- Co ty znowu tutaj robisz? - spytał spokojnie, ale wiedziałam, że był tak naprawdę wściekły.
- Przyszłam porozmawiać o dziecku - prychnął.
- Nie ma i nie będzie żadnego dziecka! Krew mnie zalewa, kiedy słyszę o jakimś dziecku! - ton jego głosu emanował złością.
Jego spokój skończył się naprawdę szybko. Chwycił ją mocno za ramiona, a ja natychmiast do nich podeszłam. On był zdolny do wielu rzeczy.
- Klaus, co ty robisz? - rozumiałam jego gniew, ale musiał nauczyć się nad sobą panować.
- Mam ochotę ją udusić - powiedział przez zaciśnięte zęby.
Pchnął ją, a ona upadła na ziemię.- Więcej tutaj nie przychodź - był stanowczy, a ona szybko wstała i odeszła.
Po tym, jak ją potraktował, było pewne to, że już nie zjawi się pod jego domem. Zamknął z trzaskiem drzwi. Jego oddech był nierówny. Próbował się uspokoić.
- Ty nie powinnaś była się wtrącać - warknął.
- Wtrącać? A miałam pozwolić na to, abyś ją pobił, albo nawet zabił? - był na skraju wytrzymałości. Na pewno by jej coś zrobił.
- To nie twoja sprawa! Mogłaś nie wychodzić z pokoju, a ja bym zrobił to, co uważam za słuszne! Pozbyłbym się problemu! - miałam wrażenie, że próbował wmówić mi, że to on miał rację. - Ty i tak mnie nie zrozumiesz - machnął ręką.
- Oczywiście, że nie! Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie zabijam ludzi, kiedy tylko mnie zdenerwują - a z tego, co wiedziałam, on tak często postępował.
- Będę traktował ludzi tak, jak mi się podoba - pogorszyło mu się, znowu.
- Traktuj sobie ich, jak chcesz, bo ja wychodzę - zaczęłam zakładać buty, a kiedy podeszłam do drzwi, chwycił mnie mocno za nadgarstek.
- Nigdzie nie idziesz - pociągnął mnie i popchnął na ścianę.
- Dlaczego nie? Puść mnie! - próbowałam wyrwać swoją rękę z jego uścisku, ale nie dałam rady.
- Mam cię puścić? A jeszcze przed chwilą powiedziałaś, że mogę sobie traktować ludzi, jak chcę - ale niesądziłam, że nie będzie chciał mnie wypuścić z domu. - Ach, no tak... teraz tobie dzieję się krzywda, więc już nie jest ci to takie obojętne.
- Mam cię dość - chciałam już tylko opuścić to miejsce i wrócić do siebie. - Odpuść sobie i pozwól mi stąd wyjść - po chwili puścił moją rękę.
- Coś jeszcze chcesz powiedzieć? - pokiwałam przecząco głową. Wyglądał, jakby moje słowa go zraniły. Czy to w ogóle było możliwe?
- Yhym, ale ja jeszcze nie skończyłem - zamahnął się i z płaskiej ręki uderzył mnie twarz. - Teraz możesz odejść - uśmiechnął się.
Położyłam dłoń na swoim policzku. Od razu przypomniał mi się mój sen. Może było to jakieś ostrzeżenie? Powinnam była unikać z nim kontaktu za wszelką cenę, ale byłam głupia. Przerwać to wszystko, za nim wydarzy się coś nieprzyjemnego.
- Nienawidzę cię - szepnęłam, po czym natychmiast stamtąd wyszłam.
Szłam szybko przed siebie. Do oczu napłynęły mi łzy, co spowodowane było bólem. To było pewne, że prędzej czy później coś takiego się wydarzy. W końcu był draniem.
Znalazłam się w parku, więc usiadłam na ławce. Czemu w ogóle musiałam go spotkać?
Nagle ktoś usiadł obok mnie. Odwróciłam się w stronę tej osoby. Klaus.