IV: Look for the girl with the broken smile

391 40 4
                                    


Rano obudziłam się czując się podejrzanie wesoło. Raczej z zasady nie ćpałam, więc to nie to było powodem dobrego samopoczucia. Przecież wczoraj wieczorem nic takiego się nie działo, prawda? Gdy rany przestały krwawić owinęłam je moim awaryjnym bandażem, tak tylko na wszelki wypadek, założyłam pidżamę i poszłam spać, wcześniej jeszcze kłócąc się z Mattem o to kto śpi na górnym łóżku. Bo w hotelu, w którym nocowaliśmy, tak jak w niemal każdym podobnej klasy, było łóżko piętrowe, z małżeńskim na dole i pojedynczym na górze. Oczywiście, że nie chciałam zajmować mu wygodniejszego, dolnego łóżka, już i tak za wiele dla mnie zrobił, ale on uparł się, że woli spać na górze i że piętrowe łóżka są super. Przez pół nocy słyszałam jak bije czymś w sufit, albo kopie w ścianę, ale chłopak znosił to całkiem dobrze. Wydawało mi się to z jakiegoś sposobu niezwykle zabawne.

Ale to wciąż nie tłumaczyło dobrego samopoczucia. Mimo wszystko postanowiłam podnieść się z łóżka. Przebiegł mnie dreszcz, gdy tylko moje stopy dotknęły chłodnych paneli, ale w końcu podeszłam do walizki i wygrzebałam z niej ubranie na dziś. Obowiązkowo były to czarne rurki, jakiś t-shirt i za duży na mnie sweter. Zerknęłam na górne łóżko i przekonałam się, że mój wybawiciel wciąż śpi, po czym ruszyłam do łazienki żeby się ogarnąć.

Wyszłam chyba z dziesięć minut później, chłopak wciąż spał. Przez chwilę miałam głupi pomysł, żeby teraz wziąć swoje rzeczy i uciec, ale stwierdziłam, że to byłoby nie fair. No i miałam dziwną nadzieje, że może moglibyśmy razem podróżować. Skoro oboje chcieliśmy uciec od poprzedniego życia, to dlaczego nie mielibyśmy tego zrobić razem? Jednym z możliwych powodów tego toku myślenia był pewnie fakt, że chłopak mi się podobał i wydawał się być sympatyczny i całkiem inteligentny.

Pół godziny później zeszliśmy razem na hotelowe śniadanie. Ten człowiek naprawdę był dla mnie za dobry. Cały posiłek wydawał się być zamyślony.

- Jadę dziś do Calais. To południe Francji, zajmie to jakieś 3 godziny jeżeli nie będzie korków i uda się załapać na prom. - oświadczył pakując swoją walizkę.

- Mogę jechać z tobą? Podróżowanie to moje marzenie i nie ma nic co chętniej bym robiła... - zadałam pytanie, które już na zawsze mogło zmienić moje życie. I, z dalszej perspektywy czasu, zmieniło je. Chłopak spojrzał na mnie smutno.

- Jeden warunek. Wytłumaczysz mi się. A jak już mi się wytłumaczysz to z tym zerwiesz. - poinformował mnie. W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co chodzi, ale potem nowy znajomy wyciągnął moją żyletkę. Mój mózg wydawał się zaciąć.

- Bo... ja... ugh... ten, no tego... - nie potrafiłam wydukać z siebie żadnej sensownej odpowiedzi.

- Słucham. - stanął na przeciw mnie krzyżując ręce na piersi.

- To zaczęło się cztery lata temu. Po pierwszej większej kłótni z rodzicami. Teraz sięgam po nią niemal codziennie. I nie wiem czy byłeś kiedyś od czegoś uzależniony, ale jeżeli tak, to wiesz doskonale, że nie da się z tym tak po prostu zerwać. - wypaliłam na jednym wdechu. Teraz zaczął patrzeć na mnie ze współczuciem. Podszedł do mnie, ułożył ręce na moich ramionach i spojrzał w oczy.

- Wiem Andi, wiem. Ale życie nie jest proste, a ty jesteś dużo więcej warta. Powinnaś z tym walczyć. To kiedyś cię zabije, a wydaje mi się, że masz teraz całkiem miłe życie do przeżycia. Zabieram cię ze sobą, jasne, ale walcz z tym. A gdybyś czuła, że przegrywasz to proszę cię, porozmawiaj ze mną, postaram się pomóc. Wywal to, dobrze? - kiwnęłam w odpowiedzi głową. Chwyciłam żyletkę, a następnie wywaliłam ją do kosza na śmieci.

- Spakowana? To bierz walizkę i gitarę i w drogę! - sam zarzucił sobie na ramię swoją torbę i oboje opuściliśmy hotel.

A/N: Miał być wczoraj, ale problemy z wattpadem!  


Runaway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz