Rozdział 6

67 13 0
                                    

Biegłam po zielonej łące, czując ciepłe promienie słońca na twarzy. Świat wokół mnie był taki żywy – pachniał świeżą trawą, a lekki wiatr pieścił moją skórę. Przede mną dwie małe dziewczynki bawiły się w chowanego między drzewami. Jedna miała ciemne, długie włosy splecione w warkocze, druga krótszą, niesforną fryzurę i błyszczące, pełne energii oczy.
– Dziesięć… dziewięć… osiem… – doliczała mama, zakrywając oczy dłońmi. Jej głos był ciepły i miękki, jak kołysanka.
Dziewczynki piszczały ze śmiechem, szybko chowając się za drzewami. Patrzyłam na to wszystko z boku, jak przez mgłę. Czułam w sercu dziwne ciepło, coś, czego nie potrafię nawet opisać słowami – radość, miłość, pełnię bezpieczeństwa.
Mama otworzyła oczy i zaczęła szukać dziewczynek, udając, że nie widzi ich ukrytych za pniami.
– Znalazłam cię! – zawołała, chwytając za rękę tę z krótszymi włosami. Dziewczynka wyskoczyła z ukrycia, piszcząc i śmiejąc się na całe gardło.
Druga, ta z warkoczami, nadal chichotała cicho za grubym drzewem.
Chciałam podejść do nich, chciałam się przyłączyć. Ale gdy zrobiłam krok, wszystko zaczęło się rozmywać. Obraz łąki zaczął blednąć, śmiech cichnął, a ciepło znikło, jakby ktoś wyłączył światło.
– Mamo… – wyszeptałam, ale już mnie nie słyszała.
Otworzyłam oczy. Było cicho. Za cicho. Wpatrywałam się w sufit, próbując uchwycić resztki snu, które wymykały mi się z pamięci. Jeszcze przed chwilą czułam się tak szczęśliwa. Miałam wrażenie, jakbym znowu była dzieckiem. Jakbym znowu mogła poczuć dotyk mamy na ramieniu, usłyszeć jej śmiech.
Wzięłam głęboki oddech i zmusiłam się, żeby usiąść. Chłód metalowej podłogi przypomniał mi, gdzie jestem – w bunkrze, gdzie czas nie miał znaczenia, gdzie nie było ani dnia, ani nocy. Oparłam łokcie na kolanach i ukryłam twarz w dłoniach, starając się nie pozwolić tęsknocie przejąć nade mną kontroli.
Wstałam, zabrałam ręcznik i ruszyłam do łazienki. Cisza w tym miejscu czasami była nie do zniesienia, jakby z każdą sekundą coraz bardziej mnie przytłaczała. Weszłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Moje oczy były podkrążone, skóra blada, włosy w nieładzie. Czułam się jak cień siebie samej.
Otworzyłam prysznic. Woda, jak zawsze, była lodowata. Wzięłam głęboki oddech i weszłam pod strumień, czując, jak zimno uderza w moją skórę. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, ale nie cofnęłam się.
Zamknęłam oczy. Obraz z mojego snu wrócił – łąka, drzewa, dziewczynki. I mama. Jej uśmiech.
Pamiętam, jak kiedyś bawiłyśmy się razem z Nicole w chowanego w ogrodzie za naszym domem. Nicole zawsze wygrywała. Była sprytna i szybka, zawsze znajdowała najlepsze kryjówki. Ja zwykle chichotałam za głośno, przez co mama szybko mnie znajdowała.
– Masz być cicho, Amy! – syczała na mnie Nicole, ale nigdy nie była naprawdę zła.
Mama śmiała się wtedy tak beztrosko, jakby cały świat należał do nas. Otworzyłam oczy. Zimna woda płynęła po mojej twarzy, ale to uczucie było niczym w porównaniu z lodowatą pustką, którą czułam w środku. Tęskniłam za tamtym życiem. Za prostotą tamtych dni. Za mamą.
Skończyłam prysznic i owinęłam się ręcznikiem, spoglądając jeszcze raz w lustro.
– Dasz radę – powiedziałam do swojego odbicia, jakby wypowiedziane słowa mogły mnie przekonać, że to prawda.
Kiedy skończyłam się ubierać, ruszyłam w stronę jadalni. W bunkrze wszystko było takie przewidywalne – zimne, metalowe korytarze, równy stukot moich kroków i ten nieustający szum wentylatorów w tle. Ale dzisiaj czułam się inaczej. Mimo tęsknoty, która ciągle mnie przytłaczała, coś w tym poranku – może wspomnienie snu – dodawało mi otuchy.
Kiedy dotarłam do jadalni, już z daleka usłyszałam śmiech. Zatrzymałam się na chwilę, nasłuchując. To była Nicole – jej charakterystyczny, melodyjny śmiech rozbrzmiewał echem po pomieszczeniu. A chwilę później usłyszałam ojca, który rzucił jakiś komentarz, wywołując kolejny wybuch śmiechu.
Otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Nicole siedziała przy stole, z kubkiem parującej herbatyw rękach, a ojciec opierał się o blat, trzymając talerz z czymś, co wyglądało jak tost z masłem orzechowym.
– I wtedy ty pazałaś … – zaczął ojciec, ale urwał, gdy mnie zobaczył.
Oboje spojrzeli na mnie z uśmiechami. Nicole machnęła mi ręką, zachęcając, żebym podeszła.
– Amy! W końcu się obudziłaś! – rzuciła.
– Ledwo wstałam, a już coś knujecie? – zapytałam żartobliwie, podchodząc do stołu.
– Raczej wspominamy, jak Nicole próbowała nauczyć mnie robić naleśniki – odpowiedział ojciec, udając, że jest oburzony. – Powinnaś była zobaczyć to pobojowisko.
Nicole przewróciła oczami.
– To ty wpadłeś na genialny pomysł, żeby obrócić patelnię jedną ręką.
– To wyglądało łatwiej w książce kulinarnej – bronił się ojciec, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Usiadłam obok Nicole, a ona podała mi kubek z ciepłą herbatą.
– Wiesz, Amy, tata nie tylko spalił pierwszy naleśnik, ale i dwa kolejne. A potem twierdził, że tak miały wyglądać, bo „bardziej chrupiące są smaczniejsze”.
– Kluczowe jest chrupnięcie! – wtrącił ojciec, udając poważny ton, ale jego uśmiech zdradzał, że sam dobrze się bawił.
Nie mogłam przestać się śmiać. W tym momencie wszystko wydawało się takie proste. Ojciec, który zwykle był poważny i skupiony, teraz wyglądał jak zwykły człowiek, który po prostu spędzał czas z córkami. Nicole promieniała, jakby ten moment był jej małym zwycięstwem nad bunkrową codziennością.
– No dobrze, skoro już tu jesteś, Amy, to powiedz – odezwała się Nicole z uśmiechem. – Jakie ty masz wspomnienia z tatą w kuchni?
Zamyśliłam się na chwilę.
– Hm, pamiętam, jak kiedyś próbował zrobić czekoladowe babeczki na moje urodziny – zaczęłam, a Nicole natychmiast wybuchnęła śmiechem.
– Te babeczki? Te, które wyglądały jak cegły?
– Ej, nie przesadzajcie! – wtrącił ojciec z udawaną obrazą.
– Cegły, które musiałyśmy namaczać w wodzie, żeby dało się je zjeść – dokończyłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, rzucając kolejne żarty i wspomnienia. Atmosfera była lekka, ciepła, niemal nierealna w tym miejscu, które zwykle wydawało się takie surowe i bezduszne.
W pewnym momencie ojciec spojrzał na nas obie i powiedział:
– Wiecie, takie poranki jak ten przypominają mi, że nawet tutaj można znaleźć trochę normalności.
Poczułam, jak coś ściska mnie w gardle. Miał rację. Może ten bunkier nie był domem, a nasza sytuacja daleka od ideału, ale mieliśmy siebie. A to, przynajmniej przez chwilę, wystarczyło.
Kilka godzin później, po tym rzadko spotykanym, radosnym poranku, bunkier wrócił do swojej zwykłej rutyny. Nicole zniknęła gdzieś z książką pod pachą, jak to miała w zwyczaju, a ojciec zaszył się w laboratorium. Ja zostałam sama, krążąc bez celu po wąskich, metalowych korytarzach.
Czułam, że coś wisi w powietrzu. Tamten moment przy stole był cudowny, ale w tej ciszy, która teraz mnie otaczała, myśli znów zaczęły mnie przytłaczać. Wróciły wspomnienia z mojego snu – łąka, słońce, mama. I ta tęsknota, która wypełniała mnie od środka, sprawiając, że każde wspomnienie było jak ukłucie.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, ruszyłam w stronę laboratorium. Drzwi były lekko uchylone, a zza nich dochodził miarowy dźwięk stukającej klawiatury i cichy szum urządzeń. Zajrzałam ostrożnie do środka.
Kiedy weszłam do laboratorium, od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Ojciec siedział przy swoim biurku, ale jego postawa była inna niż zwykle. Zwykle siedział wyprostowany, z uważnym spojrzeniem wbitym w ekran, jakby każda liczba i linijka tekstu miały kluczowe znaczenie. Teraz jednak wydawał się rozproszony. Wpatrywał się w monitor, ale palce jego dłoni nerwowo bębniły o blat biurka, a na jego twarzy malowało się zmęczenie.
– Tato? – zapytałam, przekraczając próg.
Drgnął, jakby wyrwałam go z głębokich myśli. Obrócił się w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale nie był to ten ciepły, spokojny uśmiech, który pamiętałam z dzieciństwa. Ten był wymuszony, jakby chciał mnie uspokoić, a nie potrafił uspokoić samego siebie.
– Amy, co się stało? – zapytał, choć jego głos był lekko napięty.
– Nic. Po prostu pomyślałam, że mogę ci pomóc – powiedziałam, siadając przy stole naprzeciwko niego. – Wyglądasz na zmęczonego. Ojciec odwrócił wzrok, wracając do monitora, ale wciąż wyglądał na nieobecnego.
– To tylko... dużo pracy – powiedział, zbyt szybko jak na kogoś, kto naprawdę chciał mnie przekonać.
– Tato, coś się dzieje? – zapytałam ostrożnie, próbując nie zabrzmieć zbyt natarczywie.
– Nie – odpowiedział od razu, ale jego głos zabrzmiał zbyt stanowczo. Zaczął przeglądać jakieś pliki na ekranie, a jego palce poruszały się zbyt nerwowo po klawiaturze. – To tylko… jestem trochę przytłoczony. Nic więcej.
Nie byłam przekonana. Jego ruchy były chaotyczne, jakby nie mógł się skupić na jednej rzeczy. Zwykle ojciec był ostoją spokoju i opanowania. Dzisiaj był kimś innym – napiętym, jakby coś go dręczyło.
– Może powinnaś wrócić później, Amy – powiedział, przerywając ciszę. Jego głos brzmiał jak delikatne odepchnięcie, ale widziałam, że jest w nim coś jeszcze – coś, co próbował przede mną ukryć.
– Dlaczego? – zapytałam, nie ruszając się z miejsca.
Ojciec oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na mnie, jakby moje pytanie zaskoczyło go bardziej, niż powinno. Na chwilę jego twarz wydawała się zbyt napięta, jakby ważył każde słowo, zanim otworzył usta.
– Amy… – zaczął, ale zaraz urwał i westchnął ciężko. Oparł się na krześle, kręcąc głową z niecierpliwością. – Po prostu mam coś ważnego do zrobienia. To nie jest dobry moment na rozmowy.
Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w niego.
– Jak zwykle unikasz odpowiedzi – powiedziałam spokojnie, choć czułam, jak napięcie we mnie narasta. – Co takiego robisz, że nie możesz mi o tym powiedzieć?
Ojciec znowu sięgnął do klawiatury, jakby próbował odciąć się od rozmowy, ale jego dłonie zawisły nad klawiszami. Nie napisał ani słowa, tylko znowu odwrócił się w moją stronę.
– Amy, to nie jest coś, co powinno cię martwić – powiedział ostrożnie, jakby każde słowo było starannie wyważone. – To są rzeczy, które muszę sam rozwiązać.
Poczułam, jak irytacja narasta we mnie coraz bardziej.
– Zawsze tak mówisz – odparłam, opierając się łokciami o stół. – Ale to miejsce, ten bunkier, to wszystko… to dotyczy nas wszystkich. Mam prawo wiedzieć, co się dzieje.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu. Jego oczy, zwykle spokojne, teraz były pełne napięcia. Miałam wrażenie, że chciał mi coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.
– Amy, musisz mi zaufać – powiedział w końcu, a jego głos stał się bardziej stanowczy. – Są rzeczy, które lepiej, żebyś… po prostu nie wiedziała.
Poczułam, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach.
– Dlaczego? – zapytałam, niemal szeptem. – Dlaczego zawsze musisz mnie odsuwać? Co takiego robisz, że nie mogę tego wiedzieć?
Ojciec znowu westchnął i wstał z krzesła, jakby rozmowa ze mną była czymś, na co nie miał ani siły, ani ochoty. Podszedł do jednej z półek, gdzie w szklanych fiolkach stały różne substancje. Zaczął coś przestawiać, ale jego ruchy były chaotyczne, jakby próbował zająć ręce czymkolwiek, byle tylko nie patrzeć na mnie.
– To… badania – powiedział w końcu. Jego głos był cichy, niemal przytłumiony. – Nic, co powinno cię martwić.
– Badania? – powtórzyłam, nie kryjąc sceptycyzmu. – Jakie badania? Nad czym tak naprawdę pracujesz, tato?
Przez moment wydawało mi się, że mnie zignoruje. Ale w końcu odwrócił się, trzymając w dłoniach fiolkę z przezroczystym płynem. Jego spojrzenie było nieoczytane, mieszanka zmęczenia, stresu i czegoś jeszcze – może żalu?
– Amy, proszę cię, nie drąż tego tematu – powiedział, patrząc na mnie niemal błagalnie. – Obiecuję, że nic ci nie grozi. Robię wszystko, co w mojej mocy, żeby was chronić, ale nie mogę dzielić się każdym szczegółem.
Wstałam, nie mogąc już dłużej siedzieć.
– To nie jest odpowiedź – powiedziałam, czując, że moje własne słowa brzmią ostrzej, niż zamierzałam. – Nie jestem już dzieckiem, tato. Nie możesz mnie trzymać w ciemności i oczekiwać, że po prostu ci zaufam.
Ojciec znowu westchnął, jakby ta rozmowa była dla niego ciężarem. Odłożył fiolkę na półkę i spojrzał na mnie z czymś, co przypominało zmęczoną determinację.
– Amy, naprawdę chciałbym ci to wszystko wyjaśnić – powiedział powoli. – Ale są rzeczy, które lepiej, żebyś zostawiła w spokoju. Nie wszystko w tym świecie jest takie proste, jak ci się wydaje.Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Może właśnie dlatego powinnam wiedzieć! – wybuchłam. – Może gdybym wiedziała, co się dzieje, nie czułabym się tak bezradna.
Ojciec odwrócił wzrok, jakby moje słowa go zabolały. Widziałam, że coś go dręczy, że coś trzyma w sobie, czego nie chciał mi powiedzieć.
– Proszę, Amy – powiedział cicho. – Po prostu… daj mi czas.
Patrzyłam na niego przez chwilę, próbując znaleźć w jego twarzy coś, co mogłoby mi pomóc go zrozumieć. Ale widziałam tylko zmęczenie.
– Czas – powtórzyłam, a moje słowa brzmiały gorzko. – Tylko że w tym bunkrze mamy czas na wszystko, tylko nie na prawdę.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się i wyszłam z laboratorium. Czułam, jak napięcie ściska mnie w środku, a każda moja myśl była jak kolejny cios. Ojciec coś ukrywał.
Idąc w stronę magazynu, próbowałam uspokoić myśli, ale każdy krok odbijający się od metalowych ścian korytarza przypominał mi o rozmowie z ojcem. Co on przede mną ukrywał? Dlaczego nie mógł mi zaufać? Te pytania krążyły w mojej głowie niczym natrętne owady, nie dając mi spokoju.
Gdy weszłam do magazynu, od razu zobaczyłam Nicole. Siedziała na podłodze między drewnianymi skrzyniami, które pamiętałam z czasów naszej przeprowadzki do bunkra. W rękach trzymała książkę, a jej czoło marszczyło się w skupieniu.
– Co tam czytasz? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał normalnie.
Nicole podniosła głowę i uśmiechnęła się lekko, ale zaraz wróciła do tekstu, przesuwając palcem po linijce w książce.
– Coś o roślinach – odpowiedziała. – Nasionach, ich uprawie… głównie o tym, jak je pielęgnować, żeby nie zmarniały.
Zerknęłam na okładkę. Była stara i wytarta, z ledwo widocznym tytułem: „Podstawy ogrodnictwa: od nasion do zbiorów”.
– Skąd to masz? – zapytałam, siadając obok niej.
Nicole odłożyła książkę na kolana i wzruszyła ramionami.
– Znalazłam to w jednej z tych skrzyń – wskazała na drewniane pudło za sobą. – Ciekawe, prawda? Wyobraź sobie, że kiedyś można było ot, tak sadzić rośliny na zewnątrz.
Uśmiechnęłam się słabo.
– A ty co tu robisz? – zapytała, odkładając książkę na bok i przyglądając mi się uważnie. – Wyglądasz na spiętą.
Westchnęłam i oparłam głowę o jedną ze skrzyń.
– Rozmawiałam z ojcem. Znowu nic mi nie powiedział. Coś ukrywa, Nicole. Jest inny… bardziej zestresowany, jakby coś go dręczyło.
Nicole zmarszczyła brwi, przez chwilę milcząc.
– Myślisz, że to coś poważnego?
– Nie wiem – przyznałam. – Ale coś na pewno się dzieje. Próbuje mnie od tego odsunąć, a to tylko sprawia, że jestem jeszcze bardziej podejrzliwa.
Nicole oparła podbródek na dłoni, patrząc na mnie z zamyśleniem.
– Może to faktycznie coś, czym nie chce cię martwić. Tata zawsze taki był. Chroni nas, nawet gdy nie musimy być chronione.
– Ale to nie działa – powiedziałam z frustracją. – Ukrywanie prawdy wcale nie sprawia, że czuję się bezpieczniejsza. Wręcz przeciwnie.
Nicole sięgnęła po książkę, przewracając stronę, ale jej oczy były nieobecne. Wyglądało, jakby zastanawiała się nad czymś głęboko.
– Może jest coś, co możemy zrobić – powiedziała w końcu, spoglądając na mnie.
– Co masz na myśli? – zapytałam ostrożnie.
Nicole wzruszyła ramionami, ale jej spojrzenie było pełne determinacji.
– Może same możemy dowiedzieć się, co się dzieje. Ojciec spędza mnóstwo czasu w laboratorium, prawda? Może warto tam poszukać odpowiedzi.
Otworzyłam usta, by zaprotestować, ale jej słowa miały sens. Ojciec nie chciał mnie wtajemniczyć, ale może to nie znaczyło, że nie mogłam dowiedzieć się czegoś na własną rękę.
– To może być ryzykowne – powiedziałam w końcu, choć czułam, jak ciekawość zaczyna we mnie rosnąć.
Nicole uśmiechnęła się lekko.
– No to co? Od dawna nie robiłyśmy nic ekscytującego. A poza tym… jeśli to ma nas chronić, czy nie powinnyśmy wiedzieć więcej?
Poczułam, jak napięcie we mnie zaczyna ustępować miejsca czemuś innemu – mieszance determinacji i podekscytowania. Może miała rację. Może nadszedł czas, by same zacząć szukać odpowiedzi.
– W porządku – powiedziałam w końcu. – Ale musimy być ostrożne, wejdziemy tam jutro wieczorem.
Nicole skinęła głową, jej oczy błyszczały, jakby już planowała, co zrobić dalej. Oparłam się o skrzynię, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku. W głowie miałam jednak tylko jedno pytanie: Co takiego ojciec próbował ukryć?

Black Mist Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz