ᴋᴛᴏś ɴᴏᴡʏ

122 17 73
                                    

Budzi mnie jakis dziwny dźwięk. Otwieram jedno oko i przez chwilę próbuję sobie przypomnieć, gdzie jestem. Widzę swoją walizkę, granatowy fotel i pięknie wyrzeźbione plecy. Ten ostatni element sprawia, że natychmiast powraca mi jasność umysłu. Siadam na kanapie, która jest teraz moim łózkiem. Fermin odwraca się, słysząc mój ruch

– Napijesz się kawy? – pyta, skupiając wzrok na moich piersiach.

Szybko zasłaniam się ramionami.

– Chętnie – odpowiadam zachrypniętym od snu głosem – Skorzystam tylko z łazienki.

Wsuwam stopy w puszyste kapcie i ruszam do sypialni. Widzę starannie pościelone łóżko, co mnie bardzo dziwi, bo facet zwykle wychodzi z barłogu, zostawiając pościel w stanie chaosu.

– Słodzisz? – dobiega mnie męski głos, gdy dziesięć minut później wchodzę do salonu.

– Łyżeczkę poproszę mogę sie tylko domyślić, że w lodówce nie ma mleka?

– Niestety, jeszcze nie wydoiłem krowy.

Siadam przy wyspie i sięgam po kubek. Kawa jest przepyszna i pachnie wyśmienicie. Przymykam powieki a kiedy je otwieram, widzę szeroką klatkę piersiową i wpatrzone we mnie ciemne oczy. A może w kawie jest trucizna, a zapach ma mnie zachęcić do wypicia?

– Zawsze spacerujesz nago po mieszkaniu?

– A twoje piersi tak się cieszą na widok każdego faceta?

– Jest chłodno  – rzucam, zerkając na swoje sutki, wyraźnie sterczące pod cienką tkaniną piżamy.

Gdybym była tutaj sama, nie musiałabym się teraz kompromitować. Może współlokator to jednak nie był dobry pomysł? A może chodzi po prostu o tego współlokatora?

– Wiesz, czy można zjeść dobre śniadanie w tej okolicy? – pyta, wkladając kubek do zmywarki.

Ścieli łóżko i sprząta naczynia? Może cierpi na jakąs chorobe psychiczną? Albo był kobietą, ale w liceum zmienił pleć?

– Za rogiem jest miła knajpka – odpowiadam.

Tłumaczę mu, gdzie skręcić i co oferują na miejscu. Kiwa głowa, dziękuje za informacje i rusza do sypialni. Osiem minut później wychodzi kompletnie ubrany i za- rzuca na siebie płaszcz.

– Milego dnia. Może lepiej nie bierz ze sobą parasola, żebyś nie skończyła na posterunku – mówi, rzucając mi szeroki uśmiech, po czym znika za drzwiami. Nawet nie zdążyłam się zastanowić, jak mu odpyskować.

Godzinę później wsiadam do metra. Jakiś spocony chłopak stoi obok mnie i oddycha tak, jakby był zdenerwowany mam wrażenie, że zaraz zemdleje i upadnie.

– Dobrze się pan czuje? – pytam, lekko dotykając jego ramienia.

– Tak – szepcze, kiwając głową – Po prostu mam ważną rozmowę o pracę i bardzo się denerwuję.

– Na pewno będzie dobrze. Czym pan się zajmuje?

– Jestem kelnerem. Pracuję w miejscu bez perspektyw. Jade na rozmowę do restauracji, którą otwierają przed świętami. Dobrze płacą i mają ciekawy system szkoleń. Bardzo mi zależy, dlatego prawie umieram ze strachu – wyznaje na jednym wydechu.

Rozpoznaję w nim siebie. Też chcę piąć się w góre, mieć opcję pójścia dalej, a nie stania w jednym miejscu. Jeśli stoisz w miejscu, to się cofasz.

– Będę trzymać za pana kciuki. Jak się nazywa ta restauracja?

– Gallo Nero.

–  Przyjdę na otwarcie i na pewno będzie pan obsługiwał mój stolik –  mówię z uśmiechem.

𝑪𝒉𝒓𝒊𝒔𝒕𝒎𝒂𝒔 𝒘𝒊𝒕𝒉 𝒂 𝒔𝒕𝒓𝒂𝒏𝒈𝒆𝒓 |𝑭𝒆𝒓𝒎𝒊𝒏 𝑳𝒐𝒑𝒆𝒛|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz