#XXX

657 38 20
                                    

Właśnie widzimy się po raz ostatni w My Turn. Ostatni rozdział, przed wami jeszcze epilog. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Do zobaczenia.

X/tt/ig - irysowej
Nie zapomnijcie o zostawieniu ⭐️!

Odetchnęłam cicho wychodząc z samochodu chłopaka i od razu skierowałam się w stronę drzwi od domu przez które weszłam. Oparłam się o drzwi za sobą i przymknęłam oczy, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech. Przetarłam oczy, aby następnie zdjąć buty i pobiec schodami na górę. Rzuciłam się na łóżku i zapiszczałam w poduszkę, aby nie obudzić mamy. Uniosłam się na łóżku szczerząc się przy tym jak głupia, nie wiem dlaczego chłopak wzbudził we mnie aż tyle pozytywnych emocji, ale na dość długi czas zapomniałam o tym, że taty już ze mną nie ma. Byłam mu tak cholernie wdzięczna za to, że odsunął mnie od tych okropnych myśli.

Uniosłam się powoli i zdjęłam swoje ubrania po czym weszłam do łazienki gdzie wzięłam szybki prysznic.

***

Spojrzałam na swój pokój, który był pełen pudeł oraz stały w nim moje dwie walizki. Była dziewiętnasta, ludzie od przeprowadzek już wynosili kartony z domu, a my z mamą miałyśmy lot chwilę po dwudziestej trzeciej, a więc miałam jeszcze chwilę, aby powspominać dobre chwile. Wsunęłam na siebie swoją bluze i rozejrzałam się po całym pokoju. Złapałam za telefon oraz słuchawki po czym zeszłam na dół gdzie stała mama rozmawiając z jakimś mężczyzną. Za pewne zajmował się przeprowadzkami, bo w końcu miał ogromny napis na swojej bluzie.

— idę się jeszcze przejść i wpadnę do taty na cmentarz. — mruknęłam w stronę mamy i wyszłam z domu nawet nie zwracając uwagę na to na jej słowa, abym na siebie uważała. Raven zawsze i tak pojawia się obok, ma jebany wyczucie.

Wiedziałam, że muszę porozmawiać z mamą o wielu rzeczach w tym o moim rodzeństwie, o którym nie miałam pojęcia, ale jeszcze było na to za wcześnie. Mogłaby skłamać, a ja nie jestem jeszcze gotowa na kolejne kłamstwa. Dziś zacznę kolejny rozdział w moim życiu i nie chcę wracać pamięcią do tych złych. To był mój moment, ostatnia klasa, a potem studia. Wszystko w końcu się uspokoi, a ja nareszcie zaznam ciszy. Już nie będzie kłamstw, morderstw oraz obserwowania. Będę sama w Denver i odpocznę od tego co stało się w Naples. To moja chwila.

Odetchnęłam cicho i wsunęłam do uszu słuchawki z których poleciała jedna z piosenek Davida Kushnera. Jednym czasem miałam obsesje na punkcie Daylight, ale przeszło mi, gdy znalazłam nową piosenkę. Kobieta w końcu zmienna jest.

Zastanawiałam się jak będzie wyglądać teraz moje życie, nowi znajomi, nowa szkoła, nowy dom i może w końcu znajdę, kogoś kto nie będzie mnie ranił na każdym możliwym kroku. Może wreszcie moje życie ułoży się tak jak powinno, może w końcu będę szczęśliwa, ale tylko może, bo nikt z nas nie zna dnia ani godziny kiedy nasze życie runie już na zawsze. Moje runęło przy śmierci taty, ale czy życie chciałoby mnie skrzywdzić po raz drugi?

Weszłam na cmentarz ruszając od razu w stronę grobu taty. Widząc zgaszony wkład od razu go wyjęłam i zapaliłam na nowo. Wszędzie wokół było pełno kwiatów i to różnego rodzaju. Miał już swój grób, biały piękny kamień z czarnymi dodatkami, a na środku wyryta była igła i nić czyli to co kochał najbardziej. Jego największe hobby zostało uwiecznione na jego grobie. Uniosłam swój wzrok na niebo, aby się nie rozpłakać i od razu zatrzymałam się na gwiaździstym niebie. Wyglądało to tak pięknie. Tata tak samo jak ja kochał kosmos, zawsze oboje oglądaliśmy pełno filmu na ten temat i zastanawialiśmy się czy w naszej galaktyce istnieją nasze sobowtóry. Te same imiona, nazwiska, twarze czy nawet głosy.

— I jak tato? Mam swojego sobowtóra? — szepnęłam, a mimowolnie po moim policzku popłynęła łza. Pusta słona łza. Tam na pewno jest mu lepiej, a teraz razem z babcią jest moim aniołem stróżem.
Westchnęłam cicho czując wibracje telefon, a więc od razu uniosłam urządzenie, aby zobaczyć kto do mnie napisał. Był to Leo i uniosłam brew patrząc na wyświetlacz jednak weszłam na wiadomość.

SMS od Leo
Hej, spotkamy się jeszcze w parku? Chce ci coś wręczyć!

SMS do Leo
Daj mi pięć minut.

Odetchnęłam cicho i ucałowałam swoje palce, aby po chwili przyłożyć je do zdjęcia swojego taty. Otarłam łzę i od razu ruszyłam w stronę parku, który znajdował się niecałe pięć minut drogi stąd. Przyspieszyłam nieco kroku i zdjęłam swoje słuchawki, które wsunęłam do kieszeni swojej bluzy. Przejechałam językiem po dolnej wardze na delikatny chłód, który był spowodowany wiatrem. Pogoda niczym wyjęta z pieprzonej jesieni. Uniosłam wzrok na wejście do parku i od razu ruszyłam przed siebie. Czułam się bezpieczna, bo wiedziałam, że wszędzie były kamery. Zamontowali je jakiś czas temu, gdy zostało porwane jakieś dziecko. Na szczęście odnaleźli je całe i zdrowe jednak nie uwaga matki została wzięta pod uwagę, takie osoby nie powinny mieć dzieci jeśli ważniejszy jest dla nich telefon, bo właśnie to robiła kobieta. Grała w tamtym czasie w jakąś grę, całe Naples potem patrzyło na nią spod byka.

— hej, tutaj jestem! — zawołał uśmiechnięty chłopak machając w moją stronę ręką.

Nasz ukochany plac zabaw.

Od razu weszłam na zagrodzone miejsce i podeszłam do chłopaka, którego delikatnie ścisnęłam.

— słucham Cię, co chciałeś mi dać? — zapytałam i spojrzałam mu od razu w oczy, był czysty. Nie okłamał mnie.

— a to niespodzianka. — zaśmiał się cicho i podszedł do rogu bramek. — tu, prawie dziesięć lat temu zakopaliśmy nasze bransoletki nierozłączki, pamiętasz? — zapytał na co uniosłam brew i kiwnęłam głową. — już zostaniemy rozłączeni, a więc pora je zabrać. — dopowiedział, a w moim sercu rozlało się ciepło.

— będziemy je teraz nosić na nadgarstkach, bo obiecaliśmy sobie, że zabierzemy je na studia, a gdy się spotkamy to złącza się nowo dzięki magnesowi. — mruknęłam jednak podeszłam do chłopaka i spojrzałam na miejsce. Dokładnie je pamiętam, były w tym rogu, abyśmy łatwo mogli je znaleźć.

Chłopak podszedł do piaskownicy skąd zabrał zabawkową łopatkę i bez wahania zaczął nią kopć. Sama zrobiłam to samo i zaczęłam kopać tuż obok niego, a widząc dwie koralikowe bransoletki rozszerzyłam oczy.

— kurwa. Nie sądziłam, że je znajdziemy. — zaśmiałam się i zaklaskałam odkładając łopatkę na bok. Czułam się jak dziecko. Jakbym znowu miała te siedem lat i przyszła z tatą na plac zabaw, aby pobawić się z Blair oraz Leo. Blair nie miała takiej bransoletki, bo były tylko dwie, ale on swoją dzieli z blondynką mimo, że później i tak przyjęło się, że to ja i on mamy swoje bransoletki. Bez Blair.

— jakby ich tu nie było to bym się chyba załamał. — zaśmiał się i wyjął z ziemi pokrytej piaskiem dwie bransoletki. Sięgnął do torby treningowej i wyjął z niej wodę, aby w następnej kolejności przemyć obie bransoletki. Wstałam powoli i spojrzałam mu w oczy jednak ten zamiast mi ją wręczyć uklęknął na jedno kolano i spojrzał mi w oczy.

Celeste Miller czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostaniesz moją najlepszą przyjaciółką i siostrą od innych rodziców już na zawsze? — zapytał patrząc mi w oczy, a mi mimo, że to wcale nie były oświadczyny zaszkliły się oczy. To było tak cholernie urocze, mój mały brat wrócił.

— głupie pytanie, oczywiście, że tak! — zaśmiałam się cicho, a chłopak wsunął na mój nadgarstek bransoletkę. Na jednej z nich było imię Leo czyli w tym wypadku na mojej, a na jego widniało imię Celeste. Przysunęłam swoją bransoletkę do jego, a w tym momencie obie się złączyły tworząc mały napis Leo & Celeste.

Wyszczerzyłam się jak głupia i musiałam uwiecznić tę chwilę robiąc zdjęcie naszym bransoletką. Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy.

— nie znajdź w Denver innego brata, bo będę zazdrosny. — mruknął prześmiewczo jednak wyczułam w tym nutkę powagi.

— nikt nie byłby w stanie cię zastąpić, Leo — odparłam wręcz od razu i pokręciłam głową patrząc mu przez cały czas w oczy.

— obiecaj na Pana Niedźwiadka. — wskazał na mnie palcem na co cicho się zaśmiałam. Pan Niedźwiadek, był misiem, którego wygrał mi chłopak gdy mieliśmy po dwanaście lat. Kiedy jeszcze byliśmy cholernie blisko.

— obiecuję na Pana Niedźwiadka. — uniosłam dwa swoje palce przyrzekając przy tym niczym pierwszoklasistka ze szkoły podstawowej — ale teraz muszę już iść. — szepnęłam i podeszłam do niego mocno wtulając się przy tym w jego ciało. Chłopak od razu mnie objął i cmoknął w czubek głowy na co przymknęłam oczy. Odetchnęłam cicho i po paru dobrych sekundach się odsunęłam nie odwracając od niego swojego wzroku. — do zobaczenia, bracie. — wyszeptałam i odwróciłam się plecami do chłopaki wstrzymując przy tym oddech. Ruszyłam przed siebie próbując pohamować przy tym łzy. Nie patrz na niego.

— Celeste. — usłyszałam za sobą jednak nie należał ten głos do Leo. Zmarszczyłam brwi i powoli się odwróciłam, a to co w tamtym momencie zobaczyłam doszczętnie mnie zniszczyło. — jakieś ostatnie słowa do przyjaciela? — zapytał męski niski głos, a ja stałam jak wryta patrząc na mężczyznę w masce, który trzymał nóż tuż przy gardle chłopaka.

Nie, nie, nie, nie.

— Nie! — krzyknęłam i od razu ruszyłam biegiem w stronę mężczyzny jednak to nic nie dało.

— Celeste... — wyszeptał jedynie chłopak nim mężczyzna, który stał tuż za nim pozostawił czerwony ślad na jego skórze. Krzyknęłam głośno patrząc na przyjaciela. Od razu podbiegłam do chłopaka jednak jego oprawca zdążył zrobić już parę dobrych kroków do tyłu. Zniknął. To on zabił tatę, a teraz Leo. To on!

Od razu uklęknęłam przy przyjacielu łapiąc za jego twarz i drżącymi dłońmi pogładziłem kciukiem jego policzek. Moje słone łzy kapały na jego martwą twarz, a po chwili głośny krzyk odbił się echem po całym parku. Tak bardzo płakałam.

Straciłam brata. Straciłam mojego braciszka. Mojego Leo.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ MY TURN.

MY TURN Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz