12. Kac i wielki powrót.

160 13 109
                                    


POV. Vox:

- Ała....kurwa...- warknąłem tylko gdy udało mi się otworzyć oczy przez rozsadzający czaszke niesamowity ból. Zaraz zamknąłem oczy i zacisnąłem ręce na włosach próbując zmusić się do wykonywania czynności życiowych.

Po pierwszej fali bólu, do mojej świadomości dotarł dźwięk spokojnego oddechu i coś oplatające mnie dookoła. Wytrzeszczyłem oczy i ze wsztrzymanym oddechem spojrzałem na bruneta oplatającego mnie mocno nogami i rękami jakbym miał gdzieś zaraz uciec. Heh. Ma jakiś dziwny nawyk łapania losowych żeczy podczas snu. Właściwie to wychodzi mi to na dobre. Poczułem ostatnio bardzo znajome ciepło na policzkach i przyjżałem się chłopakowi ubrudzonemu ziemią i trawą z kilkoma liśćmi w potarganych włosach.

Mógłbym zostać tak wieczność gdyby nie nagłe i bardzo głośne pukanie do dźwi. Niechętnie podniosłem się z łóżka odplatając od siebie kończyny Alastora gdy pukanie ponowiło się poraz drugi tym razem głośniejsze.

- Już idę! - wywarczałem przez zaciśnięte zęby wlokąc się do dźwi niczym chomik gdy zejdzie z kołowrotka. Otworzyłem gwałtownie dźwi prawdopodobnie niemal zabijając osobę która za nimi stała ale nie miałem siły przez huczący w czaszce ból przez który lewdo stałem prosto.

Męszczyzna który za nimi stał zmierzył mnie od stóp do głowy nieprzychylnym wzrokiem i odchrząknął.

- Za dwie godziny jedziemy na szlak turystuczny więc doprowadź się do porządku. I twojego przyjaciela poprosze za piętnaście minut na dole przy recepcji. - Opiekun obozowy pomijając przywitanie się zajżał do środka pokoju a jego wzrok padł na nastolatka który budził się z podobnym jękiem bulu do mojego.

- Czemu on musi być wcześniej? - Zmrużyłem oczy i założyłem dłonie na biodra. Wydawało mi że nawet na mnie nie spojżał tylko świdrował wzrokiem Alastora który przechodził ten sam etap kacu co ja przed chwilą.

- To już wytłumacze jemu, ale przekaż mu że jeśli się spuźni to będzie miał kłopoty. - Odszedł zostawiając mnie przetwarzającego sytułacje.

Z wielkim bulem schyliłem się pod łużko i wyciągnąłem apteczke Alastora. Chuj wie po co mu apteczka na obozie letnim ale przydaje się już drugi raz więc nie narzekam.
Wyciągnąłem dwie tabletki i zabrałem szklankę ze stoliczka na środku pokoju.

Poszedłem do łazienki napełnić naczynie wodą i niemal odrazu połknąłem tabletki duszkiem wypijając wode. Chcąc czy nie chcąc spojżałem na lutro. No dobra, nie dziwie się że tak krzywo mnie zmierzył. Policzek cały ubłocony, trawa we włosach przypominających obecnie conajmniej gniazdo, ubrania pogniecione i też nie najczystrze a kolana brudne od ziemi. Nieważne puźniej się ogarnę, to Alastor musi się śpieszyć.

Z tabletką w garści i kolejną szklanką wody przykucnąłem przy brunecie wciskającym twarz w poduszke.

- Al, wstawaj. Musisz być na dole za piętnacie minut przy recepcji, ten dziad z kadry chce cię widzieć i mówi że jeśli się spuźnisz to będziesz miał kłopoty. - położyłem dłoń na jego plecach i parsknąłem słysząc w odpowiedzi niezadowolone mruknięcie stłumione przez poduszkę.

- Zostaw mnie...głowa mi pęka...- wyjęczał zaciskając poduszke na głowie.

- Właśnie dlatego daje ci wode i tabletki. - powoli ściągnąłem poduszke aby spotkać się z niezadowolonym spojrzeniem.
Wstałem i oparłem się o framuge drzwi a brunet usiadł na brzegu łużka i połknął pigułke wypijając przy tym całą szklankę.

Bez słowa wziął ubrania z szafy i zaszył się w łazience. Troche zignorowałem suche zachowanie chłopaka i usiadłem przy projekcie nowego opracowania przeciwko wirusowego z komputerem na kolanach.

| RadioStatic Przed Śmiercią | Alastor x Vox humansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz