– Na pewno nie mogę jeść czipsów? – pyta po raz setny Abby, robiąc tę swoją słynną słodką minke.
– Na pewno – odpowiada Michael, podając jej szklankę wody, o którą prosiła.
– Ani jednego? – nie daje za wygraną
– Ani nawet pół.
– Cholera.
– Chcesz znowu nas wszystkich wystraszyć i wylądować pod kroplówką? - wtracam się do rozmowy. Wiem, że wyłączam najcięższe działa, ale wizja igły skutkuje i Abby natychmiast porzuca temat czipsów.
Opiekuję się przyjaciółką, gdy Michael wychodzi do pracy. Ona twierdzi, że poradzi sobie sama, lecz widzę, że gdy wstaje z łóżka, chwyta się za brzuch. Wciąż jest osłabiona i blada. Nie daję się spławić. Oglądamy babski film, wspominamy czasy studiów i starannie omijamy temat naszej obecnej sytuacji zawodowej. Kiedy Abby zasypia, nakrywam ją kocem w gwiazdki i choinki, a później zaszywam się w kuchni z kubkiem herbaty i papierami, które zdecydowałam się wypełnić. Mam nadzieję, że tego nie pożałuję.
Rozglądam się po kuchni Abby i uśmiecham na widok oznak codziennego życia jej i Michael'a. Na blacie stoją kubki z ich imionami, a obok nich pojemnik, w którym
Abbyy zwykle przynosi lunch do pracy. Na wysokiej lodówce widzę gąszcz zdjęć i małych karteczek. Wszystkie poprzyczepiane są magnesami z widokiem miejsc, w których byli ich znajomi, a które oni sami planują odwiedzić. Razem. Czuję ukłucie w sercu. Ja nie planuję nawet sylwestra, a oni mają listę dalekich krajów, do których chcą pojechać.Wśród zdjęć widzę glównie te, na których są razem. Nazbierało się tego przez pół roku. Na jednym jesteśmy obie. Michael zrobił nam je w pracy, kiedy wpadł przynieść Abby kwiaty z okazji urodzin. To było urocze. Na zdjęciu obejmujemy się i uśmiechamy. Ten moment wydaje się tak odległy, a minęło zaledwie pięć miesięcy. Chcę znów czuć, że praca daje mi satysfakcję. I nie wyobrażam sobie pracować bez swojej najlepszej przyjaciółki. Tworzymy zgrany duet. Przerzucam wzrok na karteczkę z napisem. "Nikt nie wynosi śmieci lepiej niż. Ty. Buziaki, Abby". Zakrywam usta, powstrzymując chichot.
Kiedy wraca Michael, wymykam się z ich mieszkania i ide na autobus. Muszę jeszcze dziś odwiedzić jedno miejsce. Jest zimno. Dobrze, że wzięłam czapkę. Nie chcę znowu
zmarznąć i się przeziębić. Nasuwam na dłonie rekawiczki, obserwujac fontannę. Mijam grupke osób robiacych sobie zdjęcia na tle ogromnej choinki, która rozświetla gestniejący zmierzch. Jakaś para obserwuje rzekę i co chwilę skrada sobie pocalunki. Od razu przypominam sobie, jak Fermin patrzył na moje usta, gdy byliśmy w kinie. Biorę głęboki wdech żeby uspokoić szalejące serce. Muszę przestać tak reagować na swojego współlokatora. Nie moge bardziej się do niego zbliżyć. W przeciwnym
razie zostawi po sobie ogromną pustkę, kiedy wróci do swojej rodzinnej miejscowości. W moim życiu wystarczająco dużo razy zostawiano mnie samą z takim uczuciem. Z tym postanowieniem otwieram drzwi i wchodzę do lokalu oświetlonego jasnymi punkcikami.Kiedy wracam do mieszkania, zastaję Fermina siedzącego z laptopem przy wyspie kuchennej. Ma wilgotne włosy i nie założył koszulki. Cholera. Muszę pamiętać, że nie wolno mi ulec jego czarowi
– Głodna?
Kiwam głową, zdejmując kurtkę. Wstaje i włacza mikrofalówkę. Widzę tylko jego plecy i mięśnie poruszajace się pod gładką skórą. Kurwa. Musi być taki ładny?
– Zaczynałem się martwić. Gdzie bylaś tak długo?
Nie pomaga.
– U Abby – kłamię, ale tylko trochę. Przecież dziś tam byłam.
– Co u niej?
– Cierpi, bo czipsy nie figurują w jej menu.
Fermin uśmiecha się, otwierając drzwiczki wyciagając talerz ze spaghetti carbonara.

CZYTASZ
𝑪𝒉𝒓𝒊𝒔𝒕𝒎𝒂𝒔 𝒘𝒊𝒕𝒉 𝒂 𝒔𝒕𝒓𝒂𝒏𝒈𝒆𝒓 |𝑭𝒆𝒓𝒎𝒊𝒏 𝑳𝒐𝒑𝒆𝒛|
FanfictionMimo że w Barcelonie roi się od choinek i bożonarodzeniowych ozdób, Felicja nie czuje tej wyjątkowej atmosfery. Dziewczyna lekceważy świąteczny klimat i powoli przygotowuje się do wyjazdu z kraju oraz obiecanego awansu. Dochodzi jednak do nieporozum...