Rozdział 18 (Kasjopeja)

203 3 0
                                    


Została nam przydzielona mała kwatera jednoosobowa, ale Drishya była tak szczupła, że spokojnie mieściłyśmy się w jednym łóżku. Pokój jak i okolica znacznie odbiegały od standardów, do których nas przyzwyczaiło życie, ale odczuwałam jedną, ogromną zaletę mieszkania w Librapolis.

Brak wyrzutów sumienia i napięcia spowodowanego oczekiwaniami społeczeństwa. Tutaj nikt nie patrzył na mnie z góry (z wyjątkiem Maricruz). Może i ludzie byli o wiele bardziej bezpośredni, to jednak oczywiście nadal szanowano sztywną hierarchię. Sama jeszcze nie wiedziałam, czy zabawię tu na dłużej, ani nie byłam pewna swojej pozycji w ich drabinie społecznej.

Z rana Drishya przygotowała dla nas napar ohm, którego nauczyła się przyrządzać od uprzejmej sąsiadki. Na ten czas kazałam jej udawać niemowę, aby nie musieć się tłumaczyć z tego kim i skąd (a może raczej z kiedy?) jest.

Nie zadawała mi niewygodnych pytań. Była bardzo empatyczną osobą, doceniłam to w duchu.

Jednak wiedziałam, że należą się jej wyjaśnienia i to porządne, zwłaszcza po wczorajszej szopce, którą odwaliłam. Na spokojnie wszystko jej wytłumaczyłam, dokładnie na tyle na ile pozwalał mi mój ubogi angielski. Czasem Drishya pomagała mi z doborem słów, jakby z góry wiedziała co pragnę powiedzieć. Przez długi czas powstrzymywała się od wyrażenia opinii na temat wszystkiego. Jednak bardzo rozumiała i popierała moją potrzebę odnalezienia Cyryla. Widocznie więzi przyjaźni to było coś, co bardzo ceniła. Wstyd przyznać, ale pewnie dużo bardziej niż ja. Na pewno miałam się czego od niej uczyć. Była jak świeży powiew nadziei w moim życiu.

– To wszystko brzmi dla mnie jak państwo totalitarne z Wielkim Bratem obserwującym każde posunięcie i każdy oddech mieszkańców. A to wszystko posypane

cukrem pudrem – powiedziała, masując sobie bose stopy.

Nie do końca rozumiałam o co jej chodzi z tym Wielkim Bratem, ale przyznałam jej rację aby nie wyjść na głupka.

Rozległo się rytmiczne pukanie do drzwi.

To był Hyun.

– Mam tu coś co sprawi, że poczujesz się jak w domu, tyle, że bez zainstalowanych podsłuchów w każdym zakątku pokoju – rzucił kąśliwie. Mimo, że wszystko za niego wypowiadał dron, to w jakiś sposób umiał przekazać uczucia, które chciał wyrazić Hyun.

Hyun wtargał do środka stary, zakurzony gramofon i położył go na stoliku nocnym obok naszego łóżka. Po czym wyciągnął trzy płyty i ostrożnie umieścił je obok gramofonu. – Hyun! To bardzo miłe z twojej strony – powiedziałam zawstydzona. – Słuchaj, strasznie mi głupio za wszystkie słowa, które wypowiedziałam pod waszym adresem. Byłam ignorantką. Przepraszam. – Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy.

– Nie ma problemu. – Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju, zamykając po cichu drzwi.

– Bardzo o nas tu dbają. Co masz zamiar puścić? – zapytała Drishya.

– Moje ostatnie odkrycie. Zobaczysz, spodoba ci się! – Wyciągnęłam z torby płytę winylową Miry La Luny, którą niedawno kupiłam. – Chodź, połóż się koło mnie i zamknij oczy. – Zachichotałam radośnie.

Leżałyśmy koło siebie, w podziemnym mieście Librapolis, w ciemnym, małym pokoju. Dwie dziewczyny z różnych milieniów, które odnalazły się przypadkiem i które połączyła niezwykła więź.

Melodia rozpoczęła się spokojnie, melancholijnie. Nie znałam tej piosenki. Musiało być ich tam więcej na płycie, niż tylko ta, którą słyszałam na występie.

Atlas ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz