Rozdział 15 (Kasjopeja)

239 3 0
                                    


Kiedy obie, drżące z przerażenia, wtulone w siebie jak dwie małpy czekające w ślepym zaułku na ostre kły tygrysa, w końcu odważyłyśmy się otworzyć oczy, byłyśmy w tym samym miejscu, ale już nie w tych samych czasach.

Stuknęłam kilka razy starą latarkę, która za chwilę oślepiła nas na przywitanie. Spojrzałyśmy wzajemnie na swoje wykrzywione twarze, na których malowały się głupkowate uśmiechy na kolorowych twarzach. Nie wiedziałam, czy to przez adrenalinę, czy przez to co zobaczyłyśmy, ale obie nie mogłyśmy powstrzymać śmiechu. Nadal niepewne, rozglądałyśmy się wokół, aby upewnić się, że znów mi się to udało.

Skok w czasie. Jestem podróżniczką! Mogę ze sobą zabierać pasażerów! To po prostu niesamowite! Czy jaskinia jest czymś, co mi to ułatwia, czy po prostu to brama, zawierające w sobie wyrwę między czasami i tylko tutaj mogę podróżować? W tym momencie odpowiedź nie miała dla nas znaczenia. Jedyna rzecz, która się liczyła, to nasze bezpieczeństwo. Obie przed czymś uciekałyśmy i czułam, że w jakiś magiczny sposób nasze przypadkowe spotkanie nas uratowało.

Drishya rozglądała się wokół.

– No, na razie wygląda zupełnie tak samo. Może jest tu odrobinę ciemniej – powiedziała.

– Poczekaj aż zobaczysz resztę. W tych czasach świat nie jest tak wielki jak u was, ale na pewno nauczyliśmy się jednej rzeczy, czy dwóch. – Puściłam do niej oczko w półmroku. Zważywszy na ciemność i tak tego nie dostrzegła.

Drishya już chciała wychodzić z jaskini, ale pomyślałam sobie, że jej ubranie będzie przyciągać zbyt dużo uwagi.

Ściągnęłam z siebie materiał, którym okryła mnie Drishya i jej go zwróciłam. Kazałam jej chwilę poczekać i poszłam sama kupić coś dla niej w sklepie nieopodal granicy świata.

Sklepik był malutki, wyglądał jak na siłę wciśnięty, w i tak już zapełnioną ulicę. Odsunęłam dłonią brązowe koraliki wiszące w przejściu. Wnętrze było bardzo skromne, z monotonnym wystrojem i kolorystyką. W powietrzu unosił się zapach drewna.

Szukałam czegoś stonowanego. Kupiłam jej prostą, brązowo-pomarańczową suknię do kolan.

Kobieta za ladą zajęta pisaniem wiadomości na komórce nawet na mnie nie spojrzała.

Jedynie posłała wymuszony uśmiech i pochwaliła mój dobry gust.

Podziękowałam i wróciłam do jaskini.

Drishya nie wydawała się zadowolona moim prezentem, ale nie narzekała, tylko od razu się przebrała.

– Przykro mi. Wiem, że twoje ubrania są ładniejsze, ale nie możesz rzucać się w oczy. #

Nadszedł wielki moment, kiedy po raz pierwszy mogła wyłonić się razem ze mną z jaskini. Musiało to być dla niej niezwykłe przeżycie, zobaczyć jak będzie wyglądał świat za dwa tysiące lat.

Zaprowadziłam ją bliżej miasta. Nikt nie postrzegał pozytywnie kręcenia się przy granicy świata.

– Ale macie duże budynki. Większe niż w Ameryce! – Rozpostarła ręce jak ptak, próbując ogarnąć nimi cały widoczny świat.

– A co to takie czarne dookoła? – zapytała.

– To moja droga – zrobiłam krótką pauzę, aby zbudować napięcie – krańce świata. Wy też je macie, ale naukowcy i zakłamane rządy Starego Świata maskowali je z jakiegoś powodu.

Spojrzała na mnie z politowaniem.

– Daj spokój. Nie mów, że jesteś płaskoziemcą.

Machnęłam ręką.

– Jeszcze się o tym dowiecie, tuż przed Upadkiem – powiedziałam.

– Kasjopeja, co tu robisz? Stęskniłaś się za mną? – Na murku nieopodal siedział Hyun. Lekki wiatr kołysał jego podartymi łachami. W rękach trzymał swego drona, który jak zwykle mówił za niego.

– Chodź, zanim ktoś nas z nim zauważy – burknęłam i spróbowałam pociągnąć za sobą Drishyę, ale ta stawiała opór.

– Och, więc już wybrałaś strony – powiedział ze smutkiem dron Hyuna. – O co chodzi? Znacie się? – zapytała zdezorientowana Drishya, nie dając za wygraną. Stała jak osioł i nie mogłam jej ruszyć z miejsca. – O co chodzi z tą mówiącą kulką, którą trzyma na kolanach? – dopytała po cichu.

– To dron. Zaawansowana technologia. Potem wyjaśnię – wytłumaczyłam szeptem, a potem dodałam po deapolijsku na głos, aby nikt nie miał wątpliwości jakie jest moje stanowisko:

– Nie mam nic do dodania. Jako porządna obywatelka Deapolis, nie zadaję się z wyrzutkami działającymi na szkodę społeczeństwa.

– Cyryl mówił, że jesteś inna. Że jesteś marzycielką i nie boisz się prawdy. Nawet nie wie jak się mylił.

Te słowa przypomniały mi o moim zagubionym przyjacielu. Hyun nie mógł tego wszystkiego wymyślić na poczekaniu. To były naprawdę słowa Cyryla. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.

– Co się dzieje? – dopytywała Drishya, i wcale mi tym nie pomagała. Nie mogłam jej za to winić. W końcu nie rozumiała deapolijskiego.

– To jest twój najlepszy przyjaciel, którego opuściłaś kiedy cię najbardziej potrzebował. Teraz grozi mu niebezpieczeństwo, a ty udajesz, że cię to nie dotyczy. – Hyun zmarszczył brwi i przytulił mocniej drona.

Drishya otworzyła szerzej oczy. Patrzyła to na mnie, to na Hyuna.

Mimo, że nic nie rozumiała, to potrafiła wyczuć napięcie między nami. Oboje patrzyli na mnie wyczekująco. Czułam się osaczona.

– Oczekuje się ode mnie zdrady stanu i świętokradztwa tylko dlatego, że... – Głos mi się załamał. Zamilkłam.

– Tylko dlatego, że dzieje się niesprawiedliwość. – Hyun wstał utrzymując zgrabnie balans na kamiennym murze, a Drishya, zupełnie zaskoczona obrotem sytuacji, wycofała się o kilka kroków i przyglądała wszystkiemu. – I dlatego, że może znam sposób, aby dowiedzieć się czegoś o Cyrylu.

Sposób na odnalezienie Cyryla.

Cyryl by się nie zawahał, aby mi pomóc. Nic by go nie zatrzymało.

Hyun sięgnął do brudnego płaszcza i wyciągnął jakiś czerwony obiekt. Rzucił go w moją stronę. Patrzył na mnie zimnym wzrokiem. Jego czarne jak Wieczny Mrok oczy przeszywały mnie na wskroś.

Serce zabiło mi mocniej kilka razy. To był kompas, taki sam, jaki dostałam od Cyryla, tylko, że czerwony. Oczy mi się zaszkliły i rozmazał mi się obraz. Szukałam na oślep własnego kompasu w swojej torbie. Przystawiłam oba do siebie.

– Wiedziałem, że w głębi serca jesteś marzycielką. – Głos młodego Cyryla zadzwonił mi w uszach.

– Nie! Nie okłamano by nas! – wrzasnęłam sama do siebie.

Ktoś wyjrzał przez okno i szybko schował się z powrotem.

– A co jeśli gdzieś tam za granicą kryją się rozległe góry, niekończące się oceany i cała reszta? – nie poddawał się Cyryl z przeszłości.

– Nie... – jęknęłam żałośnie i osunęłam się na ziemie, tuląc oba kompasy. Poczułam ciepłe objęcie Drishyi, która szeptała mi słowa otuchy.

Drishyi, która pochodziła z innych czasów. Ze świata przed Upadkiem. Zza Wiecznego Mroku.

– Po prostu daj nam szansę. Zobacz świat naszymi oczami. Jeśli nawet po tym stwierdzisz, że nie chcesz nam pomóc, uszanujemy to i nigdy więcej nie będziemy cię nachodzić. Przysięgam – Hyun uroczyście przystawił prawą pięść do serca. Podał mi rękę. 

 Chwyciłam ją bez słowa. Była zimna i szorstka. 

Atlas ŚwiatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz