Od rana byłem strasznie zdenerwowany. Kostka nie przestała mnie boleć i co raz trudniej było ukrywać to. Wstałem z łóżka i odwiązałem bandaż. Wyglądała o wiele gorzej niż wczoraj. Posmarowałem ją maścią i kolejny raz zawinąłem. Pokuśtykałem do biurka i zabrałem z niego papier zgłoszeniowy. Włożyłem go do teczki i zostawiłem na biurku. Postawiłem dzisiaj na lekkie spodnie, zwykłą koszulkę i bluzę. Po co mam się stroić przecież to tylko telewizja. Założyłem łańcuszek na szyję i poszedłem na dół. No można powiedzieć, że poszedłem bo praktycznie spadłem ze schodów. Gdy byłem na dole dokładnie rozejrzałem się. Teren czysty, brak mamy. Pewny siebie przeszedłem przez pokój i znalazłem się w kuchni. Przygotowałem sobie wodę na herbatę i wyjąłem chleb z chlebaka oraz masło i ser z lodówki. Przygotowałem sobie kanapki i wyjąłem kubek. Włożyłem do niego torebkę i zalałem ją wodą. Usiadłem na krześle i wziąłem się za posiłek.
Niestety mama postanowiła wstać dziś wcześnie i przyszła do kuchni. Starałem się zachowywać normalnie. Zgiąłem szybko nogę mając nadzieję, że jej nie widziała.
- Cześć synku a ty już na nogach? - powiedziała zaspanie szykując sobie śniadanie.
- Tak nie mogłem spać - odpowiedziałem.
- Oh no tak dzisiaj twój wielki dzień - powiedziała. Zrobiła sobie śniadanie i usiadła na przeciwko mnie.
Śniadanie schodziło nam w ciszy. Nie miałem ochoty rozmawiać, bo bałem się, że się wygadam. Jednak nagle telefon zaczął dzwonić. Mój telefon. Znajdujący się w przedpokoju. Starałem się ignorować go.
- Nie lecisz by odebrać, może to Charlie? - powiedziała zdziwiona.
- Niee potem odbiorę spokojnie - odpowiedziałem. Na szczęscie telefon przestał dzwonić. Odetchnąłem z ulgą i wrócilismy do śniadania. Jednak za parę minut znowu zaczął dzwonić.
- To jest na pewno cos ważnego idź odbierz - powiedziała zaniepokojona.
- Pot...- chciałem powiedzieć gdy nagle wybuchła.
- Leondre co się z tobą dzieje idź odbierz ten głupi telefon natychmiast! - krzyknęła. Nie miałem wyboru musiałem wstać. Na początku starałem się iść normalnie. Syczałem cicho z bólu. Był tak nie do zniesienia, że się poddałem i pokuśtykałem do telefonu.
- Halo? - powiedziałem.
- Leo wreszcie! Myślałem, że zrezygnowałeś przyjedziesz na pewno? - chłopak zapytał. Przygyzłem wargę ze zdenerwowania.
- Tak będę na miejscu za godzinę - odpowiedziałem kątem oka patrząc na mamę.
- Okay będę czekać dozobaczenia - powiedział.
- Tak tak - rozłączyłem się i stanąłem przodem do mamy.
- Co się stało z twoją noga - powiedziała delikatnie tupiąc.
- niic - przeciągnąłem. Wzięła mnie za rękę i poprowadziła na kanapę. Zdjęła mi skarpetkę i dokładnie obejrzała spuchniętą kostkę.
- To tylko mały uraz spokojnie - starałem się zapanować nad sytuacją.
- Tylko mały uraz? Czy ty siebie słyszysz jedziemy do szpitala - powiedziała i pobiegła do swojego pokoju pewnie po to by się ubrać.
No pięknie zepsułem wszystko. Miałem tylko nadzieję, że zdążymy na przesłuchania nie chcę zawieźć Charliego. Mama przyszła po pięciu minutach. Wzięła moje buty i założyła jednego na zdrową stopę. Zalożyła skarpetę i lekko wepchnęła buta na drugą. Zabrała kule nie wiadomo skąd i dała mi je. Podparłem się na nich i zacząłem iść w stronę wyjścia. Mama założyła kurtkę i podała mi moją. Po dziesięciu minutach byliśmy już w samochodzie.
Po dwudziestu minutach zaparkowaliśmy przed szpitalem. Wszedłem za nią do środka i zapisaliśmy się. Poszliśmy do poczekalni. Świetnie przed nami jest aż dziesięc osób.Po dwudziestu minutach weszliśmy do gabinetu. Zostało dziesięc minut do spotkania z Charliem. Napisałem mu sms, że będę trochę później i żeby się nie martwił.
- Zdejmij buta Leondre - powiedział doktor. Usiadłem na krześle i zdjąłem go. Przez parę minut oglądał ją delikatnie kręcąc.
- boli cię - zapytał.
- niee w ogóle praktycznie - skłamałem.
- Leo mów prawdę - mama powiedziała.
- Dobra boli bardzo - westchnąłem.
- Nawet nie trzeba zrobić zdjęć wiem co mu dolega.
Następnie usłyszałem najgorsze słowa w moim życiu.
- Jest złamana.