Dzień 1

1K 49 4
                                    

Hannah

Drogi Pamiętniku!

   Piszę po raz pierwszy w tobie dokładnie opisując co teraz robię. Aktualnie opuszczam samochód mojej ukochanej kuzyneczki- Mi. Brązowe włosy sięgające do początku jej piersi, piwne oczy i strasznie chuda sylwetka. Boziu, czemu ona się jeszcze nie złamała? Wracając... przez całe trzydzieści dni mam siedzieć tutaj i zanudzać się na śmierć, gdy Mia będzie latała po klubach zmieniając partnera co noc. Jej głupota nie ma granic, tak jak moich rodziców. Błagałam by mnie tutaj nie wysyłali, ale nie! Sramy na opinię naszej córki i posyłamy ją do puszczalskiej kuzynki by mieć wspaniałe, nic nie kosztujące wakacje. W końcu dziecko to wydatek. Wchodzę do małego domku oddalonego od plaży jakieś pięćdziesiąt metrów. W całości wykonany z cegły, dwupiętrowy dom wygląda na ciekawy. Dziś jest dzień pierwszy cudownych męczarni i wcale nie zapowiada się aby było ciekawiej.

    Z zamyśleń wyrywa mnie pstryknięcie paznokciami. Mrugam kilka razy zanim dochodzi do mnie informacja, iż nadal nie ruszyłam tylko stoję jak kretynka na środku ulicy.

- Hanna, dobrze się czujesz? I co tam tak bazgrałaś?- pyta z zaciekawieniem dziewczyna. Szybko zamykam pamiętnik i chwytam swoją walizkę.

- Tak, dobrze. Chodźmy.- ponaglam chociaż przed chwilą to właśnie ja byłam powodem , dla którego tutaj stałyśmy. Dziewczyna otwiera drzwi, i od razu zdejmuje buty.

Lustruję pomieszczenie wzrokiem. Po lewej schody na górę, po prawej wejście do kuchni połączonej z salonem. Nie jest źle. Od razu idę za dziewczyną na drugie piętro, gdzie mam swój pokój. Długi korytarz, a na samym końcu moje lokum. Popycham delikatnie drzwi i zauważam ogromne, dwuosobowe łóżko, szafę i okno, przez które z łatwością mogłabym wyskoczyć na drzewo rosnące obok. Odkładam walizki i spoglądam w lustro. Moje kruczoczarne włosy oczywiście nie są w takim porządku jak były, gdy wychodziłam. Czarne jak smoła oczy nie tryskają taką energią jak w zakończenie roku szkolnego. Myślałam, że wakacje będą fajnie. 

- Jak chcesz gdzieś iść to idź, ale mnie uprzedź.

- Jasne- Mia kiwa i zamyka drzwi pokoju, a ja przekopuję walizkę w poszukiwaniu szczotki do włosów. Gdy znajduję owy przedmiot zaczynam rozczesywać kołtuny. Matulu, potrzebuję snu bo lot z ameryki strasznie mnie wykończył. Co prawda jest rano, ale dam sobie kilka godzin snu.

***

Gdy wstaję za oknem jest ciemno. Przespałam calutki dzień? Do pokoju wchodzi Mia i oznajmia, że dzisiaj pójdziemy na dyskotekę. Nie mam wyjścia. Wyciągam z walizki czarną sukienkę, w której planuję podbić klub. Nakładam niewielką warstwę makijażu, po czym opuszczam pokój. Zniecierpliwiona kuzynka czeka i czeka, a ja zakładam czarne szpilki. Gdy kończę dziewczyna jęczy poirytowana i daje mi kluczki bym odpaliła samochód. Tak, więc robię, a już po krótkiej chwili Mia przychodzi i ruszamy. Sydney wieczorem jest niesamowicie piękne. Oświetlone budynki, palmy i ludzie. Dla takich rzeczy żyję. Szybko dojeżdżamy na miejsce i opuszczamy auto. Mojej kuzynki nie obowiązuje kolejka co utwierdza mnie w przekonaniu, iż jest niezłą suką skoro znają ją w takim klubie. Stały klient dostaję to co najlepsze. Gdy przekraczam próg uderza we mnie smród dymu papierosowego oraz alkoholu, nie wspominając spoconych ciał. Mia podchodzi do baru, gdzie zamawia dziwnego drinka. Oczywiście dwa razy bo zaraz dostaję swojego. Alkohol nigdy nie był moim ulubieńcem, ale jeżeli nie chcę być wrogiem kuzyneczki muszę robić to o co prosi. 

- Chodź potańczymy Hannah!

- Nie mam ochoty- to nie tak, że jestem nudziarą, ale po prostu w tańcu byłabym mistrzynią robienia z siebie pośmiewiska. Dziewczyna macha na mnie ręką i rusza w tłum. Ja wzdycham ciężko i upijam łyka drinka. Od dłuższego czasu barman patrzy na mnie dziwnie. Niech spieprza bo nie mam ochoty na podrywy.

- Ej, laleczko- spoglądam w prawo, gdzie dostrzegam obleśnego chłopaka.- Może potańczymy?

- Raczej nie- dopijam napój i zeskakuję ze stołka w celu znalezienia Mii. Chcę klucze do domu w ten natychmiast. Przyjechanie tutaj było pomyłką chociaż nie minęło nawet półgodziny. Gdy nie znajduję dziewczyny postanawiam na własną rękę wrócić. Zapasową parę kluczy chowa pod wycieraczką. Wychodzę zdenerwowana i idę w kierunku domu. 

Wieje dosyć chłodny wiatr przez co na skórze pojawia się gęsia skórka. Droga nie może być długa skoro jechanie autem zajęło nam dwadzieścia minut. Pocieram swoje ramiona idąc obok muru z graffiti. Latarnię dalej zauważam podejrzanych typków. Przygryzam policzek by nie dać po sobie poznać jak bardzo boje się takich ludzi. Z podniesioną głową do góry prę na przód. Słyszę gwizdy i słowa w stylu „Maleńka, może chcesz zobaczyć jaki jestem wspaniały?". Przyspieszam, jednak drogę zagradza mi jakiś menel w czapce, która zapewne nie była prana od dnia, w którym ją kupił. 

- Gdzie ci się tak spieszy kotku?

- Spieprzaj przychlaście- mężczyzna zaciska szczękę i chwyta mnie za ramię, po czym szybkim ruchem popycha na mur. Moje serce zaczyna bić mocniej, a strach owija szpony wokół każdego mięśnia.

- Taka zadziorna co? Ciekawe co będziesz mówić, gdy będę cię pieprzył przy tej ścianie- jego słowa są odrażające. Jeździ łapskami po moim ciele jakby nie wiedział za co złapać albo od czego zacząć. Boje się, tak bardzo się boję. Po co  w ogóle tutaj przyjechałam? By zostać zgwałconą? Brawo mamo, tato, Mio. Jutro możecie szukać moich zwłok w morzu. Zaciskam powieki pozwalając kilku łzom swobodnie spłynąć po moich policzkach. Cuchnący oddech napastnika jest wyczuwalny na mojej szyi. Jednak szybko znika, a ja jestem zbyt wystraszona by coś zrobić. Dopiero, gdy delikatne dłonie dotykają moich ramion wyrywam się z transu.

- Ej, nic ci nie jest? Ten dziad ci coś zrobił?- otwieram jedną powiekę by sprawdzić czy jest bezpiecznie. Gdy nie zauważam niczego złego spoglądam na 'wybawiciela'. Niebieskie tęczówki patrzą na moją osobę z żalem i przerażeniem. Blond włosy postawione do góry nawet przez wiatr nie zdołają zostać poruszone.

- Nic... mi nie jest- odpowiadam po krótkiej chwili.

- Och, to dobrze. Odwieźć cię do domu? Nie, źle! Odwiozę cię do domu.

- Dobrze- kiwam głową na zgodę. Chociaż go nie znam i może być jednym z tych którzy porywają i sprzedają chcę stąd zniknąć i zapomnieć. 

    Po cichu zapinam pas nadal analizując sytuację. Do cholery jasnej Hannah, wysil się na emocje! Kuźwa, krzycz, płacz, śmiej się, a nie siedzisz jak ten kołek nie wiedząc co zrobić. Bulwersuje się moja podświadomość. Masz rację, powinnam tak robić, ale co gdy takiej potrzeby nie odczuwam? Po prostu na razie chcę mieć w ręce swój pamiętnik. Nic więcej. 

- Mam na imię Luke, a ty?

- Hannah Brown.

- Nie zbyt dobry początek do zawierania przyjaźni, ale miło mi cię poznać.

- Mhm... nie za dobry. Masz rację, mi również- Luke przez chwilę lustruję mnie wzrokiem. Na jego usta wkrada się boski uśmiech, a ja dopiero teraz dostrzegam w wardze czarnego kolczyka. Przyjaźń? Muszę to przemyśleć.

30 days from you||L.H|| [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz