Jakimś cudem załadowaliśmy się w czwórkę do Pandy. Matt kierował, a Gerard robił za jego pilota, podczas gdy ja i Frank przeprowadzaliśmy niezwykle poważną dyskusję na temat smaków żelek na tylnym siedzeniu.
Mieszkanko miało trzy pokoje, kuchnię oraz łazienkę. Wydawało mi się przytulne, szczególnie salon, z wielkim telewizorem, konsolą i gitarą elektryczną, na której grał niższy z nowopoznanych chłopaków. Ściany były pokryte rysunkami i malunkami Gerarda i wyglądało to cudownie. Całe mieszkanko odzwierciedlało charaktery obu młodych mężczyzn, co mi wybitnie przypadło do gustu. Kiedy sama będę miała mieszkanie to też urządzę je tak jak będzie mi się podobało, chyba, że podzielę je z kimś innym. Ale na to jakoś się nie zapowiada.
Resztę dnia grałam wraz z Frankiem na konsoli. Byłam beznadziejna, ale chłopak widocznie dawał mi fory. Gadaliśmy na różne tematy, dowiedziałam się, że razem z Gerardem wyjechali ze Stanów trzy lata temu, głównie z powodu rodziców tego starszego, czyli Gerarda właśnie, którzy nie akceptowali ich związku. Bo byli razem, oczywiście. Postanowili więc wyjechać do kraju, gdzie ich zaakceptują, gdzie nie będą dziwni. Powiedział coś, co zapamiętam do końca życia: Nie mogliśmy znaleźć miejsca gdzie byśmy pasowali, więc sami je stworzyliśmy. Mówił o tym mieszkaniu, które było tak bardzo ich, że nie wyobrażam sobie, by ktoś inny mógł tutaj mieszkać.
Podzieliłam się z nim moją historią o Mattcie, który akurat wyszedł gdzieś tam bo chciał pobyć sam, czy coś takiego. Gee malował właśnie jeden z obrazów, który ktoś u niego zamówił. Trochę mu tego zazdrościłam, robił to co kochał i jeszcze zarabiał. Frank był barmanem w jednym z lokali w dzielnicy Czerwonych Latarni, co może nie powinno świadczyć o nim zbyt dobrze, ale już się przecież przekonałam, że jest fantastycznym człowiekiem. Ale wracając do naszej rozmowy, to mój nowy przyjaciel stwierdził, że Matt może i jest jełopem, ale skoro go kocham, czy coś takiego, to powinnam mu wybaczyć.
Pewnie miał racje. Na pewno tak. Ale z samym zainteresowanym udało mi się pogadać dopiero następnego ranka. Zostały cztery dni do terminu kiedy Matt miał zjawić się w Walii. Wciąż nie znałam celu jego podróży. W każdym razie on stwierdził, że idzie powłóczyć się po mieście, bo skrócił plan o kolejne miasto i zostajemy w Amsterdamie kolejny dzień. Powiedział tylko, że wróci późno i wyszedł, a ja nawet nie miałam ochoty go zatrzymać.
Również przez cały dzień włóczyłam się po Amsterdamie, ale z Gerardem i przez chwilę również z Frankiem, który potem musiał iść do pracy. Pokazali mi swoje ulubione miejsca, kawiarnie, parki, jeden mały, drewniany mostek nad kanałem i wszystko, co uważali za piękne w tym mieście. Odrobinkę żałowałam, że nie ma przy mnie Matta, który to wszystko uchwyciłby na zdjęciach, ale chyba nie powinnam narzekać, prawda?
CZYTASZ
Runaway [ZAKOŃCZONE]
FanfictionDlaczego po prostu nie uciekniemy? Nigdy nie spoglądając za siebie, nieważne co powiedzą. Znajdziemy swoją drogę, kiedy słońce zajdzie, a w tym mieście nie zostanie nikt poza nami. Okładkę stworzyła @JBrooks258 i chwała jej za to. Opowieść posiada s...