Budzi mnie chłód oplatający moje plecy. Dziwię się, ponieważ zawsze czuję z tamtej strony ciepło. Przekręcam się i nie dostrzegam tam ani śladu po moim chłopaku. Ogarnia mnie coraz większe zdziwienie; oboje uwielbiamy spać, wykorzystujemy to jeszcze bardziej gdy mamy dni wolne a dziś jest taki dzień. Za dużo myślę. Może wyszedł do łazienki i zaraz wróci? Poczekam. Nie ma przecież co panikować. To duży chłopak, wie jak trafić do pokoju.
Jednakże po upływie chyba 10 minut zaczynam szczerze w to wątpić. Po jego wczorajszej gadce trochę się o niego boję. Nie to, że było mi wczoraj źle. Tylko jakoś inaczej. Niby nie mamy problemu z okazywaniem sobie uczuć, ale Brad nigdy nie mówił takich rzeczy. Ogarnia mnie trochę niepokój. Co on kombinuje?
Wstaję trochę rozeźlona i kieruję się do łazienki. Przemywam twarz zimną wodą i zaczynam się ubierać. Zakładam podkoszulkę i do tego spódnicę maxi, która jest ombre. U góry jest ona biała, tak jak bluzka, a stopniowo przechodzi ona w blady róż aż na końcach jest w kolorze fuksji. Do tego wygrzebuję jeszcze swoje sandałki i wychodzę z pokoju. Oczywiście w międzyczasie próbuję dodzwonić się do Brada, lecz ten nie odbiera. Moja złość na niego jeszcze bardziej wzrasta.Why would you wanna
Break a perfectly good heart?Gdy pojawiam się w hotelowej jadalni, wszyscy oczywiście patrzą na mnie. I choć jestem do tego przyzwyczajona po kilku latach w branży, dziś niezwykle mnie to irytuje. Zirytowana nakładam sobie na talerz, no właśnie, czego? Jak tak patrzę, to nie mam na nic szczerej ochoty. Już mnie nawet kusi by wziąć te oklepane naleśniki, ale dostrzegam jeszcze tosty z serem, które jakoś bardziej mi odpowiadają.
Nie patrząc w sumie co znajduje się w dzbanku, nalewam sobie czegoś do filiżanki i idę usiąść przy wolnym stoliku. Wyciągam telefon. Żadnego głupiego SMS. Już nie wspomnę o telefonie. Nic. Zapadł się pod ziemię.
- Chyba słaby seks był wczoraj, bo Was nie słyszałem. - Moje uszy dobiega wesoły głos Trisa, co jeszcze bardziej mnie irytuje.
- Spieprzaj Evans. - Zapycham sobie buzię tostem by nie musieć z nim gadać.
- Uuu, chyba w ogóle go nie było, bo mówisz mi po nazwisku. - Udaje skrzywdzonego moją wypowiedzią. - Masz szczęście, że nie potrafię wymówić Twojego, bo już bym Ci coś odpowiedział.
- A mów co chcesz, nie zależy mi. I tak mój dzień nie zapowiada się dobrze. - Warczę, przybliżając filiżankę do ust.
Upijam łyk i od razu się krzywię. Gorzka kawa.
- O blee. Co ja narobiłam - krzywię się.
Na tyle ile toleruję kawę, na tyle nie cierpię gorzkiej. Obrzydliwe.
- Jakbym widział Brada - śmieje się ze mnie, podczas gdy ja wzdrygam na dźwięk jego imienia. - Wszystko okej? - Pyta natychmiast, zauważając moją reakcję.
- Byłoby, gdyby twój przyjaciel nie zniknął. - Burczę w odpowiedzi.
- Zniknął? Od paru godzin siedzi z nami i Joe. Ustalamy plan teledysku do nowego singla. - Wyjaśnia, rozbawiony moją niewiedzą.
Słucham? Nic mi nie mówił, że będą kręcili nowy teledysk. Dianne też mi nic o tym nie wspominała, a ostatnio często gadała z ich menedżerem. Poniekąd to też jest moja sprawa i muszę wiedzieć o takich rzeczach. Płacę im i dzielę z nimi interesy. Jesteśmy w trakcie trasy koncertowej do cholery!
- Nie powiedział Ci nic? - Pyta, choć doskonale zna odwiedź.Why would you wanna
Make the very first scar?Następny idiota. Ciskam tostem o talerz i natychmiast idę na górę. Pukam do drzwi, gdyż są one na kartę a ja posiadam tylko jedną, do naszego pokoju. Otwiera mi Connor.
- Czy jest u Was Brad? - Pytam na wstępie.
Szatyn kiwa twierdząco głową, po czym bez słowa wpuszcza mnie do środka. Wpadam tam z impetem i zastaję go, jak bez żadnych emocji wpatruje się w wielki telewizor. Reszta siedzi razem z nim, rozwaleni na kanapie w otoczeniu pizzy, chipsów i piwa. A dopiero co dochodzi 11 rano.
- Możemy pogadać? - Zwracam się do niego.
Mogę być na niego nie wiem jak zła, ale nasze sprawy to nasze sprawy. A nie kogoś innego. Cenię sobie prywatność i wiem, że on też.
- Czy to coś ważnego? - Wzdycha, nawet na mnie nie patrząc.
Coraz bardziej się we mnie gotuje, ale liczę w myślach do dziesięciu i odpowiadam:
- Myślę, że tak.
- To myślisz, czy tak jest? - Pyta sarkastycznie.
Wywracam oczami.
- To idziesz ze mną czy nie? - Prawie krzyczę.
- Jesteśmy zajęci.
Jego ignorancja i brak szacunku dla mojej osoby godzą w moje serce i przybierają postać najostrzejszych sztyletów jakie widział ten świat. Moje oczy stają się szkliste, ale nie daję tego po sobie poznać. Obracam się na pięcie i z wysoko uniesioną głową wychodzę z ich pokoju. Kompletnie nie rozumiem jego zachowania. Jeszcze wczoraj mówił, albo raczej kłamał, że nic nie jest ważniejsze ode mnie a dziś jak gdyby nigdy nic łamie tę obietnicę. Jest mi zwyczajnie w świecie przykro. Nie mam pojęcia co się z nim stało przez te kilka godzin. Czyżbym zrobiła coś złego? Niby go tylko wczoraj wspierałam, ale może jednak powiedziałam coś, co ugodziło jego duszę? Ale nawet jeśli, co mu dadzą takie głupie gierki? Czyż nie prościej byłoby ze mną porozmawiać, jak dorośli?Why would you wanna
Take our love and tear it all apart now?Siadam zrezygnowana na łóżku. Ukrywam twarz w dłoniach. Wiedziałam, że to się stanie. Nie sądziłam tylko, że tak szybko. Teraz odliczać tylko, ile dni minęło od opowiedzenia mu o cięciu się a do końca naszego związku. Zawsze tak się działo, dlaczego więc pomyślałam, że w tym wypadku będzie inaczej? Czy coś czyni Brada innym od moich ex?
- Czyli tutaj jesteś - o wilku mowa. Patrzę na niego przez palce. Na jego twarzy widnieje nieciekawy grymas. Nie potrafię odgadnąć co dokładnie wyraża.
- Po co tu przyszedłeś? - Pytam, ale od razu tego żałuję.
- Chłopcy kazali mi za tobą iść, więc dla świętego spokoju przyszedłem. - Odpowiada a mnie przeraża fakt, że mówi on całkiem poważnie.
- Słucham? Co Ty powiedziałeś? Żarty sobie ze mnie robisz? - Natychmiast wstaję z łóżka. - Czyli co, gdyby nie chłopcy, nie przyszedłbyś do mnie?!
- O Jezu, przecież nie to miałem na myśli - wywraca oczami. Czuję jak zaczyna się we mnie znowu gotować.
- Wybacz, ale nie wiem co masz na myśli od wczoraj. Bo jakby nie patrzeć, to wtedy ostatni raz widziałam Cię w normalnym stanie. Dzisiaj przeszedłeś samego siebie Bradley! - Krzyczę
- Oj, ja już wiem do czego to zmierza, gdy używasz mojego pełnego imienia - śmieje się ironicznie - ale nie tym razem, moja droga.
- O czym Ty do mnie mówisz? - Zatrzymuję się w moim "spacerze" po pokoju, by stanąć na przeciw jego.
- O tym, że Ty jak zwykle chcesz mnie kontrolować a ja już mam tego dosyć. Zachowujesz się jakbym był twoją własnością, chcesz wiedzieć o mnie dosłownie wszystko. Męczy mnie to. - Wyznaje, ale ja nie jestem gotowa na taką szczerość z jego strony.
- Czy to takie dziwne, że jesteś moim chłopakiem i się po prostu o Ciebie martwię, bo mi zależy? - Pytam cicho.
- To nie jest troska a chora mania kontroli nad wszystkim. A nade mną szczególnie! Jesteśmy razem, ale to nie znaczy, że mamy spędzać ze sobą dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu, prawda? - Patrzy na mnie zniecierpliwiony.
- Dobrze, więc idź, wracaj do nich, najlepiej w ogóle się tutaj nie pokazuj. Nie psuj nam obojgu tego dnia ani żadnego z kolejnych. - Podchodzę do drzwi i otwieram je szeroko, zachęcając go do wyjścia. On jednak ani drgnie. Jest chyba zaskoczony moimi słowami.
- Nie idziesz? Więc JA wyjdę. - Zabieram swoją torebkę z krzesła i wychodzę.And realized by the distance in your eyes
That I would be the one to fall
CZYTASZ
Heartbroken (Bradley Simspon fanfiction)
Fanfiction- Prosiłam Cię, nie zakochuj się we mnie. - Krecę głową ze łzami w oczach. - Nie mogę poradzić nic na to, że Cię kocham. - Próbuje złapać mnie za ręce, ale od razu się od niego odsuwam. - Nie mogę nic poradzić na to, że to uczucie Cię zniszczy i z...