XXVIII: It's gettin' dark, too dark to see

187 32 4
                                    

Przyjechał. Zgarnęłam wszystkie rzeczy od Vicky, która wyglądała tylko na lekko zdumioną tym wydarzeniem i pożegnałam się z nią, po czym wyjechaliśmy.

- To gdzie dzisiaj? - spytałam, doskonale wiedząc, że on ma już jakiś plan. Na pewno to robił przez te ostatnie dni, planował i już ma doskonały pod każdym względem plan podróży po Europie.

- Salzburg. Jest tam absolutnie fantastyczna twierdza, a centrum miasta jest wpisane na UNESCO. I podejrzewam, że mieszkanie Mozartów cię zainteresuje. - posłał w moją stronę pół-uśmieszek i już wiedziałam, że mam rację i on to wszystko zaplanował.

- Czyli wbijamy do Austrii? Czad. - skomentowałam. - Ale, chwilka, chwila, skąd wiesz, że Wolfgang Amadeusz Mozart jest moim ulubionym kompozytorem? - zmrużyłam oczy, spoglądając na niego badawczo.

- No nie wiem, może dlatego, że powiedziałaś kiedyś na widok jakiegoś jego portretu i tu będzie cytat: Patrz, Matt! To mój ulubiony kompozytor klasyczny. Był geniuszem, w wieku sześciu lat..." i tak dalej. Więc się domyśliłem, że istnieje taka możliwość, że go znasz.

- Oh, mój chłopak, taki inteligentny i bystry. - zaśmiałam się. Wciąż nie wyjaśniliśmy sobie wielu spraw i prawdopodobnie czekała nas kolejna długa i poważna rozmowa, ale chciałam cieszyć się przemiłą chwilą, która trwała właśnie teraz.

Do Salzburga dojechaliśmy wieczorem, a żadnemu z nas nie chciało się jakoś specjalnie od razu ruszać na miasto, zameldowaliśmy się więc w hotelu i ruszyliśmy do pokoju. Siedziałam na łóżku i ogarniałam plan miasta.

- Chyba jestem ci winny jakieś wytłumaczenie się. - stwierdził Matt, siadając za mną i opierając brodę na moim ramieniu.

- Chyba tak. - potwierdziłam, starając się ignorować jego gorący oddech na karku.

- Nie chciałem przeszkadzać w "zjeździe rodzinnym", wyczuj sarkazm, więc po tym, jak zdeklarowałem się jako twój chłopak, wolałem na chwilę zniknąć, udawać że cię nie znam. - oplótł mnie rękami w pasie. Przywaliłam mu z łokcia w brzuch.

- Więc łatwiej było po prostu odejść? Nie chciałeś poznać moich rodziców i ich przerazić? O to chodzi? - odwróciłam głowę i patrzyłam na niego z lekkim potępieniem i wyrzutem.

- Teoretycznie to bardzo dobrze poznałem twojego ojca. A raczej jego pięść. I tak. Nie chcę, żeby mnie poznali, szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego, po prostu czuję, że to byłoby niewłaściwe, że stałoby się coś złego.

- Wydaję mi się, że rozumiem. Sama nie chciałam ich już więcej widzieć, ale oczywiście musieli się napatoczyć. Zmieńmy temat. Gdzie potem?

- Wiedeń. Koniecznie musisz mnie przeczołgać po Kunsthistorisches, nie odpuszczę żadnemu z nas. - uśmiechnął się lekko i dotknął dłonią mojego policzka. Zasyczałam z bólu gdy przejechał po szwach.

- Bardzo boli? - spytał ze zmartwioną miną.

- Nie, chyba, że jakiś idiota właśnie dotyka mojej rany. - patrzyłam na niego z udawanym potępieniem. Jak ja trafiłam na takiego cudownego człowieka?

- Oh. Przepraszam w takim razie.

- Nie ma sprawy. Tylko więcej mi tak nie rób. Chyba że się zagoi, wtedy możesz głaskać mnie po policzku. Chyba  że jak zobaczysz moją twarz oszpeconą blizną to zwiejesz, też dopuszczam do siebie taką opcję. - przekrzywiłam głowę w prawo, rzeczywiście rozważając tę opcję. Matt zwiewający przede mną, to byłoby ciekawe...

- A w życiu! Już raz ci cytowałem "Intruza", prawda? Bo nie chce mi się ponownie ci tego mówić. - i pocałował mnie w czubek głowy.

- Aww, jesteś przeuroczy! Wiesz z czego teraz się cieszę? Że nie biorę okularów na plażę. Jakbym brała, to moja twarz byłaby w jeszcze gorszym stanie, prawdopodobnie miałabym już po oku i dodatkowo po okularach. To byłby prawdziwy koszmar.

- I tak bym cię kochał.   

Runaway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz