XV: Help, you know I need someone, help.

230 26 8
                                    

Nie wiem gdzie. Nie wiem jak. Nie wiem w jakim celu. I nie wiem kto.

Gdzie ja jestem? To wygląda na stary magazyn i pachnie też jak stary magazyn. Albo jak piwnica.

Jak? Ktoś mnie porwał. Przypomniał mi się napad szału i uśnięcie na ławce. Ale to wspomnienie było tak dziwnie zamglone. Takie niewyraźne.

W jakim celu? Tego mogę tylko się dowiedzieć gdy porozmawiam z oprawcom. Chociaż ile może być celów porywania młodych, uśpionych dziewcząt z Barcelony. Gwałt, eksperymenty, nadzieja na syndrom sztokhlomski, albo ktoś jest stukniętym psychopatą i po prostu chce biedną Andi pokroić i sprzedać organy na czarnym rynku w Arabii Saudyjskiej. I znów mówię o sobie w trzeciej osobie, chyba jednak powinnam przestać.

Wtedy usłyszałam jakże charakterystyczny głos McCartney'a. I początek "Help!". O, kochana ironio losu, jakżeby mi się teraz przydała taka mała pomoc. I czyjeś kroki. Stukot szpilek. Drzwi po mojej lewej stronie się otworzyły i stanęła w nich dość niska osoba w sukience i wysokich szpilkach.

- Mam ci tylko jedną rzecz do powiedzenia. - zaczęła, zbliżając się do mnie. Nie widziałam jej twarzy, była zakryta maską hokejową. No, teraz dopiero poczułam się jak w "Pile". Przełknęłam ślinę i w duchu przeklinałam swoją głupotę. Poważnie, czasem przestaję dziwić się moim rodzicom, że wywalili mnie z domu. Kobieta, bo na to wskazywał ubiór, wysoki głos i sylwetka, dotknęła mojego policzka z czymś w rodzaju pieszczoty, a ja się tylko wzdrygnęłam.

- Więc...? - spytałam ochrypłym głosem, nie będąc pewną o co w zasadzie pytam. O to co dalej ze mną? O to co ma mi do powiedzenia? O to jak poradzę sobie bez Matta? Czy też o to czy wreszcie mnie zabije i będziemy mieli przynajmniej jeden kłopot z głowy. No bo wydaje się, że nie miałam nikogo kto by się przejął moim wiecznym zniknięciem.

- Trzymaj się z daleka od Matta Smitha. On nie jest niczym dobrym, tylko zniszczy ci życie, tylko złamie ci serce. - opuściła dłoń i dotknęła delikatnie mojego ramienia. Teraz już nie uciekałam przed jej dotykiem. Był dziwnie kojący.

- Spojler: już to zrobił. - mimo wszystko lekko się uśmiechnęłam. Bo kobieta zmienną jest, czy coś tam. A w tej kobiecie w masce hokejowej znalazłam kogoś, kto mnie zrozumie.

- A w szczególności uważaj na jego przeszłość. Na dawnych znajomych. A już w szczególności na Zoe. - wyszła trzaskając drzwiami i to by było na tyle jeżeli chodzi o gadanie z porywaczem.

Pozostało mi tylko dalsze gnębienie samej siebie. Takie tam, dalsze zgłębianie własnej głupoty, te sprawy. W sumie to mogłam nie uciekać, wtedy przynajmniej nie siedziałbym w jakiejś piwnicy. Ale mogłabym się jeszcze bardziej upokorzyć. Ale co jeśli nie? Jeżeli bylibyśmy razem, jeżeli on też byłby zakochany? We mnie. Ale to w sumie mało prawdopodobne. To czemu zaproponował wspólną podróż? Bo jestem żałosna i się nade mną ulitował. Tyle. Nie ma co roztrząsać tematu.   

Runaway [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz