Znalazłam w jakimś opowiadaniu wyzwanie: spróbujcie zrobić tak, żeby pod każdym dłuższym akapitem był komentarz :D
-Stęskniłem się za tobą, wiesz? Masz nowy szampon. Ładnie pachnie- Brooklyn z uwielbieniem wtulił głowę w moje włosy i po raz kolejny powąchał mi kark, jakby czekał na to latami. Po pierwszym powitalnym przytuleniu zalegliśmy na moim łóżku i były to, jak na razie, nasze jedyne plany na dzisiejszy dzień.
-Nie było mnie przez jakiś miesiąc, sam wiesz, że musiałam tam jechać, sprawy rodzinne trochę się pomieszały, urodziny babci to spore zamieszanie. Wydziedziczyliby mnie, gdybym nie przyjechała. Zresztą nie byłam w domu już od... prawie trzech lat- wytłumaczyłam po raz setny. Od kiedy przyjechałam ciągle wypominał mi, że zostawiłam go samego. Jeśli jest coś bardziej uroczego od śpiącego Beckhama, jest to Brooky, który z wytęsknieniem szuka mnie wzrokiem na lotnisku i nerwowo zezuje na wszystkie przechodzące obok niego dziewczyny. Jego kolega, który przyjechał razem z nim, ponieważ brunet chwilowo nie posiadał auta (w samochód Beckhama wjechał "cholerny, ślepy kutas, który w ogóle nie powinien wsiadać do swojego pieprzonego gruchota"), powiedział, że chłopak kazał przywieźć się ze 2 godziny przed czasem.
-Mogłaś mnie zabrać ze sobą- mruknął nawijając sobie jeden z rudych loków na palce. Przewróciłam oczami. Zjazd Leanderów to nie jest wydarzenie, w którym ktokolwiek chciałby uczestniczyć, jakkolwiek to nie zabrzmi. Wszyscy mamy podobne usposobienie, a większość z członków rodziny przyjeżdża tylko po to, by obgadać innych lub w innym przypadku: najeść się. Jedzenie jest akurat jednym z aspektów ratujących takie spotkania. Babcia i ciotki zawsze pieką dziesiątki placków, pater z ciastkami i innych słodkości, które tylko czyhają na moją i tak nie najlepszą figurę.
-Wtedy tym bardziej bym tego nie przeżyła. Żartowaliby sobie ze mnie aż do śmierci, byłoby tylko: Hailson ma chłopaka, zakochana para i inne takie- odparłam i nawet wolałam nie wyobrażać sobie konfrontacji mojej rodziny z chłopakiem. Moim chłopakiem.
-Wstydzisz się mnie- stwierdził płaczliwym tonem.
-Nie zachowuj się jak kobieta w ciąży- spróbowałam go udobruchać, głaszcząc po oklapniętych włosach. Zdecydowanie spodobała mi się idea braku żelu, ciemne kosmyki były bardziej miękkie w dotyku, a Brooklyn wyglądał dość słodko. On sam nie jest entuzjastą takiej fryzury, ale jeszcze nad tym popracuję.
-Ty mogłabyś być w ciąży- palnął, a ja zakrztusiłam się pitą właśnie herbatą. Przez chwilę dochodziłam do siebie, a potem z przerażeniem na niego spojrzałam.
-Wiesz, twoje żarty robią się coraz mniej zabawne- wydukałam odstawiając kubek na stolik. Nie wiadomo, co jeszcze wymyśli, mnie nie widzi się śmierć przez uduszenie.
-No co, to chyba normalne, że kobiety są w ciąży- zaoponował. -Jestem pewien, że będziesz wspaniałą mamą, w końcu...
-Koniec tematu. Jeszcze raz powiesz coś związanego z dziećmi, czy ciążą osobiście cię wykastruję, żeby czasem nam się nie przydarzyło- warknęłam i zrzuciłam go sobie z kolan. Nerwowym krokiem poszłam do kuchni i wzięłam się za mycie naczyń. Nie minęło nawet kilka sekund, a na biodrach poczułam ciepłe dłonie.
-Przepraszam, myślałem, że każda dziewczyna marzy o dzieciach- wymamrotał mi w szyję, na której aktualnie składał małe pocałunki.
-Jak widzisz nie jestem jak każda dziewczyna- burknęłam, ale nie odsunęłam się od niego.
-To akurat dobrze wiem, księżniczko. A w ogóle to wybierasz się na ślub swojej ciotki?- zapytał zataczając kółka na mojej skórze, przez które coraz ciężej było mi skupić się na tym, co robiłam.
-Pewnie będę musiała, ale... zaraz. Skąd wiesz o ślubie Georgii?- tym razem to ja ze szczerym zdziwieniem zadałam pytanie.
-Twoja mama mnie na nie zaprosiła- odparł, trochę niechętnie mówiąc mi prawdę. -Powiedziała, że to będzie wyjazd na kilka dni i że przyda ci się jakieś normalne towarzystwo.
-Nie potrzebuję cholernej niańki!- warknęłam, że złością rzucając mokre sztućce z powrotem do zlewu. -Nie mam pięciu lat, żeby ktoś ciągle trzymał mnie za rączkę, a matka mogłaby wreszcie zająć się swoim życiem i przestać wpychać nos w moje!
-Przecież nie chcę cię pilnować!- zaprotestował, patrząc na mnie ze zirytowaniem.
-Oczywiście, jedziesz, żebym czasem cię nie zdradziła, tak?- warknęłam opierając ręce na biodrach.
-Spokojnie, przecież to tylko...- nie dałam mu dokończyć, bo już coraz bardziej podniesionym głosem postanowiłam przemówić mu do rozumu.
-O nie! Tym razem nie będę się z tobą pieprzyć na przeprosiny, nawet o tym nie myśl! I wybij sobie z głowy jakiekolwiek wyjazdy! Mam to gdzieś!
-Kochanie, czy ty... masz okres? Mogłaś powiedzieć wcześniej!
》》》》》
To lecimy z drugą częścią :D
Hailyn mają mały kryzys w związku, ale nie potrwa to zbyt długo... jak sądzicie, Brooklyn postawi na swoim i pojedzie na ślub ciotki, czy jednak Hailee wygra tę bitwę? :)
Miłego czytania!
》》》》》
A żeby nie było tak prosto: dopóki nie będzie chociaż po jednym komentarzu pod długimi akapitami nie będzie kolejnego rozdziału :p
Wiem, jestem niedobra >:D
CZYTASZ
Hey, you! || Brooklyn Beckham
De TodoZamiana idealnie zwyczajnego, szarego życia na nowe, w błysku fleszy. Czy to szczyt marzeń? "-Hej, ty! Nawet nie waż się uciekać, dupku!" Kontynuacja ''Freedom''. Jeśli jej nie przeczytałyście, to w zasadzie nie musicie, ale wszystko będzie bardzie...