Oczami Daryla...
Odszedłem. Podjąłem decyzję, ale czy do końca przemyślaną? Mógł bym pierdolić to wszystko, ale nie mogę, nie potrafię. Nigdy nikt tak wiele nie dał mi, jak ona.
Beth... Oh, Beth Greene. Jeśli to twoja sprawka że ta dziewczyna pojawiła się na mojej drodze.. to tak bardzo ci dziękuję. Podaruję jej to, czego nie zdążyłem podarować Tobie. Przysięgam..
Odchodząc od niej rankiem wraz ze wschodem słońca miałem tak wiele wątpliwości. Co pomyśli? Co poczuje? Czy pobiegnie w ten cholerny las za mną by szukać mojego ciała, by się pożegnać ? Może bardziej uciekłem przed jej łzami które zapewne spływały po jej niewinnej ciągle twarzy, niż przed tym co miałbym jej powiedzieć.
Rick oznajmił mi, że kierują się na Waszyngton. Czy to możliwe, żeby ktokolwiek jeszcze tam żył? Nie. Nie stracę nadziei którą ona we mnie obudziła, nie teraz.
Zbyt wiele straciłem, żeby odpuścić to co wygrałem. Lista wydłużała się od początku, od kiedy trafiłem z tym idiotą do Atlanty. Ale oboje mieliśmy tutaj żyć. A ten dupek jak zwykle chciał być samodzielny. Zaraz po Merle'u moją rodziną stała się ta cudowna istotka Beth. Do dzisiejszego dnia, do dzisiejszej chwili nie potrafię sobie wybaczyć tych słów które jej powiedziałem..
NIGDY już nie ujrzysz Maggie, Beth!
A następnie to..te słowa stały się prawdą. Mam nadzieję, że teraz jest jej lepiej. Kiedy przypomnę sobie strzał, jej niewinne spojrzenie, upadek jej ciała.. Miłość... tak wiele skryte w jednym słowie. Czy otrzymałem jej chociaż trochę w domu? .. Oczywiście, kurwa, że nie. Dopiero ona pokazała mi uczucia o których pojęcia dotąd nie miałem. Pierdolona apokalipsa zabiera wszystko - zaczynając od domu a kończąc na przyjaciołach, na bliskich osobach. Chociaż, jeśli miałbym szukać plusów w tym całym gównie które przejęło świat, to jedynymi byłyby poznanie Ricka, tej wyjątkowej grupy ludzi która wspierała się całym sercem a co ważniejsze, Beth oraz Emmy. Z jednej strony mogłem wziąć się za wyznawanie uczuć Beth wcześniej, idąc śladami Glenna, ale ona była wtedy dzieckiem. Boże, ona cały czas była niewinnym dzieckiem, z głosem anioła który poruszył serce nawet takiego skurwiela jak ja. Jej śmierć podzieliła mój świat, sprawiła że wszystko na czym mi zależało przestało mieć znaczenie. Ta cała wędrówka nie miała sensu jeśli nie masz jakiegoś konkretnego celu.
Emma..? Tak. Nie ufałem jej, była kimś kto próbował wedrzeć się do mojego świata ale nie była wrogiem. Działała instynktownie, zupełnie jak Beth tylko nie posiadała już tej dziecinności ale za to miała tę naiwność typową dla tych rozmarzonych romantyczek. Cieszyła ją każda drobna rzecz, każdy wypad po zapasy traktowała jak przygodę swojego życia. Być może dlatego, że każdego dnia miała świadomość że jej życie było zagrożone? Sama podążała od początku przez to piekło oglądając śmierć tych, którym przyrzekała że zginie dla nich. Czy dla niej strata mnie byłaby ponad to wszystko ... ?Pierdolić przemyślenia. Im więcej myślę, tym bardziej staje się miękki. Ale czy to od razu musi znaczyć, że tracę siebie...? Może zyskuję coś, co próbowała uświadomić mi Beth ale nie zdążyła?
Idę przez ten pieprzony las starając się zagłuszyć to cholerne sumienie. Od kiedy ja posiadam sumienie? Nigdy nie zastanawiałem się jak to będzie myśleć o czymś więcej niż o ilości bełtów, stanie technicznym kuszy, adrenalinie lub jej braku, o bezpieczeństwie które zniknęło. Prawie trzy lata trwa epidemia, a raczej spustoszenie po niej. Chcę dotrzeć do Waszyngtonu przed nimi, znaleźć dom doskonały dla nas.. dla mnie i Emmy. Przestać uciekać, przestać podróżować. Stanąć, wziąć głęboki oddech i po prostu odsunąć się od tego świata. Odgrodzić się od szwendaczy, mieć ją dla siebie, kochać, dawać ciepło... już nigdy nie opuszczać.
CZYTASZ
Walking Alone || Podążając samotnie ( Tom I ) ZAKOŃCZONY
Terror20-letnia Emma jest jedną z ocalałych podczas apokalipsy Zombie. Od czasu wybuchu epidemii jest sama, widziała śmierć swoich najbliższych i jako jedyna przemierzyła tysiące kilometrów, by dotrzeć do zniszczonego Światowego Centrum Zdrowia, i zrozumi...