XXVI: And my pain will range from up, down, and sideways.

190 25 8
                                    

Pikanie, nerwowe tupanie i głośna rozmowa łamaną angielszczyzną.

Suchość w ustach. I coś jakby posmak krwi.

Obolała twarz. I szyja.

Nie otworzę oczu. Nie mam powodu. Dlaczego bym miała?

Jednak ten głos... Niewyraźny, jakby docierał do mnie zza szyby.

Dziękuję za powód!

Powieki ważą chyba z tonę. Jakby ktoś przyczepił mi do nich kilka sztabek jakiejś naprawdę bardzo ciężkiej materii. Ale mi się udaje, skoro słyszę ten głos to musi się udać.

- Hej. - próbuję się przywitać z pogodą ducha i się uśmiechnąć. Z mojego gardła wydobywa się tylko skrzek, a policzek płonie żywym ogniem przy najmniejszym ruchu którymkolwiek z mięśni.

- Spokojnie. Musisz wypoczywać. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mi o tobie powiedzieli. - uśmiecha się z ulgą. Dopiero teraz dostrzegam jak bardzo jest wychudzona. Tak, ona. Moja kuzynka, jedyna osoba, która kiedykolwiek mnie rozumiała i akceptowała. Tylko co ona tu robi? Jestem w rąbanych Włoszech, ona mieszka w Anglii. Chcę o to zapytać, ale fizycznie nie jestem w stanie.

- Ponowię prośbę: spokojnie. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Od tamtego dnia na plaży minęły dwa dni. Tak, przespałaś dwa dni. Najpierw wyjaśnię co właściwie się stało. Pamiętasz, że byłaś na plaży i czytałaś książkę, tak? I wtedy rąbnięty braciszek mojej matki cię zobaczył, zaczął szarpać i tak dalej? Jakiś chłopak postanowił cię bronić. A ty zostałaś brutalnie popchnięta na tłuczone szkło, ktoś zadzwonił po policję i pogotowie, ale zanim przyjechali, to braciszek mojej matki, niech go Styks pochłonie, zdążył pobić tego chłopaka i jeszcze raz przeciągnąć cię po piasku. Uspokój się, tak? - zareagowała natychmiast gdy tylko poruszyłam się niespokojnie słysząc te słowa. Matt oberwał, bo mnie bronił, jeżeli coś przeze mnie się stało, to nigdy sobie nie wybaczę. - Nie martw się. Chłopakowi, który cię bronił nawet nic się specjalnie nie stało. W sumie to nawet go nie spotkałam, wiem o nim z opowieść. Chyba wyjechał zaraz po tym jak upewnił się, że jesteś bezpieczna. - więc jednak mnie zostawił. Wiem, że wolał się nie mieszać, ale to i tak boli. Nawet bardzo. - A co do twojego ojca... Jest w areszcie. I, mówiąc szczerze, mam nadzieję, że go przyskrzynią. Oczywiście nie musisz być na procesie, w sumie to najlepiej będzie jak zaraz jak wyzdrowiejesz to sobie pojedziesz, tak przynajmniej twierdzi psycholog. Bo wiesz, jego znajomi mogą cię szukać, czy coś takiego. - skończyła, wpatrując się ciemnymi oczyma w moją twarz.

- Jak źle jest? - to wszystko co zdołałam wykrztusić. Z torebki wyciąga kieszonkowe lusterko. Boję się tego co mogę w nim zobaczyć. Ale spoglądam.

Te same co wcześniej szare oczy spoglądają na mnie ze smutkiem i zgrozą. Przez lewą połówkę twarzy, zaczynając od kącika oka aż do krańca kości policzkowej, widzę ranę zaszytą czarną nicią. Siniaki i liczne drobne ranki wyraźnie odcinają się od bladej cery, a ja już wiem, że nigdy nie będę wyglądać tak jak wcześniej.   

N/A: Dizcordja, przepraszam, chyba tak trochę ukradłam twój pomysł ze szwami na twarzy i tłuczonym szkłem, teraz sobie to uświadomiłam, mam nadzieję, że wybaczysz. 

Runaway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz