Ósmy dzień bez ojca zaczął się jak każdy inny - ciszą w bunkrze, przerywaną jedynie szumem systemów wentylacyjnych. Nicole wydawała się coraz bardziej niespokojna. Jej poranne „dobrze się czuję" brzmiało coraz bardziej pusto. Ja z kolei starałam się nie okazywać emocji, ale czułam, jak napięcie zaczyna mnie przytłaczać.
Usiadłam przy radiu , próbując jeszcze raz nawiązać kontakt z ojcem. To było jak codzienny rytuał - wciskanie przycisków, nadawanie komunikatu i czekanie na coś, co nigdy nie przychodziło.
- Tutaj Amy - powiedziałam do mikrofonu. - Jeśli mnie słyszysz, proszę, odpowiedz. Chwilę później usłyszałam tylko znany dźwięk: szum. Westchnęłam ciężko i odsunęłam się od panelu. Nicole siedziała na krześle obok mnie, bawiąc się końcówką rękawa swojej bluzy.
- Może coś się zepsuło - zaproponowała cicho, ale w jej głosie nie było przekonania.
- Nie sądzę - odpowiedziałam. - Jeśli ojciec coś planował, to na pewno zadbał, żeby sprzęt działał. Nicole nic nie powiedziała. Zamiast tego wstała i wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą.
Godzinę później coś się zmieniło. Siedziałam w kuchni, starając się zjeść cokolwiek, kiedy usłyszałam znajomy dźwięk. Radio, które leżało na stole obok mnie, wydało z siebie charakterystyczny trzask, a potem krótki sygnał, który nie brzmiał jak standardowy szum. Rzuciłam widelec na talerz i natychmiast złapałam za urządzenie, serce waliło mi jak oszalałe.
- Nicole! - krzyknęłam, a po chwili usłyszałam kroki siostry, która wpadła do kuchni równie przejęta.
- To ojciec? - zapytała, patrząc na radio z napięciem. Trzęsącą się ręką podniosłam mikrofon, naciskając przycisk nadawania.
- Tu Amy. Ojciec, odbiór. Czy mnie słyszysz? - powiedziałam szybko.
Przez chwilę nie było odpowiedzi, tylko cichy szum, a potem usłyszałam jego głos.
- Amy... Nicole... - zabrzmiał chrapliwie, zmęczony, ale rozpoznawalny. - Słyszycie mnie?
- Tato! - wykrzyknęłam, a Nicole wydała z siebie zduszony okrzyk ulgi. - Gdzie jesteś? Co się stało? Dlaczego cię tak długo nie było?
Ojciec wziął głęboki oddech, a jego głos nabrał nieco siły.
- Nie mam dużo czasu. Muszę mówić szybko. Jestem niedaleko, ale teren wokół bunkra nie jest bezpieczny. Widziałem ludzi. Nie mogę się przebić, żeby wrócić do środka.
Nicole chwyciła mnie za ramię, a jej twarz momentalnie zbladła.
- Ludzie? Co to za ludzie? - zapytałam, starając się zachować spokój.
- Nie wiem - przyznał ojciec. - Ale muszą szukać schronienia lub zapasów. Nie widziałem, żeby byli uzbrojeni, ale nie mogę ryzykować. Musicie zabezpieczyć bunkier.
- Jak mamy to zrobić? - zapytałam, czując, jak narasta we mnie panika.
- Wszystko jest przygotowane - powiedział szybko. - Sprawdźcie systemy bezpieczeństwa. Amy, powinnaś wiedzieć, jak to zrobić. Kody dostępu są zapisane w systemie. Pamiętaj, żeby uruchomić monitoring obszaru zewnętrznego i sprawdzić czujniki środowiskowe. To ważne, szczególnie teraz. Nicole spojrzała na mnie z niepokojem, jakby czekała, aż powiem coś uspokajającego. Ale ja wpatrywałam się w radio, próbując przetrawić słowa ojca.
- Tato, a co z tobą? Jak mamy cię stąd wyciągnąć? - zapytałam, czując, jak mój głos zaczyna drżeć.
Ojciec zamilkł na chwilę, a potem odezwał się z czymś, co brzmiało jak determinacja.
- Muszę tu zostać, dopóki się nie upewnię, że teren jest czysty. Wy musicie działać. Amy, zajmij się bunkrem. Nicole, słuchaj siostry. Wszystko będzie dobrze. - Ale... - zaczęłam, ale nagle połączenie zaczęło przerywać. Głos ojca zniknął, a zamiast niego usłyszałam tylko trzaski.
- Tato! - krzyknęła Nicole, ale było już za późno. Sygnał zniknął całkowicie, pozostawiając nas w ciszy.
Po chwili bezruchu odłożyłam radio na stół i wzięłam głęboki oddech, próbując się uspokoić.
- Musimy zrobić, co powiedział - powiedziałam w końcu, patrząc na Nicole.
- Ale jak? - zapytała, a w jej głosie było słychać strach. - Najpierw sprawdzimy systemy bezpieczeństwa. Ojciec mówił, że wszystko jest przygotowane, ale musimy się upewnić.
Zabrałam Nicole do głównej części bunkra, gdzie znajdował się panel kontrolny. Urządzenie było proste - ojciec zawsze powtarzał, że w sytuacji awaryjnej liczy się szybkość działania. Przy panelu znajdowała się lista procedur, które należało wykonać.
Zaczęłam od monitoringu. Na ekranach wyświetliły się obrazki z kilku kamer ukrytych w różnych miejscach wokół bunkra. Na większości nie było widać niczego poza drzewami i ruinami. Na jednej kamerze uchwyciłam jednak coś, co wyglądało jak ślad po ognisku - dym unoszący się w oddali, na skraju lasu.
- To chyba ich ognisko - powiedziała Nicole, stojąc obok mnie i wpatrując się w ekran.
Przełknęłam ślinę, starając się nie panikować.
- Jeśli są daleko, nie powinni nas znaleźć. Ale musimy być gotowe, gdyby zaczęli się zbliżać.
Kolejnym krokiem było sprawdzenie czujników środowiskowych. System analizował powietrze na zewnątrz - jego jakość, poziom skażenia chemicznego i radiacyjnego. Na szczęście odczyty były w normie, co oznaczało, że możemy oddychać, jeśli będziemy musiały wyjść.
- Powietrze jest czyste - powiedziałam bardziej do siebie niż do Nicole.
- To dobrze, prawda? - zapytała, a w jej głosie pojawiła się nadzieja.
- Tak - przytaknęłam, choć w mojej głowie wciąż kłębiły się myśli o tym, jak mamy poradzić sobie same.
Ostatnim etapem była kontrola systemów zabezpieczeń. Centralne drzwi bunkra były zamknięte na monolityczne blokady, a dodatkowe wyjścia awaryjne były zamaskowane w terenie. Sprawdziłam schematy, które ojciec zostawił w systemie, upewniając się, że wszystkie zabezpieczenia działają prawidłowo.
- Amy, czy my sobie poradzimy? - zapytała Nicole, kiedy kończyłam przegląd.
Spojrzałam na nią, próbując się uśmiechnąć.
- Poradzimy sobie. Po to ojciec nas przygotowywał.
Tej nocy, kiedy Nicole zasnęła, wzięłam do ręki zeszyt ojca, który znalazłam kilka dni temu. Jego notatki były chaotyczne, pełne skreśleń i skrótów, których nie rozumiałam. Jednak jedno zdanie wyróżniało się na pierwszej stronie: „Projekt Genesis - przyszłość w naszych rękach". Czytałam te słowa raz za razem, próbując zrozumieć, co oznaczają. Ojciec zawsze mówił, że przygotowuje nas na przetrwanie. Ale teraz miałam wrażenie, że to coś więcej.
Spojrzałam na mapy i instrukcje pozostawione w systemie. Wszystko to wskazywało, że ojciec wierzył, że bunkier to nasza jedyna szansa. Miał rację. Jeśli mamy przetrwać, musimy trzymać się razem i ufać jego planowi - nawet jeśli nie wszystko jeszcze rozumiałyśmy.
W ciszy bunkra usiadłam na podłodze, czując ciężar odpowiedzialności, który spoczywał na moich barkach. Ale wiedziałam jedno: muszę być silna dla Nicole. Cokolwiek czekało nas za tymi drzwiami, musiałyśmy być gotowe. Razem.
Ciszę w bunkrze rozdarł głośny, pulsujący dźwięk alarmu bezpieczeństwa. Poczułam, jak serce podskakuje mi do gardła. Nicole wbiegła do głównego pomieszczenia, z twarzą bladą jak kartka papieru.
- Co się dzieje?! - zawołała, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
Nie odpowiedziałam. Szybko podeszłam do panelu monitoringu, gdzie na ekranach wyświetlały się obrazy z kamer zewnętrznych. Na jednej z nich zobaczyłam ich: dwie postacie, stojące przed głównymi drzwiami bunkra. Byli mężczyznami - jeden wysoki, o szczupłej sylwetce, ubrany w porwany, brudny płaszcz, a drugi niższy, krępy, z twarzą osłoniętą kawałkiem materiału. W rękach trzymali coś, co wyglądało jak metalowe pręty, a ich ruchy były nerwowe i szybkie.
- Ludzie - wyszeptałam, czując, jak ogarnia mnie strach.
Nicole stanęła obok mnie, patrząc na ekran z równym przerażeniem.
- Co oni robią? - zapytała cicho.
Obserwowałam, jak jeden z nich schyla się do konsoli przy wejściu. Palce szybko przesuwały się po klawiaturze, jakby próbował odgadnąć kod wejścia. Drugi mężczyzna stał obok, rozglądając się niespokojnie, jakby spodziewał się, że ktoś zaraz ich przyłapie.
Po chwili pierwszy mężczyzna uderzył dłonią w konsolę, wyraźnie sfrustrowany. Nie udało im się odgadnąć kodu.
- Próbują się dostać do środka - powiedziałam, głos drżał mi z emocji.
Niższy mężczyzna zaczął coś mówić, wskazując na drzwi, a potem podszedł bliżej i kopnął w nie z całej siły.Nicole odskoczyła, jakby mogła to usłyszeć na żywo.
- Myślisz, że mogą się dostać? - zapytała, chwytając mnie za rękę.
- Nie, drzwi są monolityczne. Nie przejdą bez kodu - odpowiedziałam szybko, choć w moim głosie brakowało pewności. Mężczyźni nadal próbowali. Jeden z nich kopnął drzwi jeszcze raz, a potem zaczął uderzać w nie prętem. Drugi w międzyczasie wrócił do konsoli, wbijając na oślep kolejne kombinacje.
- Amy, oni nie przestaną - powiedziała Nicole, jej głos był pełen paniki. - Co mamy robić?
Zastanawiałam się gorączkowo, co teraz. System monitoringu wskazywał, że ludzie byli uzbrojeni jedynie w prymitywne narzędzia. Nie mieli wybuchów ani ciężkiego sprzętu, który mógłby zniszczyć drzwi. Ale ich determinacja była niepokojąca.
- Musimy sprawdzić, jak długo wytrzymają - powiedziałam w końcu, starając się brzmieć spokojnie. - Drzwi są mocne. Powinny ich powstrzymać, ale musimy być gotowe na wszystko.
Nicole skinęła głową, choć nadal wyglądała na przerażoną. Na monitorze widziałam, jak wysoki mężczyzna rzucił pręt na ziemię i zaczął coś mówić do drugiego. Wyglądało na to, że kłócą się o dalszy plan. Niższy wskazał w stronę drzwi, wymachując rękami, jakby przekonywał go, żeby spróbowali jeszcze raz.
- Może się zmęczą i odejdą - powiedziała Nicole, jakby chciała się pocieszyć.
- Może - odpowiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam. Wróciłam wzrokiem do panelu kontrolnego, sprawdzając, czy system alarmowy działa prawidłowo. Wszystkie wejścia i wyjścia były zablokowane, a kamery monitorowały każdy ruch wokół bunkra. Mimo to czułam, jak ogarnia mnie niepokój.
Wysoki mężczyzna nagle spojrzał prosto w kamerę, jakby wyczuł, że go obserwujemy. Zamarłam, widząc jego spojrzenie - zimne, pełne determinacji.
- Amy... on patrzy na nas - szepnęła Nicole.
Mężczyzna odwrócił się do towarzysza i powiedział coś szybko, wskazując na konsolę. Potem obaj znowu zaczęli próbować kodów, a ja poczułam, jak zaczyna brakować mi tchu.
Nicole ścisnęła moją rękę mocniej.
- Amy, co zrobimy, jeśli znajdą sposób, żeby wejść? - zapytała cicho.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Wiedziałam tylko jedno: nie mogłyśmy ich wpuścić. Nie miałyśmy pojęcia, kim są ani czego chcą, ale musiałyśmy zrobić wszystko, żeby utrzymać bunkier zamknięty. - Nie wejdą - powiedziałam w końcu, starając się zabrzmieć pewnie. - Ale na wszelki wypadek... sprawdzimy, czy systemy ochronne są w pełni aktywne.
Przez kolejne minuty obserwowałyśmy na monitorach, jak mężczyźni walczą z drzwiami. Ich ruchy stawały się coraz bardziej chaotyczne i zdesperowane. W końcu, po kilku nieudanych próbach, niższy mężczyzna opadł na ziemię, opierając się plecami o drzwi, a jego towarzysz zaczął krążyć wokół nich, jakby szukał innego wejścia.
- Amy, oni nie odpuszczą - powiedziała Nicole.
Patrzyłam na ekran, czując, jak serce wali mi jak młotem. Wiedziałam, że miała rację.
Alarm ucichł, ale napięcie w bunkrze wciąż było niemal namacalne. Obserwowałam na monitorze, jak mężczyźni kontynuowali swoje nieudolne próby dostania się do środka. Wysoki mężczyzna ponownie stanął przed konsolą, jego palce nerwowo przeskakiwały po klawiszach. Tym razem wpisywał kody wolniej, jakby próbował coś sobie przypomnieć. Jego towarzysz podniósł z ziemi metalowy pręt i zaczął uderzać nim w drzwi z całą siłą.
Nicole wciągnęła powietrze i przysunęła się bliżej, jakby szukała u mnie ochrony.
- Oni nie odejdą - powiedziała szeptem, a jej głos był ledwie słyszalny.
- Nie wejdą też - odpowiedziałam, choć sama nie byłam tego pewna. - Musimy wytrzymać.
Wysoki mężczyzna nagle odwrócił się w stronę lasu, jakby coś usłyszał. Pochylił się, podnosząc coś z ziemi, i rzucił krótki rozkaz swojemu towarzyszowi. Niższy mężczyzna przestał uderzać w drzwi i spojrzał w tę samą stronę. Obaj zamarli na chwilę, jakby nasłuchiwali.
Nicole wskazała na ekran, wyraźnie zaniepokojona.
- Co oni robią? - zapytała.
- Nie wiem - odpowiedziałam, wpatrując się w obraz z kamer.
W końcu wysoki mężczyzna zaczął iść w kierunku lasu, gestem nakazując swojemu towarzyszowi, by szedł za nim. Zniknęli z pola widzenia kamer, zostawiając nas w niepewności.
- Odeszli? - zapytała Nicole, jej głos był pełen nadziei.
Nie odpowiedziałam od razu. Wpatrywałam się w monitor, przełączając kamery, próbując znaleźć ich na innych ujęciach. W końcu dostrzegłam ich sylwetki na jednej z kamer ukrytych głębiej w lesie. Poruszali się ostrożnie, jakby czegoś szukali, ale powoli oddalali się od bunkra.
- Chyba tak - powiedziałam, choć czułam, że to jeszcze nie koniec.
Nicole oparła się o ścianę, jakby z ulgi nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Myślisz, że wrócą? - zapytała cicho.
- Nie wiem - przyznałam szczerze. - Ale musimy być przygotowane, na wypadek gdyby to zrobili.
Przez kolejne dwie godziny siedziałyśmy przy panelu, obserwując monitoring. Ludzie nie wrócili, ale obie byłyśmy zbyt spięte, by odejść od ekranów. W końcu Nicole, zmęczona i zestresowana, położyła głowę na stole i zasnęła. Ja jednak nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek.
Sprawdziłam jeszcze raz systemy bezpieczeństwa. Główne drzwi były nienaruszone, a czujniki wciąż działały poprawnie. Jednak coś mnie niepokoiło - ich determinacja, sposób, w jaki próbowali się dostać. Miałam wrażenie, że wiedzieli o bunkrze więcej, niż powinni.
Spojrzałam na monitoring po raz kolejny. Las wydawał się spokojny, ale wciąż miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje. W głowie kłębiły mi się pytania, na które nie znałam odpowiedzi: Skąd wiedzieli o bunkrze? Dlaczego tak uparcie próbowali się dostać? I czy rzeczywiście wrócą?
Z trudem oderwałam się od ekranów, by sprawdzić pozostałe systemy. Włączyłam pełne skanowanie czujników środowiskowych, chcąc upewnić się, że poza ludźmi nie grozi nam nic więcej. Odczyty wskazywały, że powietrze na zewnątrz wciąż było czyste, ale temperatura spadła o kilka stopni - noc nadchodziła szybko.
Kiedy wróciłam do monitorów, coś przykuło moją uwagę. Na kamerze skierowanej na tylną część bunkra dostrzegłam ruch - coś małego, jakby cienie wśród drzew. Przybliżyłam obraz, ale nie mogłam niczego wyraźnie zobaczyć.
- To pewnie tylko wiatr - powiedziałam cicho, próbując uspokoić samą siebie.
Jednak w głębi serca wiedziałam, że muszę być gotowa. Jeśli wrócą, nie będą próbować tak nieporadnie jak dziś. Cokolwiek chcieli, nie zamierzali się poddać.
Kiedy Nicole w końcu się obudziła, spojrzała na mnie z pytaniem w oczach.
- I co? - zapytała, jej głos był zachrypnięty od snu.
- Jeszcze nie wrócili - odpowiedziałam. - Ale musimy być czujne.
Nicole skinęła głową, choć widziałam, że nadal jest przerażona.
- Myślisz, że to dlatego ojciec nie mógł wrócić? - zapytała.
- Możliwe - odpowiedziałam, choć sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Spojrzałam na jej zmęczoną twarz i wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, by dodać jej otuchy.
- Damy radę - powiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał pewnie. - Drzwi są mocne, systemy działają. Nie dostaną się do środka.
Nicole przytaknęła, choć wyglądała na wątpiącą. W środku jednak czułam to samo, co ona - niepewność i strach, który zaciskał się na mnie niczym żelazna obręcz. Byłam gotowa zrobić wszystko, by ochronić Nicole, ale wiedziałam, że w tym świecie nic nie jest pewne.

CZYTASZ
Black Mist
ActionAmy i Nicole, dwie młode siostry, wierzyły, że bunkier, w którym schronili się przed śmiertelną epidemią, jest ich jedynym ratunkiem. Ojciec, wybitny naukowiec, zapewniał je, że na zewnątrz nie ma życia - tylko śmierć i zniszczenie. Jednak ich azyl...