- Pobudka!
- Mordy w kubeł!-krzyknęła Dorcas zakrywając się szczelnie kołdrą.
- A ty co taka zdenerwowana od rana?- zapytał Łapa siadając na łóżku swojej dziewczyny.
- Po prostu nie lubię być budzona o poranku przez czterech imbecyli.
- Po pierwsze primo- jest już 12 i ominęło was śniadanie. Po drugie primo- jeden z tych imbecyli to twój chłopak, a po trzecie primo ej!*- krzyknął Syriusz udając urażenie.
- Przymknij się Black...- powiedziała Lilka dość niewyraźnie ponieważ jej twarz leżała na poduszce. Chwilę potem zepchnęła ze swojego łóżka Petera, który szturchał ją w ramię chcąc ją pobudzić.
- Wiecie, że jest już po 12?- zapytał James.
- I co z tego!?- zdenerwowała się Miley i również zepchnęła swojego chłopaka z posłania.
- Auuu...- zająkał Potter pocierając obolałe miejsce.- Dlaczego po prostu nie wstaniecie?
- Bo chce nam się spaaaać...- ziewnęła Ann usadawiając się obok Remusa.
- Wstaniemy, ale wyjdźcie już...- Miley wstała i pociągnęła Pottera za rękę prowadząc go ku wyjściu.- Ale najpierw musicie się usunąć, żebyśmy mogły się przebrać.
-Ale nie przejmuj się... Nam to nie przeszkadza...- powiedział James uśmiechając się do swojej dziewczyny.
- Won!
- Dobra Miley- Remus wstał i pociągnął ze sobą huncwotów i Franka.- Śniadanie zostawiłem wam na komodzie.
- Dzięki Luniu- podziękowała przyjacielowi Ruda wchodząc do łazienki.
- Widzimy się wszyscy o 16 na błoniach?- zapytała Alicja.
- Ok. Powiem chłopakom- uśmiechnął się i trzasnął drzwiami.***
Dziewczyny właśnie szykowały się na spacer gdy w pokoju wspólnym pewien rozczochraniec siedział i rozmyślał o czekającej go rozmowie z pewną szatynką.
- Co ja mam zrobić? - zapytał sam siebie.
- Mówiłeś coś? - zapytała Miley, która właśnie weszła do pomieszczenia.
- Ja? Nie...
- James...?
- Tak?
- Myślę, że musimy porozmawiać...- wyciągnęła rękę w jego kierunku, a gdy ją chwycił zaczęła iść w kierunku wyjścia.
Gdy spacerowali po błoniach wdychając świeży zapach trawy, Rogacz zapytał:
- O czym chciałaś porozmawiać?
Dziewczyna przystanęła i odwróciła głowę w jego stronę. Wzięła głęboki wdech i przemówiła:
- Myślę, że powinniśmy zerwać...
- Dlaczego?- spojrzał na nią ze zdziwieniem w oczach.
- James... Nie udawaj...- teraz ona zerknęła na niego, a w jej oczach malował się smutek i wyrzuty. Gdy zobaczyła, że chłopak chce się odezwać dodała- To jak patrzysz na Lily, myślisz, że tego nie zauważyłam? To, że się uśmiechasz, gdy się śmieje... Rozmawiałam z dziewczynami i wiem co się działo wcześniej...
Potter był mocno zaskoczony, ale po chwili gdy się otrząsnął powiedział:
- Przepraszam...
- Nie...- ku jego zdziwieniu ta zaczęła się śmiać, aby po chwili jej usta wygięły się w szczerym uśmiechu.- James szczerze to żadne z nas czuje tylko przyjaźń do tego drugiego. Lily to szczęściara...- trąciła go w ramię.
Rogacz też się uśmiechnął.
- Czyli między nami wszystko dobrze?- zapytał.
- Tak. Przyjaciele?
- Przyjaciele...- oboje uśmiechnęli się promiennie, a po podaniu sobie rąk mocno się przytulili.
Nie wiedzieli, że obserwowała ich rudowłosa dziewczyna. Nie wiedzieli też, że pękło jej serce. Ona sama nie widziała...***
- Lily idziesz?- zapytała Dor trzymając w ręce klamkę. Patrzyła z wyczekiwaniem na koleżankę, która tępo wpatrywała się w okno.
- Taak...- dziewczyna odwróciła się do Meadows.- Wiesz co? Chyba nie pójdę trochę gorzej się czuję...
- Och... Zostać z tobą?- spytała z troską.
- Nie... Nie musisz... Położę się.
- Na pewno?
- Tak- Evans posłała jej wymuszony uśmiech i popchnęła czarnowłosą do drzwi.
Popatrzyła jeszcze jak drzwi się zatrzaskują i ułożyła się na łóżku. Nagle poczuła ścisk w sercu. Nie rozumiała swojej reakcji. Miley i James są parą to normalne, że się przytulają, ale Miley miała z nim zerwać, a oboje byli nadzwyczaj szczęśliwi. Nie chciała iść na błonia i patrzeć jak idą umocnieni w uścisku.
To by ją zabolało... Ale właściwie czemu? Czyżby po 6 latach zaczęła coś czuć do Pottera? Do Jamesa vel idioty Pottera? Chyba tak... Nagle powróciły wspomnienia...Po jej policzku poleciała łza, która wchłonęła się w miękki materiał poduszki.
"- Zostawcie go W SPOKOJU!
James i Syriusz spojrzeli w tamtym kierunku. Wolna ręka Jamesa natychmiast podskoczyła do jego włosów.
To była jedna z dziewcząt znad brzegu jeziora. Miała grube, ciemnorude włosy, które opadały na jej ramiona i zadziwiająco zielone oczy w kształcie migdałów.
- Wszystko w porządku, Evans? - spytał James, a ton jego głosu stał się nagle uprzejmy, głębszy, bardziej dojrzały.
- Zostawcie go w spokoju - powtórzyła Lily. Patrzyła na Jamesa ze wszystkimi oznakami wielkiej niechęci. - Co on wam zrobił?
- No cóż - stwierdził James po chwili zastanowienia - chodzi bardziej o to, że istnieje, jeśli wiesz, co mam na myśli...
Wielu z otaczających ich uczniów zaśmiało się, włączając w to Syriusza i Glizdogona, ale ani Lupin, wciąż najwyraźniej skupiony na swojej książce, ani Lily tego nie uczynili.
- Myślisz, że jesteś zabawny - powiedziała zimno. - Ale jesteś tylko aroganckim, znęcającym się szmaciarzem, Potter. Zostaw go w spokoju.
- Zostawię, jeśli umówisz się ze mną, Evans - odparł szybko James. - No dalej, umów się ze mną i nigdy więcej nie położę różdżki na starym Smarkerusie.
Za jego plecami Zaklęcie Unieruchamiające przestawało działać. Snape cal po calu ruszył czołgając się w kierunku swojej różdżki wypluwając kłęby mydlanej piany.
- Nie umówiłabym się z tobą nawet gdybym miała wybierać między tobą i wielką kałamarnicą - oznajmiła Lily.
- No to pech - powiedział rześko Syriusz i odwrócił się z powrotem do Snape'a - OJ!
Ale już było za późno. Snape wymierzył swoją różdżkę prosto w Jamesa. Błysnęło światło i na twarzy Jamesa pojawiła się rana, opryskując krwią jego szaty. Jamesem okręciło. Po następnym błysku światła Snape wisiał do góry nogami w powietrzu. Jego szaty opadły mu na głowę odsłaniając wychudłe, blade nogi i parę poszarzałych majtek.
Wielu ludzi pośród małego tłumu zaczęło bić brawa. Syriusz, James i Glizdogon ryczeli ze śmiechu.
Lily, której wściekły wyraz na twarzy zadrżał leciutko przez chwilę jakby miała zamiar się uśmiechnąć, powiedziała: - Sprowadź go na dół!
- Oczywiście - odparł James i machnął w górze różdżką. Snape upadł na ziemię jak pognieciony kłębek. Wyplątując się ze swoich szat wstał szybko z podniesioną różdżką, ale Syriusz krzyknął: - Petrificus Totalus! i Snape przewrócił się znowu sztywny jak deska.
- ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU! - krzyknęła Lily. Teraz i ona miała wyciągniętą różdżkę. James i Syriusz zerkali na nią ostrożnie.
- Eh, Evans, nie zmuszaj mnie, żebym cię zaklął. - powiedział poważnie James.
- Więc zdejmij z niego tę klątwę!
James westchnął głęboko, po czym zwrócił się w stronę Snape'a i wymruczał
przeciwzaklęcie.
- Proszę bardzo - powiedział kiedy Snape gramolił się na nogi. - Masz szczęście, że Evans tu była, Smarkerusie...
- Nie potrzebuję pomocy od takiej małej plugawej szlamy jak ona!"To był zdecydowanie jeden z najgorszych dni w jej życiu. Zawiodła się i na Jamesie i na Sev... Snapie.
***
- Dlaczego Lilka nie przyszła?- zapytał Black, kopiąc kamienie, które leżały pod jego stopami.
- Mówiła, że źle się czuje...- odpowiedziała mu Meadowes.
- Może powinna pójść do Skrzydła Szpitalnego?- zasugerowała Ann.
- Nie, położyła się spać... Zresztą wiecie jaka jest, nigdy jej tam nie zaciągniemy...-przewróciła oczami.
- Może już wracajmy do zamku? Robi się zimno...- zaproponowała Alicja.
- Ogrzeję cię swoimi ramionami- powiedział Frank, który dołączyła do gryfonów i przytulił swoją dziewczynę z całych sił.
- Chodźmy zobaczyć co z Lily- powiedziała Dor ciągnąc ze sobą dziewczyny.- Bez was!- zawołała widząc, że chłopcy też się zbierają.
- Ale...
- Jakby co to was przecież zawołamy- postanowiła i odeszła za Ann, a po bokach trzymając Mil i Alę.
*Wiem, że jest tylko primo, a nie pierwsze, drugie i trzecie, ale oni przecież nie są geniuszami :P
CZYTASZ
Evans umówisz się ze mną?
FanfictionHistoria Lily Evans i Jamesa Pottera. Akcja dzieje się na siódmym roku w Hogwarcie- szkole magii i czarodziejstwa. Wraz z przyjaciółmi przeżywają niespodziewane przygody jak i te dnia codziennego. Dołącz i zagłębiaj się w opowieści o zmiennych uczuc...