Popijam herbate i przyglądam się świecącym lampkom. Siedze w wygodnym fotelu, który Michael
przywiózl tutaj zaledwie dwie godziny temu. Za oknem słyszę szum barcelońskich ulic, a na korytarzu raz po raz ktoś trzaska drzwiami. Aniołek bez twarzy dekoruje szczyt naszej biurowej choinki. Abby oplata drzewo łańcuchem i odsuwa się nieco, żeby podziwiać swoje dzieło.– Gdybyś mi pomogła, byłoby szybciej – rzuca
– Ja rozbierałam to, które ubrałaś w poprzednim biurze –stwierdzam ugodowo, sięgając po kubek.
– No tak – siada w swoim fotelu i przechyla głowe, jakby zastanawiała się, co jeszcze można dorzucić do tych dekoracji, które już ledwo się mieszczą na metrowej jodle.
Abby ubrała ją w ramach przerwy w pracy. Przez półtorej godziny skręcałyśmy moje biurko. Michael przyjechał z fotelami i nas wyśmiał. W czterdzieści minut sam skręcił biurko Abby. Wygoniłyśmy go. Słyszalyśmy jego śmiech do momentu, aż wszedł do windy. Przerywam ciszę, mówiąc.
– Mam pomysł – Abby patrzy na mnie uwaznie – Zróbmy sobie jutro wolne. A przez weekend posiedzimy
nad projektem dla Robertsa. Co ty na to?– Przekonałas mnie. Ale mam jeszcze lepszy pomnyst.
– Zamieniam się w sluch.
– W weekend zrobimy projekt, a jutro pójdziemy na imprezę.
– Jesli znowu chcesz przyprowadzić jakiegoś napalonego kolege Michael'a, to ja odpadam.
– Nie przypuszczałam, że Wayne to taki buchaj – śmieje się i znów patrzy na choinke – Chodźmy we czworo.
– We czworo? Ty, Michael, ja i duch Bożego Narodzenia?
– Zaproś Fermina.
Dławię się herbatą. Odstawiam kubek na nowiutkie biurko i próbuję odzyskać oddech. Abby chichocze. Rzuciłabym w nią czymś, ale jeszcze nie rozpakowałyśmy zakupów, więc nie mam pod ręką zszywacza.
– Tłumaczyłam ci, że powinnam trzymać się od niego z daleka, jeśli nie chcę popaść w nieuleczalną depresje po jego wyjeździe – trochę mi to nie wychodzi, choć staram sie.
– A ja ci powiedziałam, żebyś uwierzyła w magię świat. Pamiętam, ale nadal twierdzę że powinien jutro z nami wyjść. Niech sie chłopak rozerwie.
– Nie wiem, co knujesz, ale tym razem ci zaufam. Zaproszę go.
Na dowód swoich słów biorę telefon i pisze wiadomość do Fermina.
"Jutro wychodzimy, zabierasz się z nami"
Brzmi niezobowiązująco. Prawda?
"Chętnie się odprężę przed pracującym weekendem"
"Jesteśmy umowieni"
To już nie brzmiało tak niewinnie.
– Zgodził się? – zagaja Abby, podchodząc do toreb z zakupami.
– Tak – wyrywam jej z ręki zakupy – Nie dźwigaj. Nie wolno ci.
– Dobrze, mamo.
Przez następne trzy godziny skręcamy regał i małą szafkę, na której w przyszłości postawimy ekspres do kawy. Rozpakowujemy wszystkie siatki i kartony, w których mamy segregatory, zszywacze, ołówki, długopisy, notesy i mnóstwo innych rzeczy, które są nam niezbędne. Łącznie z najnowszym katalogiem z bielizną.
CZYTASZ
𝑪𝒉𝒓𝒊𝒔𝒕𝒎𝒂𝒔 𝒘𝒊𝒕𝒉 𝒂 𝒔𝒕𝒓𝒂𝒏𝒈𝒆𝒓 |𝑭𝒆𝒓𝒎𝒊𝒏 𝑳𝒐𝒑𝒆𝒛|
FanfictionMimo że w Barcelonie roi się od choinek i bożonarodzeniowych ozdób, Felicja nie czuje tej wyjątkowej atmosfery. Dziewczyna lekceważy świąteczny klimat i powoli przygotowuje się do wyjazdu z kraju oraz obiecanego awansu. Dochodzi jednak do nieporozum...