21. Twardy orzech

185 23 7
                                    

– Przestań się gapić – wydyszała obok mnie, Kira.

– Nie gapię się – spojrzałam na kroplę potu, spływającą po jej nosie, przyklejone do czoła wypłowiałe kosmyki włosów i zaczerwienione policzki.

Zrobiłam kolejną pompkę, ignorując kolejne słowa krytyki wypływające z ust, stojącego tuż nade mną Dayo. Ponownie przeniosłam wzrok nad głowę Kiry.

– Wcale. – Zrobiła kolejne dwie pompki. Zdecydowanie była w lepszej formie ode mnie. – Zaraz wypalisz mu dziurę w koszulce.

Gdybym miała na tyle siły, przewróciłabym oczami. W tamtym momencie, chciałam skupić się jedynie na oddychaniu i zachowaniu przytomności. Mięśnie ramion i brzucha piekły niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że ktoś przykłada mi rozżarzony węgiel do skóry. Miałam wrażenie, że ta agonia trwa godziny, choć w rzeczywistości minęło parę minut.

Gdy Dayo zarządził przerwę, padłam na podłogę, chłonąc całą sobą jej chłód.

– Przesadzasz – odpowiedziałam, tym razem zerkając na biegającego Dylana, tylko kątem oka, aby nie mojej towarzyszce niedoli, kolejnego dowodu, że faktycznie się gapiłam. Nie wyszło.

– Wiesz, że ty lub ja nie powinnyśmy się interesować kimś takim, jak Dylan czy James.

– Nie interesuję się nim – zaprzeczyłam gwałtownie. – A Jamsem wzgardziłby nawet ślepy i głuchy.

– Chcę powiedzieć tylko, że powinnaś sobie uważać. Byłaś jego właścicielką. Dosłownie.

Podniosłam się do klęku, odgarniając z twarzy luźne kosmyki włosów, które wypadły z pośpiesznie zaplecionego warkocza.

– Nie mam zamiaru... No wiesz... – Speszyłam się, gdyż przez chwilę do mojej głowy wpadł obraz mnie i Dylana siedzącego przy ognisku, gdy ten gładził moje udo. – Po prostu staram się go rozgryźć.

– Po prostu uważaj. To może być bolesne.

Zmarszczyłam brwi w konsternacji, nie rozumiejąc, co niebiesko włosa miała na myśli.

– Co... – zaczęłam, ale do rozmowy wtrącił się Dayo.

– Zaraz, to ja boleśnie skopię wam tyłki, jeśli nie podniesiecie się w przeciągu trzech sekund i nie zrobicie serii okrążeń. Spojrzał w kierunku Dylana, który od pół godziny biegał w koło, nie zwracając uwagi na nikogo. – W przeciwnym kierunku.

Z wysiłkiem podniosłam się do pozycji stojącej. Miała być to trzecia seria okrążeń tego dnia, a ja nie doszłam do siebie jeszcze po ostatnich.

– Może pobiegałbyś z nami? Nie boisz się utraty tych swoich przerysowanych mięśni? – zapytałam, nim pomyślałam. Ugryzłam się w język dopiero po fakcie. Nawet Kira spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.

– Dodatkowych pięć kółek. A za każde otwarcie ust, będzie dodatkowe.

Zmrużyłam oczy, ale zmusiłam swoje ciało do biegu.

– Palant – powiedziała Kira, gdy myślała, że jesteśmy poza zasięgiem Dayo.

– Słyszałem! Za obelgę będą dwa dodatkowe.

Kira podniosła rękę, aby zapewne pokazać mu środkowy palec, ale chwyciłam ją, powstrzymując śmiech i kręcąc głową.

Dylan minął nas, tworząc lekki podmuch o zapachu cytrusów i czegoś przypominającego anyż. Wzrok miał skupiony i wbity ciągle przed siebie. Nie było w nim śladu Dylana z wieczoru w kuchni. Zastanawiało mnie, dlaczego za każdym razem był inny. W przeciwieństwie do Dayo, który zawsze krzyczał i narzekał, bez względu na to z kim rozmawiał. Kira tego nie wiedziała, dlatego dla niej, moje zainteresowanie było bezsensowne. Ja natomiast spędziłam dużo czasu w towarzystwie Dylana. Czasem miałam wrażenie, że po dotarciu do bazy, otoczył się jeszcze grubszym murem, niż podczas naszej podróży. Co było dla mnie niezrozumiałe, gdy określał to miejsce, jak swój dom, a ludzi tu jako przyjaciół.

Enslaved. Wyjdź z podziemi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz