2. Nightmare

713 65 3
                                    

Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mogłam zrobić. W sumie nie miałam zbyt wielu możliwości.

Rzuciłam się na ziemię, przygniatając krzesło swoim ciężarem i w jednym miejscu pękło. Zanim się podniosłam i mogłam ponowić próbę, trochę minęło, a coraz więcej płomieni mnie otaczało.

Przy kolejnym uderzeniu całe się roztrzaskało i cieszyłam się, że kupiliśmy takie tanie i mało wytrzymałe.

Sięgnęłam po chustę i szybko zmoczyłam ją wodą z butelki, która była w szufladzie. Dzięki temu łatwiej mi się oddychało, ponieważ już zaczynałam się dusić przez dym, roznoszący się po pomieszczeniu. Wejście całe płonęło, więc nie miałam żadnych szans na ucieczkę. Pamiętałam, że na szczęście w magazynie była gaśnica.

Pchnęłam drzwi przy czym poparzyłam sobie dłoń. Syknęłam z bólu. Wzięłam krótki rozbieg i przeskoczyłam nad płomieniami, które w tamtym miejscu były całkiem niskie. Szybko po nią sięgnęłam i odbezpieczyłam. Zaczęłam kierować strumień białej piany na ogień. Tak strasznie się cieszyłam, że ją miałam. Do momentu, gdy nagle skończył się płyn.

- Jasna cholera - z jakiej niby racji? Tak szybko? Płomienie zaczęły znów się rozprzestrzeniać, co oznaczało, że była do niczego.

Zauważyłam parkujacy przed apteką samochód. Tata! To musiał być on, pewnie przez brak mojej odpowiedzi na esemesa postanowił przyjechać.

Otaczał mnie już naprawdę gęsty dym i nie mogłam oddychać. Upadłam na ziemię, gdy usłyszałam jego przerażony krzyk. Nim zamknęłam swoje oczy, zobaczyłam jeszcze, jak ojciec wyciąga telefon. Dalej ciemność.

***

Gdy się ocknęłam, ktoś wycierał moją twarz. Widziałam, stojącego nade mną lekarza i ojca. Do tego radiowóz i straż pożarną. Cudownie zapowiadała się tamtejsza noc.

Nagle usłyszałam głos mamy.

- Jezu, skarbie, wszystko dobrze? - spytała, podbiegając do mnie i przytulając.

- Tak - poza tym, że prawie zginęłam.

- Co się stało? - spytała zmartwiona. Nie miałam pojęcia, co powinnam była jej wtedy powiedzieć.

- Drzwi od zaplecza się zatrzasnęły, a jak wyszłam wszędzie był ogień - starałam się być wiarygodna, jednak jej nie dało się oszukać.

- Kłamiesz - cóż, nigdy nie potrafiłam zbyt dobrze udawać.

- Prawda jest taka... - zakryłam dłońmi twarz. - Jakiś złodziej przywiązał mnie do krzesła i podpalił aptekę - panowała cisza, aż na nich spojrzałam. Chyba byli w niezłym szoku. Mama ponownie mocno mnie przytuliła.

- To przecież straszne, będziesz musiała zgłosić to na policje - dobrze wiedziałam, że miała rację. Nie mogłam tak po prostu o tym zapomnieć.

Jeszcze raz mnie zbadali, żeby sprawdzić, czy na pewno jest wszystko okej i razem z rodzicami pojechałam na komisariat. Opisałam całą sytuację. Zadawali masę pytań. Nad niektórymi odpowiedziami musiałam zastanowić się trochę dłużej. Powiedziałam, jak wyglądał, każdy szczegół, który pamiętałam.

Kilka dni później zadzwonili po mnie. Mieli kilku, którzy wyglądali tak jak opisałam i miałam wybrać.

Poszłam tam i od razu go rozpoznałam. Chyba już nigdy nie miałam zapomnieć tej twarzy. Dziwne było to, że pomimo swojej krytycznej sytuacji uśmiechał się. Był w doskonałym humorze. Przerażało mnie to i już żałowałam swoich decyzji. Wskazałam na niego. Spytali, czy jestem pewna, a ja potwierdziłam, że tak.

Are You Monster? ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz