Ratunek

9 0 0
                                    

Pov: Toya

Powiem tak.. spędzenie czasu z Kohane... było dobrą opcją, poczułem się trochę lepiej wypiłem z nią herbatkę nawet się lekko pośmialiśmy. Pooglądaliśmy film ostatecznie też na chwilę zasnąłem, gdy Obudziłem się to przyszła również An I tak mówiąc szczerze to podsłuchałem że mówili o Akito... chyba An na niego nakrzyczała.. miałem wyrzuty sumienia... mogłem siedzieć cicho i nic nie mówić... albo po prostu mogłem się nie przywiązywać jak zwykle.. Była już noc.. późno.. zobaczyłem że mój tata do mnie dzwonił... może być nie ciekawie jak wrócę do domu...
- Kohane... An.. ja już będę szedł do domu..  - powiedziałem lekko załamanym głosem na co dziewczyny spojrzały się na mnie martwiąco.
- Napewno nie chcesz zostać? Odprowadzić cie chociaż? - zapytała An a ja pokiwałem przecząco głową.
- Nie nie spokojnie poradzę sobie.. muszę już wracać na spokojnie.. jutro się w szkole spotkamy.. a noi dziękuję za dziś Kohane - lekko się uśmiechnąłem do niej a ona odpowiedziała tym samym.
- Uważaj na siebie toya dobrze..? napisz jak będziesz w domu.. - powiedziała kohane na co ja kiwnąłem głową i wyszedłem z domu.

Założyłem kaptur idąc przed siebie kochane mieszkała daleko ode mnie więc miałem do domu jakieś 40 minut? Eh no trudno najwyżej będę mieć jeszcze wieszką zjebke.
Można powiedzieć że ja to jak baba. Boję się chodzić sam w nocy i muszę się cały czas obracać za siebie.

Tym bardziej że zawsze się czuje jakby ktoś mnie śledził ale tym razem jeszcze bardziej się bałem nie wiem czemu, telefon miał 2% więc jeszcze bardziej byłem przestraszony. Wybrałem drogę na skróty by szybciej pójść do domu ale od tamtego momentu naprawdę się czuje jakby ktoś za mną szedł. Obróciłem się za siebie by zobaczyć że to tylko mój wymysł ale tym razem... KTOŚ TAM NAPRAWDĘ BYŁ.

Przestraszyłem się i zacząłem iść szybciej nie obracając się za siebie.
W pewnym momencie poczułem jak ta osoba się do mnie zbliża obracając się za siebie zobaczyłem jak blisko jest. Przestraszyłem się już tak bardzo że nie wiedziałem co zrobić zacząłem lekko biec ale nie miałem siły. Chciałem zadzwonić do kogoś wybrałem numer do kohane i odebrała ale ja nie zdążyłem nic powiedzieć oprócz że ktoś za mną idzie boję się i mój telefon się rozładował...

Gdy obróciłem się zobaczyłem tą osobę przed sobą dużo wyzszy ode mnie człowiek masywny stał nade mną, bardzo sie bałem. Poczułem jak przygwoźdza mnie do ściany i zaczyna dusić.
- Dobra mały to nie miejsce dla takich jak ty wyskakuj z hajsu to może cię nie zabije. - powiedział agresywnie mnie uderzając..
- Nic nie mam.. mam telefon jak chcesz... - powiedziałem lekko słabym głosem. Wziął mój telefon i pp prostu go wyrzucił na ziemię z takim impetem że już było po nim.
- NA CHUJ MI TO GÓWNO ŻEBY JESZCZE GLINY MNIE ŚCIGAŁY MÓWIE HAJS KURWA - znów mnie uderzył mocno.
Tak naprawdę może nawet chciałem by pobił mnie na śmierć.. zrobiłby to ktoś oprócz mojego ojca.. dziwne.. bo myślałem zawsze że to z rąk ojca umre.. Uderzył mnie kolejny raz gdy kolejny jego ruch ktoś skutecznie zatrzymał spryskał gazem pieprzowym i skutecznie położył na ziemię związując jakąś linką popatrzyłem w górę by zobaczyć kto to jest. Był też cały czarny... kaptur wszystko.. kto to jest i czemu.. kohane komuś powiedziała...? Zrobiło mi się ciemno przed oczami... chyba zemdlałem..

Pov: Akito

Gdy spacerowałem sobie nagle ktoś do mnie zadzwonił.
- AKITO BŁAGAM WEŹ COŚ ZRÓB TOYA DO MNIE DZWONIŁ ZE COS SIE DZIEJE ON WYSZEDŁ JAKIES 20 MINUT TEMU ODE MNIE Z DOMU I JUZ NIE ODBIERA TELEFONU JA NIE MOGE WYJSC Z AN BO MOI RODZICE WROCILI PROSZE POSZUKAJ GO CZY COKOLWIEK - krzyczała przez telefon zdepresowana Kohane.
- Czekaj co.. ja jestem na dworze ale jak.. Toya... przecież jak ja mam go znaleźć kurwa w środku tokyo!? - krzyknąłem na co komórka się rozłączyła.
- JAPIERDOLE KOHANE! - krzyknąłem a mój głos się rozległ pp cichej ulicy. Szłem szybkim krokiem 5 minut obserwując otoczenie gdy nagle coś usłyszałem..  Krzyk jakiegoś mężczyzny stwierdziłem że coś się może dziać więc podszedłem zobaczyć o co chodzi.
Przeraziłem się lekko gdy zobaczyłem jak jakiś typ bije toye... Nie zastanawiając się wziąłem gaz pieprzowy z swojej kieszeni i podchodząc go tyłu dając mu z pieści i opsikając gazem pieprzowym. Położyłem go na ziemi tak by nie mógł się ruszać i związałem. Toya patrzył się na mnie do góry a po chwili omdlał.
- Japierdole gorzej być nie mogło... - powiedziałem do siebie. Zadzwoniłem po policję i poinformowałem że związałem jakiegoś kryminalistę na ulicy nowej  i że na monitoringu będą widzieć co się stało.
Wziąłem szybko toye na ręce, nie wiem czy to ja jestem taki silny czy on lekki ale Wziąłem go bez problemu kierując się do mojego domu zajęło mi to jakieś 10 minut gdy wszedłem. Światło było oświecone a ja zdjąłem buty I wszedłem do salonu.
- NO I GDZIE TY BYŁES CAŁY DZIEŃ DEBI- CO O BOZE TOYA!?  - krzyknęła ena podchodząc do mnie.
- No.. sprawy się pokomplikowały rozłóż kanape szybko i daj pierzynę i pościel położę go tu. - powiedziałem stanowczo na co ena szybko zrobiła to co powiedziałem. Położyłem go zdjąłem mu buty kurtkę I inne takie by było mu wygodnie i powiedziałem enie by go obejrzała czy nic mu nie jest poważnego a ja zadzwoniłem do kohane.
- Toya jest u mnie i zostaje na noc jakby co jest już bezpieczny - powiedziałem I nie czekając na jej odpowiedź rozłączyłem się.

Ena do mnie podeszła.
- Nie pobił go aż tak źle..  nawet śladu nie ma.. tyle że mógł zemdleć z strachu i no... - powiedziała lekko przygnębiona.
- Jak to nie aż tak źle to skąd ma te wszystkich siniaki teraz? - spytałem nerwowo.
- Uh.. to wiesz... lepiej będzie jak kiedyś sam się dowiesz - powiedziała ena a ja resztę się jakoś mogłem tylko domyślać.

Poszedłem sobie zrobić herbaty i enie też.
- Po prostu zostanie tu na noc i jutro pójdzie do szkoły..  I tak nie wiem gdzie mieszka.. eh jakiś typ go pobił..   - powiedziałem
- japierdole co za pojebaniec... - stwierdziła ena a ja nie zaprzeczałem. Popatrzyła się na mnie.
- Ty też strasznie blado wyglądasz... weź już idź spać.. rozchorujesz się jeszcze czy coś... - powiedziała ena a ja popatrzyłem na toye.
- Eh.. no dobrze dobrze ale ty też idź..  tu mu chyba będzie okej co nie.. - powiedziałem
- Na spokojnie będzie z nim dobrze...
Po prostu chodźmy spać..  - stwierdziła ena a my udaliśmy się do swoich pokoi. Powiem tak to był bardzo Ciężki dzień.

Pov: Toya

Wstałem rano nie wiedząc gdzie ja jestem.. zobaczyłem Ene w kuchni i przypomniałem sobie wczorajszą sytuację.
- Huh.. Ena... - powiedziałem jeszcze lekko się przebudzając.
- O toya Obudziłeś się! - powiedziała przynosząc mi od razu ciepłą kawę i śniadanie.
- masz zjedz i wypij... Akito nie przyjdzie bo się rozchorował dziś... - powiedziała ena.
- Uh.. dobrze dobrze ale.. co się stało czemu tu jestem... - zapytał toya
- Akito mówił że wracając do domu ktoś cie pobił i przyniósł cie Tu na rękach bo zemdlałeś.. - powiedziała lekko smutna ena.
- lepiej się czujesz tak? - spytała się mnie a ja potaknąłem głową na tak popijąc kawę.

Gdy zjadłem śniadanie, Ena na mnie poczekała i obaj wyszliśmy z domu a ja tylko myślałem o całym wczorajszym dziwnym dniu... No nic do szkoły.. a w domu będę mieć przejebane...

To ty mnie uratowałeś - Akito x ToyaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz