12. You're obsessed!

505 38 9
                                    

Możecie mnie śmiało zabijać, chociaż wtedy nie mogłabym pisać dalej :p
Przepraszam za tak długą nieobecność, teraz kolejne rozdziały będą dodawane w miarę regularnie. Powodem mojej zdecydowane zbyt długiej nieobecności było właściwie kilka czynników, począwszy od przedłużonego wyjazdu w ferie, do chwilowego braku weny i kilku problemów w życiu prywatnym. Wiem, to tylko głupie wymówki, ale taka przerwa dobrze mi zrobiła, mam nowe pomysły i nie będę tak 'klepać' tej historii. Dziękuję za uwagę, to właśnie miejsce na zażalenia i groźby, co do mojej osoby, które zdecydowałam z pokory przyjąć, bo zasłużyłam.

Może na dobry początek powrotu proszę o komentarz każdego, kto zdecydował się zostać? :c

W ramach przeprosin patrzcie, co znalazłam:

Nie mam pojęcia, kto je zrobił, ale pewnie później zszedł na zawał :')Enjoy! xx》》》》》

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie mam pojęcia, kto je zrobił, ale pewnie później zszedł na zawał :')
Enjoy! xx
》》》》》

Czasami czułam się jak osaczona. Tu nie chodzi nawet o uczucie bycia przytłoczonym, w moim wypadku byłoby ono raczej normalne, ale o coś innego. Nawet przestałam się denerwować obelgami, bo po jakimś czasie zaczęłam zdobywać własnych wielbicieli. Tak, dla mnie to również szok, zważywszy na to, że jestem raczej zwyczajną osobą.

-Jak zaraz zacznie padać, to nie wiem, co ci zrobię- marudziłam, wsadzając ręce do kieszeni kurtki. Niestety jeansowej, więc w razie deszczu raczej nie mogłabym na nią liczyć.

-Wtedy dasz mi się razem pomiziać w ramach przeprosin- głupio się uśmiechnął. -Zresztą nie jesteśmy z cukru. Wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego boisz się kilku kropel.

-Wiesz, jak będą wyglądać moje włosy po deszczu? Do dzisiaj pamiętam, jak ta staruszka zapytała się, czy czasem nie poraził mnie prąd. To naprawdę nie było zabawne, to było traumatyczne! Brook, matole, przestać rechotać!

-Ale to było takie śmieszne, nawet jakieś dziecko zaczęło płakać, jak cię zobaczyło- udał, że ociera łzę z oka, ale widząc moją zirytowaną minę trochę się uspokoił. -Co nie zmienia faktu, że i tak mi się wtedy podobałaś- poprawił się, przyciągając mnie do siebie.

-Jak jestem taka brzydka, to sobie idź- mruknęłam, ale mimowolnie przytuliłam się do niego. Znowu usłyszałam cichy chichot.

-Mogę, ale z tobą- odparł, czule obejmując mnie ramieniem. Jego zapach jak zwykle był odurzający w ten przyjemny sposób, przez który miałam ochotę nie odchodzić od niego dalej, niż kilka kroków. Uzależnienie to chyba dobre określenie. Ja nie byłam w nim zakochana, nie byłam zauroczona, ja po prostu się od niego uzależniłam.

-Chyba śnisz!

-Więc pójdziesz sama, czy mam cię ponieść?- zaczął się ze mną droczyć, zaczepnie dźgając w brzuch. Oczywiście od razu mu oddałam, a po chwili już na dobre zaczęła się mała wojna. Kto powiedział, że jesteśmy dorośli? Może i wyglądamy na dojrzałych, ale to, co jest w głowie to co innego.

-Możesz ponieść, nie lubię daleko chodzić- wystawiłam język jak dziecko, ale się tym nie przejmowałam. -No nie, już jesteśmy... możesz to zrobić w drodze powrotnej.

***

Brooklyn był idealny, cóż... prawie idealny. Jedna rzecz była dla mnie odrobinę krępująca.

-Nie będę tego tu kupować!- syknęłam z naciskiem na "tego". -Chyba cię pogięło!- dodałam jeszcze głośniej, żeby wreszcie zrozumiał. Tak jak sądziłam, oczywiście nie odpuścił.

-Księżniczko, jeśli chcemy nie być rodzicami w najbliższym czasie to lepiej, żebyśmy się zabezpieczali- rzeczowy ton Brooklyna powoli wytrącał mnie z równowagi. Miałam już serdecznie dość proszenia go, żeby sam kupił... to coś. Jestem dziewczyną, to nie ja powinnam się tym martwić. Moja rola kończy się na mówieniu mu, kiedy włosy mu się potargały

-Ale...- wyjąkałam, zapierając się nogami, gdy próbował popchnąć mnie w stronę stoiska, którego usilnie chciałam unikać. 

-Kochanie, proszę, jesteśmy dorośli, możemy kupić sobie prezerwatywy- przewrócił oczami. -Chyba, że wolisz zostać mamą. Już raz mówiłem, że świetnie dałabyś sobie radę.

-Nie tak głośno! Przecież wszyscy mnie tu znają, jak moja matka się dowie, że już zaczęłam to nie wiem, co mi zrobi!- fuknęłam i dałam mu kuksańca w żebra. -I żadnych dzieci. Jeszcze tylko tego mi brakuje.

-Masz obsesję. Przecież nikogo nie obchodzi- przewrócił oczami z irytacją, a ja wciąż trzymałam się jednej z szafek, by nie mógł mnie zaciągnąć tam, gdzie chciał.

-To ty masz obsesję, ale na punkcie czegoś innego. Następnym razem idziemy na zakupy osobno- burknęłam sucho. -Zresztą kilka dni wytrzymasz, idziemy do kasy.

-Ale Hails- jego błagalne jęknięcie zwróciło na nas uwagę kilku kupujących, przez co to zaczęłam ciągnąć go w stronę wyjścia ze sklepu.

-Jesteś straszny, wiesz o tym?- chrypnęłam, gdy się zaparł i nie dał ruszyć. Upór to naprawdę jedna z jego niewielu wad, niestety zbyt zaawansowana, żeby po prostu ją zignorować.

-I tak mnie kochasz- puścił mi oczko, na co tylko przewróciłam oczami.

-To nie jest odpowiedź na wszystko, Brooky- pokręciłam głową.

-Wiem, ale zazwyczaj działa

Hey, you! || Brooklyn BeckhamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz