22. Czy to już obsesja?

111 10 49
                                    

POV. Vox:

Cały dzień starałem się trzymać przy sobie Kailie i przebywać w miejscach w których była największa prawdopodobność żeby Al się tam pojawił ale nie było go nigdzie. Cały dzień. Odkiedy wstałem, nastolatek już znikł i nie pokazał się przez cały dzień. Nawet Rosie go nie widziała, a co najdziwniejsze kadra obozu nie widziała w tym nic dziwnego i nie interesowała się tym. Przecierz on jest niepełnotelni, na Szatana! W pewnym sensie trochę się martwiłem czego uczciwie nie chciałem przyznać natomiast czas jaki poświęcałem dziewczynie tylko żeby zobaczyć zazdrość spikera ciągnął się nieubłaganie.

Ale Statysfakcja jaką z tego czerpałem była wręcz przerażająco wielka i...uzależniająca do tego stopnia że gdy nie miałem przy sobie Alastora poświęcającego mi jaką kolwiek uwagę lub widząc jego emocje wywołane przezemnie, świrowałem. Moze i była to obsesja.

Lewdo utrzymywałem się siedząc spokojnie ma miejscu aż wreszcie nie wytrzymałem i sięgnąłem telefon z kieszeni. Pięć razy zmieniłem wiadomość której treść była tym samym "Gdzie ty jesteś?"  tylko że ubranym w inne słowa. Wreszcie po wachaniu się wysłałem wiedomość.

Szatynka siedząca obok mnie posłała zdezorientowany i pytający uśmiech. Jeszcze przed chwilą udawałem całkowicie zainteresowanego jej nudnym życiorysem a teraz wyciagnąłem telefon co faktycznie mogło wydawać się nieco dziwne. Postanowiłem totalnie olać to co ma obecnie dziewczyna w głowie bo już cały dzień z nią spędzony zaczął robić się nudny i czas rozciągał się jak z gumy.

Wtedy zobaczyłem bruneta przechodzącego korytarzem obok parterowego holu a na dodatek spoglądającego na mnie.

Idealnie. Na to czekałem.

Przyciągnąłem do siebie nastolatke w talii i pocałowałem tym razem w usta. Nie protestowała więc pogłebiłem pocałunek żeby wyglądał na jak najbardziej namiętny. Może i robiłem to tylko żeby wkurwić Alastora ale pomimo to nie chcialem jej zmuszać do niczego. Jednym lekko otwartym okiem widziałem że chłopak zatrzymał się w korytarzu wręcz wrząc z zazdrości. Zamkąłem oczy i oddałem się pocałunkowi wiedząc że Al teraz patrzy.

Moje spojżenie powędrowało ponownie na spikera nadal stał tam wyglądając na w głebokim szoku

Cholera... Zrobiło mi się go szkoda przez to co zrobiłem.

Zaraz.... co?

Sam robił gorsze żeczy za moimi plecami. Z tą myślą dalej całowałem dziewczynę czując na sobie ciężkie spojżenie. Okej, chyba już starczy. Odsunąłem od siebie dziewczynę.

- Vox, ja- Oh, nie. Nie chce już cię słuchać. Przerwałem jej kladąc wskazujący palec na jej ustach.

- Musze już iść. - rzuciłem jakby to nie była żadna wielka żecz.

Z nadzieją że spiker nie poszedł do pokoju ruszyłem tym samym korytarzem w którym przed chwilą stał brunet a teraz tak nagle wyparował. Zadowolony przemierzałem korytaż aż usłyszałem za sobą głos przepełniony wściekłością na który przeszły mnie ciarki szcześcia.

- Vox...kto to? - obruciłem się dumnie patrząc na chłopaka który wybrał te słowa prawdopodobnie tylko z powodu braku pomysłu na początek rozmowy. Doakonale wiedział pwenie kto to.

Moje szczeście trochę opadło gdy teraz przyjżałem się mu dokładniej. Jak na lekko ciemniejszą karnacje jakiej był chłopak wyglądał na cholernie bladego.

- A co? Zazdrosny? - mimo to uśmiechnąłem sie z zadowoleniem gdyż duma nie dała mi rady pokazać zmartwienia zaraz po tym jak chciałem wywołać u niego zazdrość.

- Nie... - odpowiedział cicho patrząc na buty.

- Oh..coś nie tak? Znanemu spikerowi zabrakło głosu? A może nie kłamie już tak dobrze jak kiedyś? - Zmarszyczyłem zbwi z drwiącym wspułczuciem na twarzy.

- Vox! Przestań sobie żartować! Nagle teraz cię nie obchodzę? - przechylił głowę pytająco.

- Tak samo jak ja ciebie nie obchodziłem gdy zniknąłeś sobie na cały dzień do swojego kochasia nie dając znaku życia! - Zśmiałem się sarkastycznie widząc z jakim zaskoczeniem że strony bruneta spotkałt się moje słowa.

- Obchodziłeś mnie! Tylko...- zagotowało się we mnie na te nieudolne kłamstwa.

- Tylko? Tylko co? Gdy robił ci malinki nie obchodziło cię moje zmarwienie! - przerwałem mu przewracając oczami i pochylając się w jego stronę.

- Ty......Ty myślisz że ja tego chciałem?! - Jego oczy zamgliły się wypuszczajac parę łez spływających po policzkach i zaraz po tym oparł się o ściane blednąc jeszcze bardziej, o ile to możliwe.

- Co ty powiedziałeś? - spytałem nie rozumiejąc jeszcze bardziej.
Chłopak osunął się ze ściany i upadł na kolana oddychjąc ciężko.

- Al? Co się dzieje?! - ukucnąłem przestraszony trzymając go za ramiona. Brunet zemdlał a ja natychmiast złapałem go czując ciśnienie rosnące z przerażenia.

Kurwa...kurwa...kurwa....jest źle...jakim cudem nie zauważyłem że zaczął się głodzić? Już wcześniej miał z tym problemy! Powinienem go przypilnować!

Takie myśli snuły się ciągle po mojej głowie gdy podniosłem zemdlałego  chłopaka. Niemal ze łzami w oczach zabrałem go do opiekunów przesiadujacych na kanapach w holu. Zmierzyli mu puls i zadzwonili po karetkę. Trząsłem się z przerażenia gdy przez cały czas czekania. Usłyszałem że kadra nie mogła się dodzwonić się nawet dodzwonić do jego rodziców gdy zwinięty na kanapie przygryzałem wargę prawdopodobnie wyglądając jakbym ledwo powstrzymywał się od płaczu.

To wszystko moja wina! Znowu!

Powinienem przypilnować go, a jak ostatni dupek odwróciłem się od niego nie wiedząc jak się sprawy mają. Jeszcze pocałowałem tą dziewczynę na jego oczach.... Jak mogłem go tak zranić...to nie była jego wina..od początku to nie była jego wina!

Moje przerażenie i smutek zastąpił gniew gdy tylko przetworzyłem sutułacje a w tymczasie wszyscy już poszli do swoich pokoji lub jedli kolacje. Kto mu to zrobił? I czemu mi nie powiedział? Po mojej głowie snuły się tortury o ktore sam siebie bym nie posądzał.

Ale najpierw musze go zobaczyć. Wiedzieć że nic mu nie będzie. Otarłem łzy niespostrzeżenie napływające do czu i skierowałem się do opiekunów którzy sami jadąc tam jako iż byli odpowiedzialni za nas i wybłagałem od nich żeby mnie ze sobą.


- Alastor Hartfelt. Gdzie on jest? Co mu się stało? - spytałem z irytacją gdy lekarz bezpośpiesznie spojżał na mnie, watpliwie unosząc brew.

- A ty to kto? - odpowiedział pytaniem na pytanie wykończając moją cierpliwość.

- Jego przyjaciel. - wysyczałem przez zaciśnięte zęby.

- Przykro mi ale nie masz uprawnień do żadnych informacji na jego temat. - odpowiedział znużonym tonem nie wyrażającym ani krzty wspułczucia.

- Słuchaj, nie mam ani czasu ani energi na jakieś jebane..- w tym momencie przerwałem sam sobie i ruszyłem za opiekunką która przejeła obpowiedzialność za wszystko i miała uprawnienia, szyderczo uśmiechając się do oburzonego pracownika szpitalu.

Natomiast wewnętrznie rozpaczałem ze stresu a brzuch zawiazywał się z supeł przyprawiając o niemały ból.

- co mu jest? - spytałem się ponownie kobiety.

- Jeszcze nie stwierdzili ale prawdopodobnie ma anemie. - na tych słowach świat się ztrzymał.

Gdybym go pilnował i wysłuchał nic takiego nie miałoby miejsca. Może nie powiedział ci dlatego że zachowywaleś się jakbyś nie chciał wiedzieć, głupku?





==============================

No.. to także, koniec sielanki Al.
Ale się porobiło Xd

Ciekawe co biedna Kailie teraz sobie myśli.

| RadioStatic Przed Śmiercią | Alastor x Vox humansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz