XL: No matter what ya say Won't let you run away

198 25 5
                                    

Cały dzień spędziłam na zwiedzaniu Krakowa. Samotnie, bez tego skończonego idioty, który leczył kaca w pokoju hotelowym. Wciąż byłam wkurzona i trochę przerażona perspektywą ponownego spotkania z jakiś dresem, ale stwierdziłam, że obecnie mam już na to wywalone. Zostanę porzucona gdzieś w Wielkiej Brytanii i będę musiała sama spróbować ułożyć sobie jakoś życie. Ale w sumie sama o to poprosiłam. I mimo wszystko ten czas spędzony z Mattem nie pójdzie na straty. Wiele się nauczyłam, zwiedziłam kawał Europy, mam fajne wspomnienia.

Rano wyjechaliśmy ku kolejnemu miejscu na liście, którą Matt ostatnio bardzo skrócił, bo stwierdził, że musi być za pięć dni w Walii. Kierowaliśmy się ku stolicy Niemiec, choć żaden z nas nie widział niczego specjalnie ładnego w tym mieście. Ot, kupa betonu i szkła, nic takiego. Tylko wyspa muzeów mogła zapewnić jakąś rozrywkę, więc była pierwszym miejscem, gdzie się pojawiliśmy. Potem takie banały jak mur berliński, brama Brandenburska, ale jakoś nawet mnie to nie bawiło. Oboje byliśmy przygnębieni i jakoś żaden z nas się nie odzywał. Matt co prawda cykał fotki, ale tak jakoś bez entuzjazmu, a ja oceniałam w myślach obrazy, ale wciąż wracałam do kłótni. Chyba jednak zareagowałam za ostro. Ale i tak nic nie zrobię dopóki on mnie nie przeprosi. Jestem na to zbyt dumna.

Noc spędzona w hotelu, na dwóch osobnych, pojedynczych łóżkach. Co za szczęście, że gdy go zamawialiśmy, nie mieli żadnego z łożem małżeńskim! Ale byłam zbyt przyzwyczajona do ciepła innego człowieka, więc prawie nie zmrużyłam oka. Do tego przyczyniły się też wyrzuty sumienia. Cóż, to ja zawaliłam, to ja zniszczyłam ten związek. Nie, czekaj, co? Przecież to on kłamał, oszukiwał i schlał się w barze. Tak, ale to ja na niego za to się wydarłam, to ja zakończyłam naszą relację.

- Przepraszam. - rozbrzmiało podczas ciemności nocy. To Matt, on również nie mógł spać.

- Przepraszam tego nie naprawi. Pomogłeś złożyć moje życie do kupy, a potem wziąłeś i zrzuciłeś je z czterdziestego piętra. - odpowiedziałam kompletnie beznamiętnie.

- Próbowałem cię chronić. - stwierdził.

- Przed czym? Rozwrzeszczanymi fankami czy dzikimi paparazzi? - wywróciłam oczami. Tak jakby mnie to obchodziło.

- Przed dawnymi znajomymi. I nie rób z tego takiej afery. Nie okłamałem cię, tylko nie powiedziałem całej prawdy. - wzięłam poduszkę i cisnęłam nią w miejsce, z którego słyszałam jego głos.

- A kto to taki? Jakiś baron narkotykowy, czy jak? Nie potrzebuję twojej ochrony. Ostatnio, kiedy ty obtłukiwałeś jakiegoś gościa w barze, ja musiałam bronić się przed dzikim dresem z maczetą! - powiedziałam z goryczą. To też nie byłą do końca prawda, ale tylko ja wiedziałam jak wielką hipokrytką stałam się przez wypowiedzenie tych słów,

- Nie. Pamiętasz Zoe? Spróbuję ci to wyjaśnić. Ona miała romans z takim jednym prawnikiem, więc postanowiła się mnie pozbyć, bo stwierdziła, że jeżeli to wyjdzie na jaw, to wszystkie tabloidy będą się na niej wieszać. Więc uknuła razem z tym swoim prawnikiem spisek. On fałszuje dokumenty sprawy, ja trafiam do psychiatryka, a Zoe jest biedną ofiarą, która potem znika i hajta się z facetem, który uratował ją od tego psychola Matta Smitha. Ponieważ zwykłe zerwanie by jej nie wystarczyło. - powiedział to niemal na jednym wdechu.

- W porządku. Dzięki, że wreszcie to powiedziałeś. Ale nie myśl, że ci wybaczam. Widzę, że uwielbiasz melodramatyczne osoby. Najpierw ona, teraz ja...

- Nie jesteś melodramatyczna. Na pewno łamiesz schematy. Przykro mi, że to tak wyszło. Naprawdę miałem w planach tylko podwieźć cię do Brighton. - nie widziałam jego twarzy, tylko zarys sylwetki, ale jakoś czułam, że mówił to szczerze.

- Wyszło jak wyszło i się nie odwyjdzie. Gdzie jedziemy jutro, bo szczerze mówiąc mam już dość zanieczyszczeń tego miasta? - zmieniłam temat, nie chcą dłużej rozwodzić się nad zniszczonym związkiem.

- Amsterdam. - uśmiechnęłam się. Muzeum Van Gogha, nadchodzę! 

Runaway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz