Rozdział 17

3 0 0
                                    

Szliśmy przez las w ciszy, a jedynymi dźwiękami były trzaski gałęzi pod naszymi butami i śpiew ptaków. Ojciec prowadził, trzymając mapę, a Nicole szła za mną, co chwilę obracając się, jakby chciała upewnić się, że nikt nas nie śledzi.
Choć las wydawał się spokojny, nie mogłam pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak. Mój koszmar wciąż tkwił w mojej głowie – zarażeni dobiegający do drzwi, ich mgliste oczy i czarne plamy. „To tylko sen” – powtarzałam sobie w myślach, ale las wokół mnie zdawał się z każdą chwilą coraz bardziej przypominać scenerię z mojego koszmaru. Kiedy weszliśmy na niewielką polanę, ojciec nagle zatrzymał się i uniósł rękę, nakazując ciszę. Nicole i ja stanęłyśmy za nim, patrząc na to, co przykuło jego uwagę.
Na ziemi, wśród trawy, leżała porzucona torba.
– Ktoś tu był – powiedział cicho ojciec, podchodząc ostrożnie do znaleziska.
Nicole spojrzała na mnie z niepokojem.
– Myślisz, że to…? – zaczęła, ale przerwałam jej, kładąc rękę na jej ramieniu.
– Nie wiemy – odpowiedziałam. Ojciec nachylił się nad torbą i ostrożnie ją otworzył. W środku były różne rzeczy: zużyte baterie, butelka wody i coś, co wyglądało jak prymitywna mapa z odręcznie narysowanymi drogami.
– To nie jest sprzęt z bunkra – powiedział, oglądając zawartość. – Ale nie wygląda na porzucony dawno temu.
Spojrzał na mnie i Nicole z powagą.
– Musimy być ostrożni. Jeśli ktoś tu był, może wrócić. Szliśmy dalej, ale atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej napięta. Każdy szelest liści sprawiał, że Nicole odwracała głowę, a ojciec trzymał broń gotową do strzału.
W pewnym momencie miałam wrażenie, że coś nas obserwuje.
– Tato – szepnęłam, zatrzymując się. – Myślisz, że ktoś nas śledzi?
Ojciec spojrzał na mnie, a potem na las wokół nas.
– Możliwe – odpowiedział. – Ale dopóki nie mamy pewności, nie róbcie gwałtownych ruchów. Nicole spojrzała na mnie z przerażeniem.
– A jeśli to zarażeni? – zapytała cicho.
Ojciec nie odpowiedział. Jego milczenie było wystarczająco wymowne. Kiedy dotarliśmy na kolejną polanę, usłyszeliśmy coś, co zamroziło nas na miejscu – charakterystyczne, nieludzkie jęki. Dźwięk wydawał się dochodzić z gęstwiny po naszej lewej stronie.
Ojciec uniósł broń, a ja i Nicole cofnęłyśmy się o krok.
– Co to było? – wyszeptała Nicole.
Z gęstwiny wyszła postać. Jej ciało było pokryte czarnymi wrzodami, a oczy wyglądały, jakby były zasnute mgłą. Zarażony. – Nie ruszajcie się – powiedział ojciec, mierząc w niego bronią.
Postać poruszała się powoli, chwiejnie, jakby jej ciało było cięższe niż powinno. Ale kiedy nas zobaczyła, wydała przeraźliwy dźwięk i rzuciła się w naszym kierunku.
– Nicole, Amy, biegnijcie! – krzyknął ojciec.
Nie myśląc, chwyciłam Nicole za rękę i pociągnęłam ją w przeciwnym kierunku. Za sobą słyszałam strzały, a potem kolejne jęki, które zdawały się przyciągać więcej tych stworzeń. Biegłyśmy przez las, omijając gałęzie i korzenie, aż dotarłyśmy do miejsca, gdzie znajdowała się mała skarpa. Nicole zatrzymała się, łapiąc oddech.
– Co z tatą? – zapytała, patrząc na mnie z przerażeniem.
Chciałam odpowiedzieć, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, zza drzew wyłonił się ojciec. Był zdyszany, ale cały i zdrowy.
– Musimy się stąd wynosić – powiedział, chwytając nas za ręce.
– Ilu ich było? – zapytałam, biegnąc za nim.
– Za wielu – odpowiedział cicho. – Ale na razie ich zgubiłem. Dotarliśmy do miejsca, gdzie las był rzadszy, a ziemia bardziej piaszczysta. Ojciec zatrzymał się i spojrzał na mapę, którą miał w ręku.
– Musimy znaleźć schronienie – powiedział, patrząc na nas. – Niedaleko stąd jest opuszczona stacja kolejowa. Tam możemy się zatrzymać i odpocząć.
Nicole spojrzała na mnie z niepokojem.
– A jeśli tam też są zarażeni?
Ojciec spojrzał na nią z determinacją.
– Nie mamy wyboru. Musimy spróbować.
I choć serce wciąż mi waliło, wiedziałam, że musimy iść dalej. Las nie był już miejscem spokoju. Po kolejnej godzinie marszu las zaczął rzednąć, a w oddali zobaczyliśmy sylwetkę starego budynku. Stacja kolejowa wyglądała, jakby była opuszczona od lat – ceglane ściany były popękane, a dach częściowo zapadł się pod własnym ciężarem. Mimo to było to lepsze schronienie niż otwarty las.
– To tutaj – powiedział ojciec, zatrzymując się i spoglądając na budynek. – Musimy się upewnić, że jest bezpiecznie.
– Myślisz, że mogą tam być zarażeni? – zapytała Nicole, ściszając głos.
– Możliwe – odpowiedział ojciec, unosząc broń. – Zostańcie tutaj. Sprawdzę to.
– Nie zostawiaj nas – powiedziałam szybko, chwytając jego rękę.
Ojciec spojrzał na mnie z powagą.
– Jeśli pójdziecie ze mną, będzie trudniej się ukryć, jeśli coś pójdzie nie tak. Musicie zostać tutaj i być cicho.
Niechętnie puściłam jego rękę i razem z Nicole ukryłyśmy się za zaroślami niedaleko wejścia.
Ojciec zniknął w budynku, a my czekałyśmy w napięciu. Każda sekunda zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Słyszałyśmy tylko cichy szum wiatru i odległe krakanie wron.
Nicole patrzyła na mnie z niepokojem.
– Jeśli coś mu się stanie… – zaczęła, ale przerwałam jej.
– Nic mu się nie stanie – powiedziałam, choć mój głos zdradzał niepewność.
Po kilku minutach ojciec wyłonił się z budynku i machnął do nas ręką.
– Jest czysto – powiedział, kiedy podeszłyśmy. – Możemy się zatrzymać na chwilę. W środku było zimno i wilgotno. Ściany były pokryte graffiti, a podłoga zasypana była fragmentami szkła i gruzu. W rogu budynku stały zardzewiałe ławki, które wyglądały, jakby miały się zaraz rozpaść.
Ojciec rozłożył nasze rzeczy na jednym z mniej zniszczonych stołów, a Nicole zajęła się przygotowywaniem jedzenia z konserw, które mieliśmy w plecakach.
– Jak długo możemy tu zostać? – zapytałam, siadając obok ojca.
Spojrzał na mnie z powagą.
– Nie długo – odpowiedział. – To miejsce nie jest bezpieczne na dłuższą metę, ale musimy odpocząć i przemyśleć, co dalej. Wieczorem, kiedy zaczęło się ściemniać, Nicole zauważyła coś przez jedno z małych okien stacji.
– Spójrzcie tam – powiedziała cicho, wskazując na las.
Podeszliśmy do niej i spojrzeliśmy w kierunku, który wskazywała. Między drzewami majaczył cień, który wydawał się poruszać. Nie był to normalny ruch – coś się chwiało, raz po raz znikając w mroku, by zaraz pojawić się bliżej.
– To zarażeni – wyszeptałam, czując, jak moje serce przyspiesza. Ojciec przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.
– Wygląda, jakby nas nie zauważyli – powiedział. – Musimy się ukryć i wyłączyć latarki.
Zgasiliśmy światło i usiedliśmy cicho w jednym z ciemnych kątów stacji. Każdy dźwięk z zewnątrz zdawał się głośniejszy w tej napiętej ciszy. Przez kilka godzin siedzieliśmy w milczeniu, nasłuchując. Gdy noc zbliżała się do środka, nagle usłyszeliśmy trzask.
Ktoś – albo coś – poruszało się na zewnątrz budynku.
Ojciec uniósł broń i spojrzał na mnie i Nicole.
– Nie ruszajcie się – wyszeptał.
Trzask ponowił się, a potem ciszę przerwał charakterystyczny jęk, który sprawił, że Nicole chwyciła mnie za rękę. Zarażeni byli blisko.
– Są tutaj – wyszeptała, jej głos drżał.
Ojciec wskazał na nas, byśmy się schowały za stertą gruzu. Sam usiadł przy wejściu, czekając, aż pojawi się zagrożenie. Drzwi do stacji otworzyły się z przeciągłym skrzypieniem. W świetle księżyca zobaczyliśmy sylwetkę – ale to nie był zarażony. To był człowiek, w pełni zdrowy, choć jego ubranie było podarte, a twarz zmęczona.
Ojciec opuścił broń, choć nadal trzymał ją w pogotowiu.
– Kim jesteś? – zapytał cicho.
Nieznajomy uniósł ręce w geście poddania.
– Nie chcę wam zrobić krzywdy – powiedział, jego głos był ochrypły. – Uciekam. Tak samo jak wy. Nicole spojrzała na mnie z niepewnością, a ja na ojca.
Wewnątrz stacji kolejowej atmosfera była napięta, ale mężczyzna, który przedstawił się jako Cameron, wydawał się spokojny, niemal pewny siebie. Miał krótkie, niedbale przystrzyżone włosy, podarte wojskowe ubranie i twarz, która zdradzała zarówno wyczerpanie, jak i determinację.
– Nazywam się Cameron – powiedział, siadając na jednej z zardzewiałych ławek. – Jestem żołnierzem z Oazy. Ojciec, Nicole i ja spojrzeliśmy na siebie z nieufnością, ale ojciec pierwszy przerwał ciszę.
– Oaza? – zapytał. – Co to za miejsce?
Cameron rozejrzał się, jakby upewniał się, że nikt nas nie słucha.
– To schronienie – wyjaśnił. – Wielka przestrzeń, otoczona murem, patrolowana przez żołnierzy. Ludzie tam przeżyli na powierzchni, bez bunkrów, bez tego… komfortu – powiedział z nutą sarkazmu, spoglądając na ojca.
Nicole zmarszczyła brwi.
– Komfortu? Nie masz pojęcia, przez co przeszliśmy – rzuciła ostro.
Cameron uniósł ręce w obronnym geście.
– Nie zamierzam umniejszać waszym doświadczeniom – odpowiedział. – Ale ci, którzy nie mieli luksusu ukrycia się, musieli walczyć o każdy dzień. Zarażeni, brak jedzenia, choroby… To była codzienność. Ojciec, choć wyraźnie zainteresowany, zachował ostrożność.
– Dlaczego ty jesteś tutaj? – zapytał. – Skoro to miejsce jest tak bezpieczne, dlaczego je opuściłeś?
Cameron odchrząknął, jego twarz spochmurniała.
– Zostałem wysłany na misję – wyjaśnił. – Moim zadaniem było zbadać teren, zebrać próbki i spróbować zrozumieć, co się dzieje.
Nicole uniosła brew.
– Co się dzieje? Cameron spojrzał na nas, jakby ważył słowa.
– W niektórych miejscach zarażeni zaczęli się cofać – powiedział. – Jakby porzucali swoje tereny, zostawiając wszystko za sobą. Nie wiemy, dlaczego.
Ojciec, słysząc te słowa, wyraźnie ożywił się.
– Zauważyłem to samo – powiedział, jego głos zdradzał ekscytację. – Próbowałem zbadać próbki z tych obszarów, ale nie znalazłem nic, co mogłoby wyjaśnić ten fenomen. To fascynujące! Cameron skinął głową.
– Miałem podobne wyniki. Bez wyraźnej przyczyny – przyznał.
Ich rozmowa szybko stała się bardziej techniczna, pełna terminów i teorii, których ani ja, ani Nicole nie rozumiałyśmy. Ale widać było, że ojciec i Cameron odnaleźli wspólny język. Nicole odsunęła mnie na bok, patrząc na mnie z niepokojem.
– Amy, ja mu nie ufam – powiedziała cicho. – Może i brzmi sensownie, ale… coś mi w nim nie pasuje.
– Też nie jestem pewna – przyznałam, spoglądając na Camerona, który wciąż rozmawiał z ojcem. – Ale jeśli to miejsce, ta Oaza, istnieje… może warto spróbować?
Nicole pokręciła głową.
– A co, jeśli to pułapka? – zapytała. – Co, jeśli on nas tam zabierze, a potem… zrobią coś złego? Spojrzałam na nią, czując ciężar odpowiedzialności.
– Nie wiemy – powiedziałam szczerze. – Ale jeśli zostaniemy tutaj, na pewno nie będziemy bezpieczne. Po dłuższej rozmowie z Cameronem ojciec zwrócił się do nas.
– Dziewczyny, posłuchajcie – powiedział. – Myślę, że powinniśmy spróbować zaufać Cameronowi. Jeśli ta Oaza rzeczywiście istnieje, to może być nasza szansa na coś więcej niż tylko przetrwanie.
Nicole spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Tato, nawet go nie znamy! – wykrzyknęła. – Skąd wiesz, że możemy mu zaufać? Ojciec westchnął, spoglądając na nią ze zmęczeniem.
– Nie wiem – przyznał. – Ale wiem, że jeśli zostaniemy tutaj, to prędzej czy później znajdą nas zarażeni. A jeśli Cameron mówi prawdę, ta Oaza może być naszym jedynym ratunkiem.
Cameron spojrzał na nas, jego twarz była poważna.
– Rozumiem wasze obawy – powiedział. – Ale jeśli pójdziecie ze mną, mogę wam pokazać, że mówię prawdę. Jeśli zdecydujecie, że to nie dla was, nikt nie będzie was zmuszał do pozostania.









































Black Mist Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz