Przez chwilę lustruję jego bladą twarz. Jego wzrok jest nieco wystraszony i szybko przeskakuje na Taylor.
- Przyszedłem nie w porę? - Duka, patrząc to na nią, to na mnie.
- Nie, ja właściwie...Ja już idę. - Daję Taylor pożegnalnego całusa w policzek i szybko wstaję ze swojego miejsca. Z salonu przechodzę do holu i zabieram z niego swój płaszcz. Pomimo, że jest już kwiecień, zdarzył się dziś niezbyt przyjemny dzień i jest przy okazji niezwykle zimno jak na kwiecień. Wsuwam buty na nogi, a w międzyczasie słyszę jak podchodzą do mnie.
- Przecież wiesz, że Cię nie wyganiam, możesz z nami zostać. - Taylor próbuje mnie zatrzymać, ale ja potrzebuję teraz przemyśleć sobie pewne sprawy.All of my own words
Are all over written on the signs- Jak długo? - Pytam, patrząc jej prosto w oczy.
- O czym ty..- Zaczyna James, lecz Taylor bez wyjaśniania wszystkiego jemu od razu odpowiada:
- Tak na poważnie to od marca. - Odwraca zawstydzona wzrok. Ukrywa przede mną ich od ponad miesiąca. A może to ja nic nie zauważyłam?
Niby widziałam, że za każdym razem gdy spotykaliśmy się wszyscy razem, to oni i tak w pewnym momencie lądowali zajęci tylko sobą, nie zwracając uwagi na innych. Na moich urodzinach też cały czas spędzili razem, dlaczego wtedy nic nie zauważyłam?
Jestem ślepa.
- Odezwę się do Ciebie, Tay. - Używam jej zdrobnienia, by pokazać jej, że wcale nie jestem na nią zła.
Przeciwnie; jestem zła na siebie.
Delikatnie się do nich uśmiecham i wychodzę z mieszkania blondynki. Podchodzę do windy i zjeżdżam w dół. W międzyczasie dzwonię do mojego kierowcy, by podjechał po mnie. Wychodzę z windy i przez szklane drzwi udaje mi się dostrzec jak podjeżdża pod blok. Wydostaję się z niego, by zostać wręcz stratowaną przez natrętnych paparazzi. Jakimś cudem udaje mi się wsiąść do vana i odjechać sprzed jej w mieszkania, otoczonego wianuszkiem fotografów. Potrzebuję teraz snu, pogadania z kimś i dobrej herbaty. Oj, herbatę chcę teraz.
- Andy, zawieź mnie do jakiejś dobrej herbaciarni, muszę się czegoś napić. - Proszę go, wyjmując swój telefon.
- Dobrze, proszę pani. - Odpowiada uprzejmie, choć wiele razy go upomniałam, żeby mówił mi po imieniu albo chociaż pseudonimem scenicznym, ale cóż. Dziś już nie mam na to siły.Oh I'm a mess right now
Inside outUsadawiam się wygodnie w fotelu i włączam jakąś przypadkową piosenkę, która wypełnia mój coraz bardziej beznadziejny dzień.
To ja jestem beznadziejna.* * *
- Oo, już wróciłaś? - Na korytarzu spotykam Connora.
- Jak widać. - Mamroczę, szukając klucza do swojego pokoju. - Pomóc Ci w czymś? - Pytam, gdyż kątem oka widzę jak przez cały czas mi się przygląda.
- N-nie, znaczy t-tak. - Jąka. - Mogę z tobą posiedzieć?
- Nie jestem chyba dobrym towarzystwem na tę chwilę, ale proszę. - Zapraszam go do mojego hotelowego pokoju.
Rzucam torebkę na łóżko, razem z płaszczem. Connor nieśmiało przechodzi przez pokój i siada w fotelu, z którego jest dobry widok na Nowy Jork.
- Mogę Cię o coś zapytać? - Wypalam. Nagle pojawiła się we mnie chęć zwierzenia się mu.
Connor należy do osób bardzo cichych i skrytych, widać po nim, że nie wygada nikomu powierzonej tajemnicy.
- Zamieniam się w słuch. - Uśmiecha się do mnie delikatnie, przerzucając swoje błękitne oczy na mnie.
- Miałeś kiedyś w swoim życiu taką bardzo bardzo ważną dla siebie osobę, od której odszedłeś, bo tak według Ciebie byłoby dla niej najlepiej? - Mówię bardzo szybko, mając nadzieję, że zrozumie, co do niego mówię.
- Nie. - Przenosi swój wzrok na ziemię. - Ale jestem tą osobą, dla której miało to być niby najlepsze.
- I jest? - Dopytuję, siadając jak najbliżej niego.
- Wcale nie. Jest kurewsko źle. - Odpowiada i przyznam, że przeklinanie w jego wypadku jest bardzo dziwnym dźwiękiem dla mojego ucha. - Nie podejmuje się takich decyzji za kogoś. To niemoralne.
- Będziesz w stanie powiedzieć, co się stało? - Pytam, uważnie mu się przyglądając.
Jego twarz przybiera tak smutny wyraz, że aż żałuję, że w ogóle poruszyłam ów temat.
- Miałem piętnaście lat, gdy poznałem swoją dziewczynę, Luise. Byliśmy tacy zakochani w sobie. - Bawi się swoimi palcami. - Ale gdy zobaczyłem, że The Vamps szukają basisty do swojego zespołu, od razu się zgłosiłem. I dostałem się. I choć to najlepszy dzień w moim życiu, wtedy stał się też najgorszym. Zerwała ze mną, mówiąc te idiotyczne słowa, że tak będzie dla mnie lepiej. Że nie będę się musiał o nią martwić, gdy będę tysiąc kilometrów od niej, że nie będę tak tęsknić za nią. Powiedziała, że pewnego dnia przestanę ją kochać. Tylko że minął już ponad rok i nie zanosi się na to, bym kiedykolwiek miał ruszyć dalej. - Nerwowo przeczesuje dłonią włosy.
Widać, że ta historia nawet teraz robi spore zamieszanie w jego sercu i umyśle.
- I powiem Ci z czystego serca, jeśli nie walczysz o Brada, bo uważasz, że tak będzie dla niego lepiej, to w tej chwili idź do niego i odwołaj to wszystko. Bo to prowizorycznie najlepsze dla jego dobra może go najbardziej złamać. Uwierz mi. Może nie znamy się za długo dla niektórych, ale już zdążyłem poznać go na tyle dobrze, że widzę po nim, jak mu źle przez to wszystko między wami. - Chwyta mnie za ręce.
Widzę w jego oczach, że bardzo się tym wszystkim przejmuje.See the flames inside my eyes
It burns so brightAle myślę, że taka już jest ludzka natura. Często popełniamy błędy, czasem ktoś robi błąd i to my odczuwamy bardziej jego skutki niż inni. Dzięki temu jesteśmy bogatsi w nowe doświadczenia czy przeżycia i wiemy czego unikać, by ponownie nie wejść do tej samej rzeki. Bo to chyba byłoby najgorsze - utopić się raz, a potem pozwolić sobie na to ponownie.
- Tylko, że to on zerwał ze mną, a nie ja z nim. - Wyjaśniam. - Poza tym, teraz jesteśmy przyjaciółmi.
- Myślisz, że czemu z tym wyskoczył? - Prycha. Posyłam mu pytające spojrzenie. - Może nie powiedział tego wprost, ale brakuje mu Ciebie. Godzinami gapi się w swój telefon, oglądając wasze zdjęcia. Przynajmniej w ten sposób nie straci Cię do końca. Choć teraz nie może znaleźć sobie miejsca, wiesz czemu? - Pyta. - Widziałem go z Liberty i widziałem go z tobą. I różnica jest diametralna. On Cię kocha ponad życie, ty jego zresztą też.
- Tak jak mówiłam, jesteśmy przyjaciółmi. - Twardo stoję przy swoim, próbując nie dać się złamać jego słowom. Od teraz ja i Brad jesteśmy tymi pieprzonymi przyjaciółmi i muszę nauczyć się go kochać w ten a nie inny sposób.
Czy potrafię?
- Być może, ale i tak do siebie wrócicie. Nie wytrzymacie bez siebie nawzajem zbyt długo. - Znów spogląda za okno.
Dlaczego wszyscy zgodnie to twierdzą? To, że go kocham, nie oznacza, że nie mogę być jego przyjaciółką, prawda? Jedno nie wyklucza przecież drugiego. Czy może mówią to, bo nie wierzą we mnie? Aż tak bije ode mnie beznadziejnością, że nie wierzą we mnie? Ale udowodnię im, że potrafię.
- Connor? - Wołam.
Blondyn powoli odwraca się do mnie. Tym razem dokładniej przyglądam się jego twarzy. Jest bardzo przystojny. Przyciągają mnie jego niebieskie oczy.
Czy gdybym to w nim się zakochała, moje życie wyglądałoby tak samo?
Są to tylko sekundy, kiedy moje dłonie odnajdują drogę do jego twarzy i szybkim ruchem przyciągają ją do mojej.
Muszę im pokazać, że mogę.
Muszę to pokazać sobie.
Jeszcze szybszym ruchem kładę swoje wargi na jego. Zaczynam go całować, ale to nie jest pocałunek, do którego jestem przyzwyczajona.
On to nie Brad.
Blondyn przez chwilę nie porusza swoimi, pewnie jest jeszcze oszołomiony tym faktem tak samo jak ja.Easy baby maybe I'm a liar
- Przepraszam. - Odsuwam się po chwili od niego. - Nie powinnam.
- N-nie, nic się n-nie stało. - Jąka, uważnie mi się przyglądając.
- To nie powinno mieć miejsca. - Przenoszę się w inne miejsca, na tak zwaną bezpieczną odległość. - Nikt nie może się o tym dowiedzieć, Connor. Zwłaszcza Brad.
- O czym mam nie wiedzieć? - Burza brązowych loków pojawia się w moim pokoju.
Boże, dlaczego?!I can't shake this feeling now
We're going through the motions
Hoping you'd stopTaylor
- Chyba popełniłam błąd. - Przeczesuję swoje blond włosy.
Niby było widać po Tori, że nie jest na mnie zła, ale nie była też obojętna na tę informację.
- Przecież nie jest na Ciebie zła. - Odzywa się James.
- Niby nie, ale i tak źle się zachowałam. Jesteśmy przyjaciółkami, mówimy sobie o takich rzeczach. - Bezradnie rozkładam ręce.
- Zrehabilitujesz się w pięknym stylu. - Składa pocałunek na mojej skroni. - Masz wszystko?
- Oczywiście. - Wzdycham, idąc do kanapy. Na stoliku za nią rozwaliłam swój szał, że niby jestem roztrzepana i go tam zostawiłam, podczas gdy tak naprawdę pod nim ukryłam dyktafon.
- Musi nam się udać, ale poczekajmy chwilę. - James podąża za mną.
Po moich wielu upadkach w miłości powoli zaczynałam w nią wątpić. Ot, natura ludzka. Gdy oko czegoś nie widzi, umysł odrzuca jego istnienie.
Ale tu nagle poznałam Jamesa i całe moje życie zostało wywrócone do góry nogami. Powoli, stopniowo zaczęłam znów w nią wierzyć. Nasza relacja co prawda dopiero się rozwija ale czuję to w kościach, czuję, że jest inaczej.You're on my road
Walking me home- Podziękują nam jeszcze. - Obracam się i ku mojemu zaskoczeniu blondyn stoi tuż za mną.
- O ile przy okazji nas nie zabiją za to. - Śmieje się i z ręką na sercu muszę przyznać, że nigdy nie kochałam czyjegoś śmiechu tak bardzo jak jego.
Czy po wielu upadkach można wznieść się w górę? Owszem można.
Trzeba tylko cierpliwie czekać i w końcu przyjdzie czas i na Ciebie.
CZYTASZ
Heartbroken (Bradley Simspon fanfiction)
Fanfiction- Prosiłam Cię, nie zakochuj się we mnie. - Krecę głową ze łzami w oczach. - Nie mogę poradzić nic na to, że Cię kocham. - Próbuje złapać mnie za ręce, ale od razu się od niego odsuwam. - Nie mogę nic poradzić na to, że to uczucie Cię zniszczy i z...