42. Today Was A Fairytale

318 19 0
                                    

Hana

Tuż przed nami dostrzegam mojego czarnego Mercedesa GLK. Bradley otwiera drzwi od strony pasażera, wpuszczając mnie do auta, ratując mnie tym samym od pożarcia przez wygłodniałych naszego zdjęcia paparazzi. Po chwili on sam do mnie dołącza, zasiadając w fotelu kierowcy. Usiłuje odjechać spod restauracji. Niestety utrudniają nam to stojący z każdej strony fotografie.
- Pieprzone sępy. - Klnie pod nosem.
Wtapiam się jeszcze bardziej w swój fotel. Dzisiejsza randka nie należała do najlepszych i doskonale wiem, że jest to moja wina. Wiem także, że nie powie mi tego prosto w twarz, bo nie chce mnie zranić, ale ja wiem jaka jest prawda.
Wszystko zapowiadało się naprawdę cudownie, dopóki nie przyszli do nas fani. Standardowo poprosili o zdjęcie i autograf. Niby nic wielkiego, dlatego też się zgodziliśmy. Tylko że z trzech fanów, zrobiło się grubo ponad pięćdziesiąt i wtedy oto nasze spotkanie zamieniło się w darmowe M&G. Ale prawdziwi szał zrobił się wtedy, gdy powiedziałam im, że już koniec ze zdjęciami, ponieważ jestem na prywatnym spotkaniu. Niektórzy fani zachowali się jak na ludzi przystało; zrozumieli i posłusznie odeszli. Ale pozostali zaczęli się awanturować, jedna z fanek stłukła nawet część zastawy z restauracji, którą obiecałam się odkupić.
W końcu to wszystko spowodowane było moją osobą.
Oczywiste również jest to, że fotoreporterzy pojawili się od razu pod tym miejscem. Najlepiej jak mogliśmy staraliśmy się zachować czujność i nie dać się im złapać, lecz jak widać na załączonym obrazku, nie udało się nam to.
- Myślałaś kiedyś o ucieczce stąd? - Jego melodyjny głos wyrywa mnie z mojego letargu.

Today was a fairytale
You were the prince

Podnoszę swój wzrok z ziemi i dostrzegam, że już odjechaliśmy spory kawałek od przeklętej przeze mnie restauracji. Spoglądam na Brada, który ze skupieniem patrzy przed siebie i mocno obejmuje swoimi palcami kierownicę. Na jego ustach formuje się delikatny uśmiech.
- O czym ty mówisz? - Patrzę na niego niepewnie.
- Pytam, czy nie myślałaś kiedyś o tym, żeby stąd uciec. Gdzieś daleko i gdzieś, gdzie nas nie znajdą. Gdzie moglibyśmy być razem i nikt by nam nie przeszkadzał. - Nieco odrywa swój wzrok znad drogi i patrzy na mnie.
Jego spojrzenie nie wyraża złości, a bardziej chęć uwolnienia się stąd. Chęć bycia beztroskim przez cały czas.
Jak szybko podniosłam swoje oczy ku górze, tak szybko spuszczam je w dół. Jest mi tak okropnie wstyd za tę całą sprawę, że pozostaję cicho podczas gdy on cały czas do mnie mówi:
- Wiesz, kiedyś, gdy byłem młodszy, pomyliłem drogi i przez przypadek odkryłem pewne miejsce, które chcę Ci dzisiaj pokazać. - Przenosi swoją rękę znad skrzyni biegów na moją nogę i lekko mnie ściska, lecz ja nadal pozostaję cicho. - Kochanie, co jest?
- Nic, patrz na drogę. - Wraz z moją odpowiedzią zatrzymuje auto na poboczu.
- A czy teraz mi powiesz? - Wzdycham głośno, wywracając oczami.
- Masz rację. We wszystkim, co powiedziałeś masz absolutną rację. Tak cholernie bardzo chcę się stąd gdzieś wyrwać, uciec daleko od tego. Ale oni wszędzie mnie znajdą. Nie ma miejsca, w którym mogłabym stać spokojnie przez dłuższą chwilę. - Mówię mu, nerwowo bawiąc się palcami.
- Zaraz pokażę Ci, że takie miejsce jednak istnieje. - Całuje mnie delikatnie, sprawiając tym samym, że zakochuję się w nim jeszcze bardziej.

Fell in love when I saw you standing there

* * *

Swoimi dłońmi zakrywa mi oczy, przez co nic nie widzę. Prowadzi mnie gdzieś bardzo powoli, bym się nigdzie nie przewróciła. W pewnym momencie naszej drogi czuję wiatr na moich ramionach i wtedy dochodzę do wniosku, że założenie wzorzystej bluzki bez rękawów i spódnicy do kolan, nawet jeśli to lipiec, nie było do końca dobrym pomysłem. Jest prawie północ i na skórze pojawia się gęsia skórka.

Today was a fairytale
I wore a dress
You wore a dark grey t-shirt

- Stój i miej zamknięte oczy. - Informuje mnie i po chwili czuję, jak zakłada mi na ramiona swoją skórzaną kurtkę.
- Dziękuję, ale czy tobie nie będzie zimno? - Uśmiecham się.
Nie odpowiada, lecz dalej mnie prowadzi w swoje “sekretne miejsce”, którego nikt nie zna.  Zadziwia mnie fakt, że znaki na autostradzie pokazywały, że kierujemy się do Birmingham, a gdy Brad zatrzymał samochód, miejsce, w którym teraz się znajdujemy znikąd przypominało jego rodzinne miasto.
Wówczas zdejmuje swoje ciepłe dłonie z mojej twarzy. Powoli otwieram oczy i ukazuje mi się poszukiwane wcześniej przeze miasto. Jest już dosyć ciemno i jest ono oświetlone przez chyba milion różnych świateł, które dodają mu magii.

Heartbroken (Bradley Simspon fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz