Rok pózniej.
Jutro Boże Narodzenie. Składam życzenia wszystkim pracownikom, żegnam się z Jerrym i wychodzę z restauracji. Prószy śnieg. Wdycham zapach miasta i przymykam oczy. Mokre płatki lądują na moich policzkach i nosie. Uśmiecham sie na wspomnienie zeszłorocznego Bożego Narodzenia, kiedy to stałam w oknie i patrzyłam na śnieg padajacy na barcelońskie ulice. W tym roku święta są zupełnie inne. Jeszcze nigdy nie spędzałam ich w tak wielkim gronie i muszę przyznać, że trochę się denerwuje.
– Jaki punktualny – mówię do Fermina który wyłania się z tłumu i obdarza mnie goracym pocałunkiem – Gdzie byłes?
– Musiałem odebrać prezent dla mamy. I kilka innych. Pokażę ci w samochodzie.
– Piękne! – krzyczę z zachwytu, ogladajac srebrne kolczyki, które Fermin wyciąga z dużej torby – Co tam jeszcze masz?
– Pióro dla taty, szal dla ciotki, książki dla dziadka i jakieś zabawki dla tych małych potworów kuzynki.
– Małych potworów? Jak możesz tak mówić o dzieciach? – parskam śmiechem
– Poznasz je wieczorem, to zrozumiesz – uśmiecha się, włączając się do ruchu
– Mamy dokupić resztę prezentów?
– Juan miał to załatwić. Większość zamówił internetowo, ja tylko odebrałem. I zapłaciłem. Wysłał mnie po te najdroższe. Kochany brat.
Juan'a poznałam, kiedy odwiedził nas w Barcelonie. Od razu przypadliśmy sobie do gustu. Cieszę się, że ma wolne w święta, bo potrzebuję wsparcia podczas tego wielkiego rodzinnego spędu. Pomógł mi też z prezentem dla Fermina. Ma go odebrać i przekazać mi w najbardziej dyskretny sposób. Kupiłam mu wypasiony aparat fotograficzny, bo kiedyś się wygadał że od lat o takim marzy. Przyda się podczas wycieczki do Paryża, którą planujemy w styczniu. Louis też nie może się doczekać.
Przemierzamy barcelonskie ulice, a Fermin opowiada mi o swoich bliskich. Ostrzega przed tymi, którzy zadają za dużo pytań. Smieję się, kiedy wspomina, co w młodości wyrabiali z kuzynami. Wiem, że cieszy się na święta.
Późnym popołudniem szykujemy się na inwazję gości. Trzęsą mi się ręce, kiedy zawiązuję krawat Fermina.
Chwyta mnie za dłonie i patrzy mi w oczy.– Wszystko w porządku? – pyta cicho.
– Trochę się denerwuję. Mówileś, że oni wszyscy chca mnie poznać. A co, jeśli ich rozczaruję?
– Jestes najcudowniejszą osobą, jaką znam, więc na pewno będą tobą zachwyceni – biorę glęboki wdech.
– Moge dać ci prezent teraz? Nie chciałabym robić tego przy wszystkich.
– To świetnie się składa, bo ja też mam dla ciebie coś, co chcę dać ci na osobności.
– Ja pierwsza – mówię, nurkując pod łóżko, gdzie schowałam pudełko zawinięte w kolorowy papier ze świątecznym motywem.
Fermin chwilę siłuje się z papierem, a później szeroko otwiera oczy i przyciąga mnie do siebie.
– Dziękuję. Skąd wiedziałaś? – pyta, calujac mnie w usta pomiędzy wyrazami.
– Kiedyś pokazywałeś mi go w sklepie. Zapisałam model i oto jest – Widzę, że w jego szalonym umyśle powstaje właśnie jakiś pomysł.
– Można go nastawić, żeby sam zrobił zdjęcie. Spróbujemy?
Nie czeka na moją odpowiedź, tylko wyciąga aparat z opakowania chwilę przy nim majstruje. Ustawia go na
szafce, a następnie staje przede mną i się uśmiecha. Sięga do kieszeni i wyciąga coś małego. Klęka na jedno kolano i otwiera pudełeczko dokładnie w momencie, kiedy aparat robi zdjęcie.– Felicja, czy zostaniesz moją żoną? – pyta drżacym głosem. Mój pewny siebie mężczyzna jest zdenerwowany. Patrzy na mnie z nadzieją. Chyba się boi, że odmówie.
– Zostanę – szepczę, kiwając głową. Wzruszenie ściska mnie za gardło.
Fermin wsuwa mi na palec pierścionek. Nie widzę go dokładnie, bo lzy rozmazują mi obraz, ale na pewno jest idealny. Moje serce wali jak szalone, kiedy ląduję w silnym uścisku. Odsuwam się, obejmuję policzki Fermina i całuję go tak, żeby poczuł, jak bardzo go kocham.
– Chodźmy na dół – mówi, przykładając czoło do mojego. Z ciemnych oczu wyziera szczęście – Chcę przedstawić rodzinie swoją narzeczoną.
Łapie mnie za rękę i prowadzi do salonu, gdzie zebrało się już kilkanaście osób. Juan pierwszy zauważa mój pierścionek i robi taki raban, że mama i ciocia Fermina przybiegają z kuchni z przerażeniem na twarzach. Dostajemy gratulacje i pytania o termin ślubu. Jeszcze nie przyjrzałam się dobrze pierścionkowi, a kuzynka Fermina już pyta mnie, w jakiej sukience pójdę do ołtarza. Nie wiem, kogo słuchać, wszyscy mówią jednocześnie.
– Fermin – odzywa się gruby wujek, którego imienia nie pamiętam – To opowiedz nam może, jak się poznaliście.
– Felicja uderzyła mnie parasolem.
Wszystkie spojrzenia skupiają się na mnie. Fermin uśmiecha się szeroko i dodaje.
– A potem spoliczkowała.
_______
Koniec ❤️
CZYTASZ
𝑪𝒉𝒓𝒊𝒔𝒕𝒎𝒂𝒔 𝒘𝒊𝒕𝒉 𝒂 𝒔𝒕𝒓𝒂𝒏𝒈𝒆𝒓 |𝑭𝒆𝒓𝒎𝒊𝒏 𝑳𝒐𝒑𝒆𝒛|
FanfictionMimo że w Barcelonie roi się od choinek i bożonarodzeniowych ozdób, Felicja nie czuje tej wyjątkowej atmosfery. Dziewczyna lekceważy świąteczny klimat i powoli przygotowuje się do wyjazdu z kraju oraz obiecanego awansu. Dochodzi jednak do nieporozum...