W bunkrze panowała napięta atmosfera, którą można było niemal kroić nożem. Nicole poszła do swojego pokoju, a ja wciąż obserwowałam kamery . W pewnym momencie usłyszałam odgłos tłuczonego szkła. Serce zabiło mi mocniej, a ciało zesztywniało. Pobiegłam w kierunku, z którego dochodził dźwięk – kuchnia. Gdy wbiegłam do pomieszczenia, zobaczyłam Nicole klęczącą na podłodze wśród rozsypanych odłamków szklanki.
– Nicole! – krzyknęłam, a ona spojrzała na mnie z mokrymi od łez policzkami. Jej ręce drżały, a jedna z nich była zakrwawiona. Najwyraźniej próbowała zebrać odłamki szkła, ale zamiast tego tylko się skaleczyła.
– Przepraszam – wyszeptała, łamiącym się głosem. – Przepraszam, Amy... Ja... nie mogę już tego znieść. Podeszłam szybko, ignorując szkło pod stopami, i uklęknęłam obok niej. – Nicole, nic się nie stało. Spokojnie, to tylko szklanka – powiedziałam miękko, starając się, by mój głos był kojący.
Ale ona zaczęła płakać jeszcze bardziej, jakby to wszystko, co w sobie tłumiła, teraz wybuchło. – Nie chodzi o szklankę! – wykrztusiła przez łzy. – Boję się, Amy. Boję się o ojca. Boję się o ciebie. Nie wiem, co się z nami stanie... Nie wiem, co robić! Jej słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałam. Nicole zawsze była tą spokojniejszą z nas dwóch, tą, która trzymała się w cieniu. Teraz widziałam ją w całkowitej rozsypce. Jej płacz zamienił się w gwałtowny, nierówny oddech – atak paniki.
Złapałam ją za ramiona i delikatnie potrząsnęłam. – Nicole, spójrz na mnie – powiedziałam stanowczo, ale z troską. – Oddychaj ze mną, dobrze? Wdech... i wydech. Powtórz, Nicole. Wdech... i wydech. Jej oczy, pełne strachu, spotkały moje. Początkowo oddychała szybko i chaotycznie, ale po chwili zaczęła naśladować mój rytm. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
– Dobrze – powiedziałam cicho, widząc, że zaczyna się uspokajać. Jej ramiona przestały się tak mocno trząść, a płacz powoli cichł. Wyciągnęłam chusteczkę z kieszeni i delikatnie otarłam jej mokre policzki. – Już dobrze, Nicole. Jestem tu z tobą. Poradzimy sobie. Gdy jej oddech się wyrównał, spojrzałam na jej rękę. Krew wciąż sączyła się z drobnego rozcięcia na dłoni. – Musimy to opatrzyć – powiedziałam, wstając i wyciągając do niej rękę. – Chodź, zajmę się tym.
Nicole pozwoliła się podnieść. Poprowadziłam ją do stołu i usadziłam na krześle, po czym przyniosłam apteczkę z laboratorium. Kiedy przemywałam ranę środkiem dezynfekującym, skrzywiła się, ale nie powiedziała ani słowa. Delikatnie owinęłam jej dłoń bandażem, starając się nie naciskać zbyt mocno.
– Gotowe – powiedziałam z uśmiechem, który miał dodać jej otuchy. – Teraz nic ci nie grozi. Ale jeśli jeszcze raz spróbujesz zebrać szkło gołymi rękami, będę musiała cię ochrzanić.
Nicole spojrzała na mnie z bladym uśmiechem. – Przepraszam, Amy. Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem. Przytuliłam ją mocno, czując, jak jej drobne ciało drży. – Wiem, Nicole. Wiem, że jest ciężko. Ale jesteśmy tu razem, pamiętasz? Obiecałyśmy sobie, że damy radę.
Pokiwała głową, wtulając się we mnie. – Tęsknię za mamą – wyszeptała po chwili. – Ona zawsze wiedziała, jak mnie uspokoić. Jak sprawić, żeby wszystko wydawało się łatwiejsze.
Poczułam ucisk w sercu, ale starałam się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jej słowa mnie poruszyły. – Wiem – powiedziałam. – Też za nią tęsknię. Ale wiesz co? Jestem pewna, że gdyby tu była, powiedziałaby ci, jak dzielna jesteś. Że radzisz sobie w sytuacji, której większość ludzi by nie udźwignęła. Nicole spojrzała na mnie z mieszanką wdzięczności i smutku. – Naprawdę tak myślisz?
Uśmiechnęłam się i lekko potrząsnęłam jej ramieniem. – Oczywiście, że tak. Jesteś niesamowita, Nicole. I wiesz co? Ja też jestem tu dla ciebie. Razem damy radę.
Nicole uśmiechnęła się przez łzy, a ja poczułam, że chociaż na chwilę udało mi się przywrócić jej trochę spokoju. Tej nocy, kiedy kładłyśmy się spać, wiedziałam jedno: muszę być silna, nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla niej.
Następnego ranka bunkier wydawał się cichszy niż zwykle. Nicole jeszcze spała, skulona pod kocem w swoim pokoju. Siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej kawy, robiąc sobie śniadanie.
I nagle to usłyszałam.
Kroki. Ciężkie, miarowe, dochodzące z korytarza prowadzącego do głównych schodów bunkra. Natychmiast zamarłam. Serce przyspieszyło, a dłoń zacisnęła się na kubku. Ktoś wchodził do środka.
Wstałam powoli, starając się nie wydawać żadnego dźwięku. Kroki były coraz bliżej, ich echo rozbrzmiewało w klaustrofobicznych korytarzach bunkra. Stanęłam w progu swojego pokoju, wstrzymując oddech, gotowa na najgorsze.
I wtedy usłyszałam ten głos.
– Amy? Nicole? To ja.
To był ojciec.
Nie mogłam uwierzyć. Przez chwilę stałam jak wryta, próbując zrozumieć, czy to naprawdę się dzieje, czy tylko moja wyobraźnia płata mi figle. Ale kroki zbliżały się coraz bardziej, aż w końcu zobaczyłam jego sylwetkę, pochyloną i zmęczoną, ale znajomą.
– Tato! – wykrzyknęłam, wbiegając na korytarz.
Ojciec podniósł głowę, a w jego oczach dostrzegłam wyczerpanie, ale także ulgę. Był ubrany w to samo, co w dniu, gdy odszedł – kurtkę z mocno zniszczonego materiału i ciężkie buty pokryte błotem. Twarz miał bladą, a wokół oczu widniały ciemne cienie, jakby nie spał przez kilka dni.
– Amy... – powiedział, a w jego głosie było coś, co ścisnęło mnie w środku. – Zaraz wszystko wyjaśnię. Ale najpierw... gdzie jest Nicole?
Nicole wybiegła z pokoju, zaspana, ale z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Widząc ojca, stanęła jak wryta.
– Tato! Myślałam... myślałyśmy, że... – Jej głos załamał się, a łzy napłynęły jej do oczu.
Ojciec przyklęknął, by ją objąć. Przytuliła się do niego mocno, jakby bała się, że zaraz zniknie. W kilka minut później wszyscy siedzieliśmy w kuchni. Nicole zasypała ojca pytaniami: gdzie był, co robił, dlaczego nie mógł wrócić wcześniej. Ja też chciałam znać odpowiedzi, ale widziałam, że był wyczerpany, a zmarszczki na jego twarzy wydawały się głębsze niż kiedykolwiek.
– Nie mogę wam powiedzieć, dlaczego musiałem wyjść – powiedział w końcu, gdy Nicole po raz trzeci zapytała, co takiego było tak ważne, że zostawił nas same.
– Ale dlaczego? – Nicole uniosła głos, a jej oczy płonęły złością. – Myślałyśmy, że nie wrócisz!
Ojciec spojrzał na nią z czymś w rodzaju smutku i determinacji.
– To nie jest coś, czym powinnyście się teraz przejmować. Ważne, że jestem tutaj i że jesteście bezpieczne.
Chciałam naciskać, ale widziałam w jego spojrzeniu, że nie uzyskam więcej informacji.
– A ludzie? – zapytała Nicole, zmieniając temat. – Widzieliśmy ich wczoraj. Próbowali się dostać do bunkra.
-Musimy wzmocnić zabezpieczenia.-Spojrzał na mnie.
– Amy, sprawdzałaś systemy?
– Tak – odpowiedziałam szybko. – Wszystkie drzwi są zamknięte, monitoring działa, a czujniki nie wykryły żadnych innych zagrożeń.
Ojciec skinął głową, choć wyraz jego twarzy pozostawał poważny.
– Dobrze. Ale musimy uważać. Jeśli ci ludzie wiedzą o bunkrze, mogą wrócić. A jeśli wrócą, musimy być gotowi.
Nicole spuściła wzrok, wyraźnie zmartwiona.
– Tato, czy my... czy my jesteśmy tutaj bezpieczni? – zapytała cicho.
Ojciec położył rękę na jej ramieniu.
– Tak długo, jak przestrzegamy zasad i kontrolujemy systemy, nic nam nie grozi – powiedział stanowczo.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam coś więcej, niż chciał pokazać.
– Amy, wiem, że dużo od ciebie wymagam. Ale teraz musisz być silna. Dla Nicole.
Kiwnęłam głową, choć czułam ciężar tych słów. Wiedziałam, że coś przed nami ukrywa, ale nie byłam pewna, czy jestem gotowa na prawdę.
Wieczorem, kiedy ojciec spał w swoim pokoju, Nicole przyszła do mnie.
– Amy, co on przed nami ukrywa? – zapytała szeptem.
Spojrzałam na nią, zastanawiając się, co powiedzieć.
– Nie wiem – przyznałam w końcu. – Ale dowiemy się. W odpowiednim czasie.
Nicole pokiwała głową, choć w jej oczach widziałam niepokój. W ciszy wróciła do swojego pokoju, a ja zostałam sama, siedząc przy stole w kuchni.
Ojciec wrócił. Był bezpieczny. Ale czułam, że to nie koniec naszych problemów. Coś wisiało w powietrzu – coś, co wciąż pozostawało w cieniu.

CZYTASZ
Black Mist
ActionAmy i Nicole, dwie młode siostry, wierzyły, że bunkier, w którym schronili się przed śmiertelną epidemią, jest ich jedynym ratunkiem. Ojciec, wybitny naukowiec, zapewniał je, że na zewnątrz nie ma życia - tylko śmierć i zniszczenie. Jednak ich azyl...