32. Haunted

370 20 1
                                    

- Z nami koniec. - Szepcze, nadając tej sytuacji pieprzonej dramaturgii.
Znacie ten moment, gdy patrzycie w jeden punkt a w waszych oczach zbierają się łzy? Gdy tak długo nie mrugacie, że łzy same wręcz wypadają wam z oczu? Tak, ja też to znam.
Chwyta moją dłoń w swoją. Wstyd mi, ale dopiero teraz dostrzegam, jak idealnie nasze dłonie do siebie pasują. Są stworzone dla siebie.
Spogląda na mnie. Tyle razy, ilekroć patrzyłam w jego oczy, dostrzegłam kolory, które nawet nie istnieją. Teraz brąz widoczny w jego tęczówkach jest ciemny. Jego ciemność jest strasznie smutna.
Powoli, niczym jak w filmie, przybliża się do mnie i delikatnie, jakbyśmy byli z porcelany, muska moje wargi swoimi. Jego usta są słodkie i smakują pomarańczą, ale to pewnie dlatego, że wręcz hektolitrami wypił sok pomarańczowy. Mimo to, jego wargi są suche, gdy dotykają moich.
Ten pocałunek, to tak naprawdę zwykłe cmoknięcie z jego strony. Stoję w całkowitym bezruchu gdy to robi, ale czując, jak zaczyna się odsuwać ode mnie, dostaję jakiegoś kopa. Moje ręce od razu odnajdują drogę do jego twarzy i gdy ten próbuje się ode mnie odsunąć, ja mocno go chwytam i nasze usta znów się spotykają.

You and I walk a fragile line
I have known it all this time
But I never thought I'd live to see it break

Mój cel - nie pozwolić mu odejść.
Całujemy się łapczywie. Bardzo łapczywie. Jednak to nie trwa długo, gdyż z chwilą gdy przysuwam się jeszcze bliżej jego ciała (o ile się da) Brad ze stanowczością i delikatnością zarazem, odpycha mnie od siebie.
- Bradley, proszę, nie - nie dbam już, czy mój makijaż spływa po mojej twarzy, czy nie; łapię jego nadgarstek, zaciskam swoje palce mocno wokół niego, nie chcąc go puścić. - Obiecałeś mi, obiecałeś! - Ciągnę go do siebie
- Przestań, błagam Cię, przestań! - Krzyczy na mnie albo do mnie. Sama już nie wiem. Słone łzy opanowały cały mój zdrowy rozsądek.
- Nie! - Wydzieram się. Gardło przez chwilę mnie pali, ale już po chwili nawilża się przez kolejną dawkę łez - Obiecałeś mi, że mnie nie zostawisz!
- Kurwa, błagam Cię, przestań. - Pośród tych wszystkich dźwięków, które rejestrują moje uszy, mogę jeszcze usłyszeć, jak zraniony jest ton mojego już byłego chłopaka.
- Obiecałeś mi, a co właśnie robisz? Zostawiasz mnie! Zostawiasz..- Powtarzam w kółko, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową. Nie wiem już, co mną kieruje. Na początku chciałam go zatrzymać, ale wraz z jego pierwszym odepchnięciem mojego ciała od swojego, coś się we mnie skruszyło. Cały lód, który był w płucach, gdzie powinno być serce zapłonął i teraz płonę od środka.
W końcu czuję, jak jego dłonie chwytają moje nadgarstki w stalowy uścisk, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Przyciąga mnie do siebie, nieświadomie zabijając kolejny raz. Przyciąga moją twarz, do swojej lewej strony, przez co słyszę bicie jego serca. Jest teraz strasznie szybkie i nierównomierne. I, kurwa, przysięgam, że słyszę kilka uderzeń z jego środka i momentalnie w mojej głowie słyszę, jak mówił, że 'ono bije tylko dla mnie'.
Od razu w mojej pamięci pojawia się kalejdoskop wspomnień, przez co wydaje się jakby moje kolana były z waty. Upadam z hukiem na ziemię i pewnie już za parę godzin na skórze, która okrywa rzepkę, pojawią się kolory. Siniaki, które jeszcze nie wiem jak zakryję. Szlocham coraz bardziej. Nie wierzę w to, co się wokół mnie dzieje. To dla mnie takie irracjonalne, mój mózg nie potrafi tego przetworzyć.
Nie może, czy nie chce?
- Ćśśś, będzie dobrze. - Szepcze, gładząc moje włosy. On jest chyba jakiś śmieszny! Tracę miłość mojego życia. On właśnie wyślizguje mi się z rąk, ale "będzie dobrze".
- Pójdziesz już spać, jesteś z pewnością zmęczona. - Zwraca się do mnie jak do dziecka, unosząc moje zwłoki z ziemi. Tępo obserwuję jak zmienia mi się obraz przed oczami. Wciąż jest rozmazany od łez, ale dostrzegam jak zmieniają się kolory czy ustawienie mebli.
- Rozbierasz się sama czy Ci pomóc? - Pyta zatroskany
- Sama. - Mamroczę, a on się odwraca do mnie tyłem. Leniwie pozbywam się różowej sukienki, w której jeszcze parę godzin temu byłam nawet szczęśliwa. Bez niego już nie będę szczęśliwa.
- Ja..um..B-brad...bo...- jąkam zakłopotana. Właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem w samej bieliźnie przed nim, a moja jedyna normalna piżama nie jest schowana pod poduszką, gdzie zawsze była.
- Tak? - Prędko się odwraca - Oh...Tak, już Ci daję. - Zdejmuje z siebie niebieską koszulkę i podaje mi ją prosto do ręki. Chłód błękitu jest upałem w porównaniu do Arktyki pomiędzy nami.
Bez słowa chwytam ją i bezwstydnie przyciągam ją do swojego nosa, zaciągając się jego zapachem.
- Jedyne co mi zostało. - Mówię cicho sama do siebie. Czuję jak kolejna fala łez zbiera się w moich oczach. Właściwie zanim to do mnie dociera, one już są na zewnątrz. Zaciskam mocno mokre wargi, by nie wydobyć z siebie skowytu i zakładam na siebie jego koszulkę.
- Zostań. - Proszę go. - Zostań ze mną.
- N-nie mogę. - Wysyła mi przepraszające spojrzenie. Z trudem, ale widzę, że on też płacze. Dla niego to też trudne. Więc dlaczego nie może zostać?
- Proszę, zostań. - Wyciągam do niego rękę, ale nie chwyta jej. - Bradley, błagam Cię na wszystko, zostań ze mną. Proszę Cię. - Brzmię coraz bardziej rozpaczliwie, ale jedyne co on robi, to wycofuje się z mojego pokoju.
Tracę go.
- Ż-żegn...- Zaczyna ale wściekle mu przerywam:
- Nie wypowiadaj tego słowa. - Spluwam z odrazą
- O czym mówisz?
- Nie mów "żegnaj", bo "żegnaj" zazwyczaj sprawia, że się zapomina. Że wymazuje się wszystko z pamięci. A ja jestem samolubną suką i nie chcę byś o mnie zapomniał. - Wyznaję, już nawet na niego nie patrząc.
- To ja...ja wyjdę. - Obwieszcza po przeanalizowaniu sensu moich słów.
- Proszę zostań. - W duszy modlę się, że może jednak się wróci, że wszystko się wyjaśni, ale to tylko pokazuje, że w młodości za dużo czasu spędziłam przed telewizorem.

Stood there and watched you walk away
From everything we had

Nie odwrócił się i nie przybiegł do mnie. Zamknął tylko za sobą drzwi, zamykając rozdział, który nazwany był naszymi imionami. Zakończył to.

* * *

Bradley wyszedł z mojego pokoju dwie godziny temu, co oznacza, że jest już godzina szósta rano. A ja nadal trwam w tej samej pozycji. Nie ruszyłam się nawet o centymetr. Jest mi tylko trochę zimno i głowa zaczyna mnie boleć od nieustającego płaczu. Ale chociaż zauważyłam, jakie mam piękne ściany w pokoju.

It's getting dark and it's all too quiet

Moje koty solidarnie położyły się obok mnie, próbując dodać mi nieco otuchy swoim towarzystwem, ale nawet to nie daje mi ukojenia. Te dwie godziny kompletnej ciszy na zewnątrz i wojny wewnątrz dały mi dużo do myślenia.
Dlaczego go nie zatrzymałam? Miałam przecież do tego idealną okazję. Mogłam to zrobić, mogłam go przeprosić, nawet jeśli nie miałam za co. Mogłam się bardziej starać. Gdyby nie moja słaba wola, byłabym teraz w jego ramionach, bez tego piekielnego bólu w sercu. Ale przecież jestem taka beznadziejna i nie zrobiłam tego.
Zasługuję na karę.
Nawet wiem już, jaką.
Wstaję powoli, by nie zrzucić żadnego ze zwierzaków. Chwiejnym krokiem podchodzę do książki, w której ostatnim razem schowałam żyletki. Miałam je przenieść, ale zapomniałam o tym. Ale może i dobrze, że tego nie zrobiłam? Nie musiałam marnować cennego czasu na szukanie ich.
Wyciągam biały papier, w który są one owinięte. Chwytam srebrną rzecz pomiędzy palcami i obracam kilka razy przed moimi oczami. Gdzie by tutaj dziś zostawić ślady? Na pewno musi być to miejsce, którego za bardzo nie będę odsłaniać. Ręce odpadają, brzuch też, obojczyki nie... już wiem! - uda. Nie jestem zwolenniczką zbyt krótkich spódnic czy szortów, więc jest to idealne miejsce dla mnie. Siadam na łóżku. Zdecydowanym ruchem podciągam jego koszulkę do góry. Moje uda pozostawiam nagie, czekające na ostrze. Przez moment przed moimi oczami przewija się zraniony wyraz twarzy mojego brata, Taylor i Liv, którzy byliby bardzo zranieni gdyby znów to zobaczyli. Ale ja jestem tylko człowiekiem i jestem słaba.

Come on, come on, don't leave me like this
(...)
Can't breathe whenever you're gone

Odpycham od razu ten widok i skupiam się na skórze. Dotykam delikatnie opuszkami palców ten jej fragment, który jest jak najbliżej krocza. Tutaj będzie najlepiej. Mocniej ściskam ostrze i po chwili już mam pierwszą kreskę. Ale tym razem to dla mnie za mało.
Nie panuję nad sobą i po chwili obie moje nogi toną w krwi, choć rany wcale nie są głębokie. Moja pościel też jest w krwi, ale jak na razie nie dbam o to, jak się tego pozbędę. Patrzę jak stróżki czerwonej cieczy spływają po moich nogach. Zrobiłam jedyną rzecz, w której jestem dobra. Boże, jestem tak cholernie beznadziejna i bezużyteczna.
Nie mam pojęcia ile tak siedzę, ale dopiero Klara i Mercedes, wybudzają mnie z transu, liżąc moje nowe rany. Może i nie wiedzą co robią, ale dzięki nim na moją twarz wkrada się delikatny uśmiech. Ocieram mokre policzki i wstaję z łóżka.
Idę do swojej łazienki, zdejmuję koszulkę i wchodzę pod prysznic. Ustawiam się tak, że woda obmywa tylko moje uda. W przeciągu niecałych pięciu minut woda staje się czerwona. Stoję tak jeszcze chwilę, tępo się w nią wpatrując. Decyduję się jednak wyjść. Biorę ręcznik i delikatnie wybieram miejsca nacięć. Trochę szczypią, ale jestem już do tego przyzwyczajona. Ponownie zakładam na siebie jego koszulkę. Wchodzę do pokoju i kładę się na łóżku w otoczeniu kotów. Mam nadzieję, że szybko zasnę.
Mam nadzieję, że prędko nie wstanę. Że w ogóle nie wstanę.

You're not gone. You can't be gone. No.

-------------------

Witajcie czytelnicy! Jak się macie po pierwszym dniu szkoły?

Heartbroken (Bradley Simspon fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz