiałam schować się w ogrodzie państwa Mirza, za ogromnym drzewem migdałowym. Było już obsypane bladoróżowymi kwiatami i roztaczało swój słodki zapach. 

Kiedy żołnierz sobie poszedł, odetchnęłam z ulgą. 

U moich stóp rósł szafran. Zerwałam fioletowy kwiat, schowałam do kieszeni i ruszyłam dalej.

Kasjopeja nadal tam była. Ciągle leżała na ziemi, ale miała już otwarte oczy. 

– Już ci lepiej? – zapytałam i po raz ostatni wyjrzałam z jaskini na okolicę. Przykucnęłam przy dziewczynie i podałam jej butelkę z wodą. – Pij, poprawi ci się. Kasjopeja milczała i lustrowała mnie wzrokiem, ale przyjęła butelkę, powąchała wodę i przechyliła do dna. Musiała być bardzo spragniona.

– Dziękuję – odpowiedziała nieśmiało. – Z której dzielnicy jesteś? Nie kojarzę cię. 

– Co masz na myśli? Jesteś stąd? – zapytałam, podając jej miskę.

Kiedy trzymała ją w rękach, otworzyłam foliowy woreczek i uśmiechnęłam się, kiwając zachęcająco głową.

– Jedz, jedz, musisz umierać z głodu.

Kasjopeja patrzyła się to na mnie, to na miskę. Wyglądała jak zagubione dziecko. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Była taka urocza w tej swojej nieporadności. 

– Nie lubisz ryżu?

– Ryżu? – Znów spojrzała podejrzliwie na miskę. – Z czego to się robi? 

– Nie żartuj sobie. Chyba macie w Europie ryż.

Kasjopeja oniemiała i patrzyła się na mnie jak na ducha.

– Dobrze się czujesz? – zapytałam, lekko skołowana.

Ona odłożyła miskę na ziemię i wstała powoli.

– Czy ty sobie robisz ze mnie żarty? I czemu mówimy po angielsku, a nie normalnie? – zapytała, marszcząc czoło.

– Myślałam, że nie znasz hindi.

– Hindi? – Odsunęła się ode mnie o kilka kroków, badając rękoma za plecami ścianę. Przyłożyła dłonie do skroni i masowała je przez chwilę z zamkniętymi oczami. – Nie widziałaś nigdzie w pobliżu Złotych Strażników? – zapytała, unosząc jedną brew do góry i patrząc na mnie badawczo.

Wypuściłam powoli powietrze, otrzepałam sari i wyprostowałam się.

– Posłuchaj, nasza rozmowa robi się coraz dziwniejsza. Zechcesz mi wytłumaczyć o jakich dzielnicach mówisz i kim są Złoci Strażnicy?

Kasjopeja znów przez dłuższą chwilę milczała.

– Dobrze. Ale potem ty też będziesz mi winna odpowiedzi.

– Zgoda, umowa stoi – Uśmiechnęłam się zawadiacko.

I po raz pierwszy spostrzegłam ślad uśmiechu na jej twarzy. Uznałam to za moją małą wygraną.

Wróciła na koc i złożyła przed sobą ręce.

– Trochę dziwnie mi tłumaczyć takie rzeczy, ale postaram się. No więc dzielnica, czy też dystrykt, to jednostka administracyjna Deapolis, a Złoci Strażnicy to stróże Deapolis, którzy chronią miasto w imieniu prezydenta i Jedynej. Wszystko jasne?

Atlas ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz