Rozdział 5

1K 47 7
                                    

Wchodząc na stadion nie potrafiłam kryć mojego podekscytowania. To była coś co wyobrażałam sobie od małego, Ja na meczu Barcy na dodatek w sektorze VIP i później impreza z piłkarzami to było coś niesamowitego, coś co sprawiał że moje serce biło szybciej.
Razem z dziadkiem zajęliśmy nasze miejsca, zrobiłam tradycyjna fotkę na instagrama żeby się pochwalić że właśnie spełniam marzenie, więc pozostawało tylko czekać na rozpoczęcie meczu. Stadion był pełny, osobiście nie widziałam żadnego wolnego miejsca, w końcu był to mecz tak dobrych klubów, jednak z radością muszę stwierdzić że przeważały barwy Dumy Katalonii.
Po około 10 minutach weszli zawodnicy, byli tam wszyscy: Messi, Suarez, Pique, Neymar więc mecz po prostu musiał być świetny. Po tych wszystkich ceremoniach przedstawienia, powitania zaczął się mecz, a to już nie były przelewki. W 22' Messi był bardzo blisko strzelenia gola po podaniu Neymara niestety jednak nie wykorzystał sytuacji i zawodnicy zeszli na przerwę z wynikiem 0:0. Byłam trochę zła chciałam widzieć te piękne gole, asysty a tu na razie nic. Oczywiście druga połowa w pełni spełniła moje oczekiwania na sam początek w 64' do bramki trafił Messi i już był jasne że Bayern nie będzie miał teraz łatwo. Później jednak oliwy do ognia dolał Neymar który w 79' strzelił pięknego gola główką a później w doliczonym czasie gry oszukał wszystkich obrońców i po przebiegnięciu połowy boiska strzelił kolejnego gole, bramkarz był bez szans. Nic więc jednak nie pomógł jeden gol Bayernu zdobyty przez Lewandowskiego. Barcelona po prostu zmiażdżyła Bayern 3:1.
- I jak Ci się podobało?- zapytał dziadek po meczu
- DZIADKU to było świetne. Jeszcze raz dziękuje ci za ten prezent to była miazga.
- miazga? hahahaha to wasze dzisiejsze słownictwo czasem mnie dobija.
Po tej krótkiej choć śmiesznej rozmowie wróciliśmy taksówką do hotelu i zaczęłam się szykować na tą imprezę. Założyłam sobie zwykłą pudrowo różową spódnicę i kimono w kwiaty żeby przykryć czymś ramiona. Szybko wzięłam jeszcze małą torebkę w której miała najpotrzebniejsze rzeczy i wyszłam z pokoju kierując się w stronę recepcji. Tam spotkałam dziadka który życzył mi dobrej zabawy, podziękowałam, pożegnałam się z nim i ruszyłam do taksówki. Po jakiś 10 minutach byłam już ponownie dziś pod Camp Nou. Zapłaciłam taksówkarzowi i wysiadłam kierując się w stronę odgłosów dobrej zabawy i głośnej muzyki które prowadziły do klubu pod stadionem.

Romantyczna przygoda w BarcelonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz