Dobre Dni Nadejdą..

1.2K 67 1
                                    

Alxandria. Mały zalążek nadziei pośród tego koszmaru dookoła. W głowie ciągle mam słowa Hershela.


'Nie ma już nadziei dla nas... '


Powiedział to kiedy spytałam go, jak wyobraża sobie dalsze życie na farmie. Dookoła niego były pola pełne upraw, lasy a lasów dochodziły groźne pojękiwania szwędaczy. Alexandria miała być częścią nowego świata, który nagle miał się odrodzić obok umarłych. Którzy dołączyliby do naszej społeczności całkiem mimowolnie. I za jaką cenę? Kto miałby kontrolować nieumarłych? Policja z Alexandrii złożona z garstki ludzi? Ci, którzy żyli już dawno odeszli ponieważ ich umysłami zapanował strach, lub po prostu chęć odejścia jeszcze jako istoty świadome swoich decyzji. Co to w ogóle miało znaczyć? Kilka domów, spokojne miasteczko, garstka żywych ludzi łapiąca się każdej możliwej nadziei oraz pomysłów na przeżycie. Ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że i tak umrzemy. To kwestia czasu kiedy ta garstka ludzi będzie oglądała świat świadomie po raz ostatni. Wszyscy zginą. Nie brzmi zbyt optymistycznie, co? Ale to za długo się ciągnie. Nie ma już Gwardii Narodowej, ani rządu, ani żołnierzy.. nie ma nikogo, kto mógłby uratować tę maleńką garstkę żywych ludzi. Idąc za garstką ludzi, lustrowałam wzrokiem te domy, ulice, biegające dzieci, śmiejących się sąsiadów. Prawie jak za dawnych czasów, gdy życie było ŻYCIEM a nie ucieczką. Tak bardzo brakowało mi śmiechu dzieci, rozmów ludzi że ilekroć mijałam jakieś dziecko spoglądałam na nich zafascynowana. Policjant obok murzynki z kataną zmierzył mnie dziwnie, gdy mijaliśmy chłopca z dłuższymi, ciemnobrązowymi włosami. Spojrzałam na ich twarze, byli do siebie podobni.

-To Twój syn?- spytałam spoglądając na niego nieśmiało

-Tak. Ma na imię Carl- chłopak podał mi rękę ściskając ją delikatnie- A ja jestem Rick. Zapewne Diana urządzi dzisiaj małe powitanie Ciebie.

-Witacie tutaj nowo przybyłych? Każdego, czy tylko nielicznych ?

-Każdego. Mało kto tutaj trafia..

-Może dlatego, że żywych jest coraz mniej...?- spytałam nie unosząc głowy. Czułam, że wypowiadając te słowa popełniłam błąd. Ale może ktoś zrozumie jak czuje się 20-letnia dziewczyna, która od prawie dwóch lat błąka się za odpowiedzią która da jej nadzieję, że ktoś w końcu powie świat powoli wraca do siebie... Może gonię tylko za tymi kilkoma słowami które miałyby otworzyć mi oczy na to, co jest w ludziach piękne? Czy nie chciałam tutaj dotrzeć wraz z Holly oraz resztą mojego rodzeństwa? Z matką? Z moim ukochanym Nate'm? Do dzisiaj pamiętam jak szłam drogą a on przyszedł. Miał urwaną rękę, poszarpaną twarz, śmierdział.. Stał się szwędaczem. Nikt inny, lecz ja musiałam strzelić mu między oczy. A gdyby pomyśleć przez chwilę, tydzień przed...tą sytuacją, całowałam go obiecując że jeśli mamy umrzeć to razem trzymając się za ręce. Kiedy podróżowałam, często chodziłam po mieszkaniach, domach, willach, różnych dzielnicach w poszukiwaniu chociażby kawałka chleba. Wiele razy widziałam zakochane pary, małżeństwa młode oraz te starsze, które zdecydowały się na wspólną śmierć. Było to dla mnie zawsze bardzo przejmujące uczucie, gdy widziałam dwóch zakochanych którzy postanowili umrzeć razem, świadomie z miłości.

-Ekhm, Emma?- odchrząknięcie a chwilę później spokojny, stanowczy głos. Obudziłam się ze wspomnień przenosząc swój wzrok na rozmówcę. Była nią ta starsza kobieta, która wpuściła mnie do Alexandri.

-Przepraszam, zgubiłam się. Myślami byłam gdzieś indziej..

-Nic się nie stało- poczułam jej dłoń na swoim brudnym ramieniu- Jeśli się zamyśliłaś, powtórzę ci ponownie moje słowa. Dzisiaj o godzinie 18 odbędzie się przyjęcie na Twoją cześć. Odbędzie się ona w jednym z domów, który nie jest jeszcze zamieszkały a ma dość spory salon na takie okazje. Tymczasem myślę, że lekarstwem na twoje troski będzie ciepły prysznic oraz krótki sen w Twoim własnym domu. Grupa, rozejść się. Będziecie mieli okazję poznać nowo przybyłą na dzisiejszym, wieczornym przyjęciu.

Walking Alone || Podążając samotnie ( Tom  I ) ZAKOŃCZONYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz