XXV: Alone in forgiving

204 33 11
                                    

Jak wielkiego pecha trzeba mieć żeby wydarzyło się to co właśnie się wydarzyło? Spokojnie leżałam sobie na plaży, czytając książkę i wtedy usłyszałam głos. Jeden z tych, których nigdy w życiu nie chciałoby się więcej słyszeć. Natychmiast spojrzałam w jego stronę i zamarłam. No poważnie, jakie są szanse na to, że ludzie przed którymi uciekasz akurat znajdą się w tym samym mieście, na tej samej plaży co ty? A jednak to byli oni: moi rodzice. Naprawdę starałam się zniknąć, wtopić w otoczenie, ale jednak chyba mnie wypatrzyli, głównie dlatego, że na piasku nie było dzisiaj wielu osób, a moje zielone włosy wyróżniały się z tłumu. Usłyszałam stęknięcie, a w następnej chwili ktoś stanął nade mną, zasłaniając mi światło do czytania książki.

- Przepraszam, mógłby pan przestać zasłaniać mi słońce? Ja tu usiłuję czytać! - odezwałam się, udając, że się nie znamy. I chyba nie mogłam uczynić gorszej rzeczy, bo natychmiast rozpoznali mnie po głosie.

- Andromedo Settle! Co ty sobie wyobrażałaś tak uciekając z domu? Ale oliwa sprawiedliwa, znaleźliśmy cię! Młoda damo, masz przejebane...! - zaczęła moja matka. Poprawka: kobieta, która mnie urodziła. Raczej nie nazwałabym jej matką.

- Przepraszam? Chyba mnie pani z kimś pomyliła? - spróbowałam się z tego wymigać.

- Wiemy, że to ty, mała suko! - ojciec chwycił mnie za koszulkę i podniósł do pozycji pionowej. - Już nam więcej nie uciekniesz! A teraz, wracasz z nami do Anglii, policzymy się w domu! - zaczął mnie za sobą ciągnąć. Starałam się wyrwać, ale to wcale nie takie łatwe. W oczach stanęły mi łzy. Wrócę tam. Cała ucieczka na nic. Całe opuszczenie ich nic mi nie dało.

- Przepraszam pana bardzo co pan myśli, że robi mojej dziewczynie?! - usłyszałam ostrzegawczy krzyk i przede mną pojawiła się chuda i wysoka sylwetka Matta. Mój wybawca.

- Twoja dziewczyna, chłoptasiu? To moja córka i mam nad nią władzę!

- Cóż, obawiam się, że dziewczyna jest pełnoletnia, ponadto ma wolną wolę. No i mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie ma pan tu nad nią żadnej kontroli. - spokojne mediacje niczego nie dawały. Nie w przypadku mojego ojca. Zostałam dość brutalnie popchnięta na piasek, a mojemu chłopakowi został wymierzony cios. Chyba nie trafił, w każdym bądź razie nie usłyszałam uderzenia. Wylądowałam głową w piachu, ale oczywiście musiał zaatakować mój odwieczny pech: ktoś mało kulturalny rozbił gdzieś w pobliżu tego miejsca butelkę. Czułam ciepłą ciecz na policzku, czułam, że tkwi tam kawałek szkła, piekło mnie pół twarzy. Starałam się podnieść, ale przed oczami zatańczyły mi cienie i w efekcie ponownie opadłam na piasek, tym razem jeszcze dodatkowo przestając czuć. 

Runaway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz