ARIELLE
Dłonie trzęsły mi się tak, jakbym kompletnie straciła nad nimi kontrolę, a serce waliło mi w piersi, przypominając o tym, że wciąż żyłam. Zerkałam na dom, starą, rozpadającą się chatę z kilkoma schodkami.
Kiedyś miałam ładny dom. Ogromny, ceglany, z dużymi oknami od podłogi aż po sufit, na piętrze znajdował się balkon, z którego można było przemieszczać się z pokoju do pokoju. Gdy byłam mała, bawiłam się w ten sposób w chowanego. Uciekałam na zewnątrz, siadałam przy ścianie i kuliłam się tak, jakby to miało sprawić, że stałabym się nie widzialna. Ogród tętnił zielenią, a huśtawka, którą zbudował tata, stanowiła ulubiony element zabawy w samotności.
A później to wszystko zniknęło.
Dom... huśtawka... tata... a z czasem i kobieta, którą uważałam za matkę.
Ponownie zerknęłam na ruinę przede mną. W dzieciństwie unikałam takich miejsc jak ognia, bo tata ostrzegał, że w takich miejscach zazwyczaj dzieje się coś złego. A teraz w takim mieszkałam. Ojciec miał rację... to miejsce okazało się otchłanią niekończącej się rozpaczy.
Ledwie byłam w stanie unieść nogę, by pokonać stopień, później kolejny i jeszcze jeden, zanim pchnęłam drzwi. W powietrzu unosił się stęchły zapach przeplatany dymem papierosowym i alkoholem. Obdarte tapety zwisały z popękanych ścian. Przeszłam przez wąski korytarz, a podłoga zaskrzypiała pod moimi butami. Zsunęłam je ze stóp, choć ten ruch zdawał się kosztować mnie wiele wysiłku.
– Wróciłaś?
Chrapliwy głos przeciął ciszę jak nóż. W domu ponownie zapadła cisza, nie licząc dźwięków płynących z telewizora. Poświata światła migotała w pokoju, stanowiąc jedyne źródło jasności. Matka siedziała w starym fotelu ze złuszczonym obiciem. Miałam widok na jej potargane włosy, postawę żywego trupa i wciąż tlącego się papierosa między jej palcami.
Chciałam na nią ryknąć, wydrzeć się za wszystkie czasy, chwycić za ramiona i potrząsnąć, by wydusić z niej informacje, jednak przystanęłam jak sparaliżowana pod ciężarem tego wszystkiego. Gula w gardle utrudniała mi wydobycie z siebie chociażby słowa. Złość rozdrapywała mnie od zewnątrz pazurami, szukając uwolnienia jak szczur zamknięty w pudełku bez wyjścia.
Moje milczenie zmusiło ją do odwrócenia głowy. Zlustrowała mnie wzrokiem pełnym obrzydzenia, jakbym nie była jej córką, a kimś obcym, który nieproszony wtargnął na jej posesję.
– Będziesz tak stała jak idiotka? – bąknęła, nim zaciągnęła się dymem.
Zwinęłam palce w pięści, aż paznokcie wbiły mi się w skórę.
– Dlaczego? – To jedyne, co mogłam z siebie wykrztusić.
Zmarszczyła brwi, wykrzywiając usta w zniesmaczeniu.
– Co dlaczego?
– Dlaczego przyszłaś do klubu? – zapytałam nieco ostrzej.
Zwęziła oczy, a konsternację na jej twarzy szybko zastąpiła znana mi chłodna obojętność. Odchyliła się wygodnie w fotelu, ponownie zaciągając się papierosem. Cisza między nami trwała jeszcze przez krótki czas, do momentu, w którym dym wydostał się z jej ust.
– Mogę robić co chcę i nie muszę ci się z tego tłumaczyć.
Zaskakując samą siebie, okrążyłam fotel i stanęłam tuż przed kobietą, zasłaniając jej widok na telewizor z nadzieją, że w ten sposób zmuszę ją do rozmowy.
CZYTASZ
White Lies +18
RomancePhoenix Weston: Kontynuacja Braci Weston. (47.6144042, -122.3340139) Zagramy?