VII

2.7K 218 41
                                    


- Nie wierzę! Jak on mógł!- wrzasnęła Dorcas siedząc przed lustrem. Właśnie wyszła spod prysznica, a Alicja wyczesywała jej z włosów resztki smoły.
- Oni wszyscy- poprawiła ją Stewart i mocniej pociągnęła za szczotkę na co czarnowłosa syknęła.- Przepraszam. Masz szczęście, że masz ciemne włosy, więc tak bardzo nie widać tego...czegoś.
- Czy oni się na mnie uwzięli?- spytała z żalem bardziej siebie niż przyjaciółki.
- Znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze- wytłumaczyła Evans leżąc na łóżku i gapiąc się w sufit.
- Tłumacz to sobie jak chcesz. Ja i tak wiem swoje- burknęła i odwróciła się mocno w przeciwną stronę.
- Ej!- krzyknęła Ala.- Ty chyba mnie nie doceniasz. Ja się tu staram, więc się przynajmniej nie wierć.
- Sory...

- Uważam, że przesadzasz. Znam Syriusza i wiem, że nie zrobiłby ci czegoś takiego tak po prostu.
Meadows spojrzała w lustro. Długie wciąż mokre włosy opadały na jej ramiona, a jej duże brązowe oczy niebezpiecznie błyszczały. Była zła, wściekła. Chłopak, na którym jej tak bardzo zależało, wciąż robił coś, że stopniowo się od siebie odsuwali. A może to była ona? Równie dobrze Lilka mogła mieć rację, a to ona wyolbrzymia. Jednak czy honor pozwoli jej na to by się przyznać do błędu.
- Warkocz?- spytała luźno „fryzjerka".
- Warkocz- potwierdziła i szeroko się uśmiechnęła do własnego odbicia.



***



- Czytaliście dziś tablicę ogłoszeń?- zagadnął Remus.
- Nie, a co?- spytał James.
- Jutro mecz, a w niedzielę za tydzień wyjście do Hogsmeade.
- Pewnie się cieszysz co?- zapytał wesoło Łapa.
- Czemu tak sądzisz...?- spojrzał na niego podejrzliwie Lupin.- O czymś nie wiem?
- Nie pamiętasz przyjazdu do szkoły...?- zaczął Syriusz.
- Konkretniej- zachęcił go do rozmowy blondyn.
- Gra w prawda i wyzwanie...- kontynuował.- Zaproś, którąś dziewczynę do Hogsmeade...
- No nie wiem... Myślicie, że nadal chce pójść?
- Oczywiście- odpowiedział James.- Ślini się do ciebie bardziej niż Lilka do mnie.
- Łał...- powiedział Black.- Czyli jednak Evans ma rację. Ty na serio masz jakieś urojenia.
- Hahaha... Przezabawne- zironizował obiekt kpin.
- Powinieneś wziąć się za to jeszcze dzisiaj- zaproponował mu Frank, który aktualnie ogrywał Petera w szachy.
- No czy ja wiem... Jest już późno. Pewnie śpi- wymigiwał się Remi.
- Luniaczku jest wpół do siódmej- oznajmił mu Rogacz.- Sam się dziwię, że nie zrobiliśmy jeszcze imprezy w pokoju wspólnym.
- Zaczekaj z tym do jutra aż wygracie mecz, a Ann zaproszę po nim.
- Yhm. Już ci wierzę- mruknął szukający.






***




Od rana w Wielkiej Sali panowała wrzawa. Wszyscy uczniowie zarówno młodsi jak i ci starsi podniecali się zbliżającym meczem gryfoni vs. krukoni. Pierwsze starcie w tym roku.
- Przydałoby się wygrać- zaczęła rozmowę Evans.- Możecie zacząć z dobrym miejscem w tabeli.
- Ty nas tutaj Ruda nie pouczaj, ok?- zapytał pewny siebie Syriusz.
- Wy nigdy się nie stresujecie?- spytała zdziwiona Ann.- Ja muszę wciskać Dorcas jedzenie, a wy tak po prostu: „wygramy to"?
- Czemu mamy się stresować? Mamy najlepszą drużynę- pochwalił nieskromnie James.
- Owszem, ale nie robiliście w tym roku naborów, a Slytherin może mieć o wiele lepsza drużynę niż wcześniej- zgasiła ich chwilowy zapał Lils.
- A co?- podsunął się do niej Potter.- Chcesz się zgłosić do drużyny?
- Nie mam czasu. Doszły mi korepetycje z eliksirów- odpowiedziała luźno smarując sobie kanapkę dżemem.
- Potrzebujesz korepetycji?- spytał zdziwiony i zarzucił jej ramię na szyję.
- Nie- zrzuciła jego rękę i dodała.- Udzielam. Temu puchonowi. Jak mu było Will Smith? Jest chyba ścigającym.
- Uuuu- zawyła Ala.- Ciacho- Frank trącił ją łokciem.- No co? Przecież nie takie jak ty- pochwaliła chłopaka.
- No myślę- złapał ją za rękę i przyciągnął do serca.- Jesteś tylko moja.
- Jakie to urocze...- powiedziała Ann, ale Peter jej przerwał:
- Normalnie zwymiotuję.
- Ej- oburzył się Longbottom.
- Było nie jeść tyle ciastek Glizdogonie- zganił go Remus.
- Liluś nie mówiłaś mi nic o tym chłopcu.
- Tylko nie Liluś, Potter- zagroziła mu palcem i wróciła do konsumpcji śniadania.
- Ale przyjdziesz na mecz? Musisz jesteś moim szczęśliwym amuletem- powiedział co Lilka skwitowała śmiechem.- Ok. Jeśli przegramy ze ślizgonami będzie na ciebie.






***



- Syriusz Black podaje kafla do Dorcas Meadows. Dziewczyna rzuca i... TAK!!! 90:60 dla Gryffindoru. Co za dziewczyna! Halo! Wiem, że mnie słyszysz jakby co to no... Wiesz jestem wolny w przyszłą niedzielę, więc mogę z tobą wyskoczyć do Hogsmeade jeśli chcesz- nawijał Mike Stebbins, który dwa lata temu przejął rolę komentatora po Ludo Bagmanie, który obecnie robi karierę w drużynie quidditcha.
- Ej Stebbins! Nie pozwalaj sobie! - krzyknął Syriusz, ale jego dziewczyna chcąc zrobić mu na złość posłała komentatorowi buziaczka.
- Ślizgoni właśnie zbliżają się do bramek lwów- ciągnął dalej nie przejmując się uwagą chłopaka.- Czy rzucą...? Nie! Matt Charper dzielnie broni strzał drużyny przeciwnej!
Mecz ciągnął się niewyobrażalnie długo aż słońce przysłoniły deszczowe chmury. Co dodatkowo podniosło poprzeczkę szukającym, którym znicz ukazał się zaledwie dwa razy podczas prawie trzygodzinnej gry.
- No dawaj... Pokarz się- szeptał James krążąc nad boiskiem. Wiedział, że musi się streszczać. Część widzów, którzy na mecze przychodzili głównie z poczucia obowiązku już opuszczali stadion, a i gracze mieli coraz mniej siły. Spojrzał na trybuny i spostrzegł rudą czuprynę, która mu się przyglądała. Gdy zauważyła, że chłopak również na nią spogląda posłała mu pokrzepiający uśmiech, który obudził w nim nowy zapał do gry. Wrócił na swoją pozycję gdy w dole coś błysnęło.
- Złoty znicz- pomyślał.
Schylił się ostro w dół i poszybował w stronę żółtej plamki. Niestety, szukający ślizgonów- Regulus Black, szybko obudził się z zadumy i w miarę możliwości zrównał się z gryfonem. Ścigali się tak aż do momentu, gdy Rogacz odzyskał prowadzenie, pozbawiając przeciwnika szans. Wtedy nosiciel zieleni mocno szarpnął za miotłę Jamesa, a on zaczął spadać. Po drodze chwycił w dłoń złotą piłeczkę. Gdy prawie uderzył w ziemię Dumledore poderwał się z miejsca i rzucił na chłopca nikomu nie znane zaklęcie łagodząc tym jego wypadek.
Wszyscy zebrali się wokół nastolatka.
- James!- krzyknął Syriusz gdy wylądował.- Co mu jest!?- spytał spanikowany pielęgniarki oglądającej go.
- Zemdlał, ale chyba prócz złamań nic mu nie będzie- odepchnęła go od przyjaciela i zawołała- Nosze tutaj!- uniosła go na magiczne posłanie i sprawnie przetransportowała do skrzydła szpitalnego.- Dyrektorze może udać się pan ze mną?
- Chodźmy. A i profesor Mcgonagall- zwrócił się do swojej zastępczyni.- Proszę odpowiednio ukarać pana Blacka.



***




- Jak myślicie co z nim?- spytała zdenerwowana Lily. James ciągle przebywał w Skrzydle Szpitalnym, a jedyną osobą, która mogła mu towarzyszyć był Syriusz.
- Nie martw się na pewno będzie wszystko w porządku- pocieszyła przyjaciółkę Miley.
- A ty się nie martwisz?
- Bardzo się martwię, ale wierzę, że Rogacz z tego wyjdzie-przytuliła rudowłosą do siebie.- Jutro powinniśmy go odwiedzić bo dzisiaj na pewno nas nie wpuszczą.
Cała paczka gryfonów siedziała w pokoju wspólnym martwiąc się stanem przyjaciela. Po raz pierwszy od długiego czasu Gryffindor nie świętował wygranego meczu. Nikt nie miał na to siły, a zresztą dwaj organizatorzy siedzieli właśnie u pielęgniarki. Jeden z obrażeniami fizycznymi, a drugi z naruszona psychiką.
- Ciekawe kiedy go wypuszczą...- zainteresował się Remus.
- Kiedy się obudzi-szepnął Łapa gdy wszedł do pomieszczenia. Zrobił to jednak na tyle głośno, że zdołali usłyszeć to jego przyjaciele.
- Co z nim Syriuszu?- zapytał się Frank.
- Nie ma jakichś wielkich obrażeń. Kilka złamań, ale pani Wainscott podała mu już eliksir, więc kości szybko się zrosną. Problem w tym, że... James zapadł w śpiączkę.
- Żartujesz?- spytała z nadzieją.
-Jeśli chodzi o Jamesa nigdy nie żartuję- powiedział ponuro i wyminął wszystkich zebranych.
Lily zasłoniła sobie usta ręką i ciężko usiadła. W jej oczach szkliły się łzy, zresztą jak u pozostałych, dla których Potter znaczył coś więcej niż gwiazda drużyny lub obiekt westchnień.





***






- Pani Wainscott co teraz będzie z uczniem?- spytał dyrektor nie odrywając wzroku od ucznia leżącego na jednym z szpitalnych łóżek.
- Trzeba powiadomić rodziców. Podałam chłopcowi Szkiele-Wzro, ale na tym moja pomoc się kończy. Będzie pod stałą kontrolą, ale zapadł w bardzo silny sen i sądzę, że nie będzie w stanie się sam obudzić.
- Nie rozumiem.
- Chcę powiedzieć, że musi to być jakiś silny impuls z zewnątrz, coś co sprawiłoby, że nawet świadomie funkcjonując odczułby to jako silną dawkę prawdopodobnie bardzo szczęśliwych emocji.
- Rozumiem, niech odpocznie, a w razie gdyby się wybudził proszę mnie natychmiast zawiadomić.
- Oczywiście panie profesorze. Miłej nocy.
- Nawzajem- dodał i pośpiesznie opuścił pomieszczenie.

Evans umówisz się ze mną?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz