2

641 53 12
                                    

Justin's POV

Idę ulicą w stronę domu Lucy, czując się co najmniej nieswojo. To chyba najbogatsze osiedle na Mannhatanie, o ile nie w całym Nowym Jorku. Zewsząd otaczają mnie wille, które przy moim, wydawałoby się, wcale nie takim małym domku jednorodzinnym wyglądają jak pałace.

Gdy docieram do domu z numerem 466, biorę głęboki wdech i naciskam dzwonek do drzwi. Otwierają się po kilku sekundach, a przede mną staje dziewczyna ubrana w przetarte rurki i koszulkę tie-dye.

- Hej - rzuca obojętnie Lucy, nawet na mnie nie patrząc, i gestem zaprasza mnie do środka. - Wejdź.

W duchu wywracam oczami. Przekraczam próg i wchodzę do przestronnego pomieszczenia. Wieszam kurtkę i zdejmuję buty, po czym rozglądam się dookoła. Znajduję się w naprawdę ogromnym holu, połączonym z naprawdę ogromnym salonem i naprawdę ogromną kuchnią. Wnętrza są urządzone stylowo, w taki sposób, by optycznie jeszcze bardziej je powiększyć. Ściany są białe, podłogi wyłożone jasnymi panelami, a w wystroju dominują szarości, beże i oczywiście biel. Wszystko jest takie... spokojne i stonowane. Jedynymi kolorowymi akcentami są wiszące tu i ówdzie abstrakcyjne obrazy i jakieś inne pierdoły, typu poduszki albo doniczki.

Nie mogę się powstrzymać i prycham cicho. A więc to tak mieszkają bogate dzieciaki, "elita" naszej szkoły... Niby ładnie, ale jednak ponuro. Ciekawe, czy w tak idealnym domu toczy się równie idealne życie.

Moje rozmyślania przerywa głos Lucy.

- Siadaj - mamrocze i głową wskazuje na wielką sofę. Sama wchodzi do kuchni. - Napijesz się czegoś? - pyta takim tonem, jakby mówiła to od niechcenia, z przymusu.

Cholera. Okej, ja też nie jestem zadowolony z faktu, że muszę dawać ci te jebane korki, ale przynajmniej tego nie pokazuję, tak?

- Może być woda - wzruszam ramionami, opadając na sofę i poprawiam okulary, które ledwo zauważalnie zsunęły mi się z nosa. Po chwili dziewczyna wchodzi do salonu, trzymając w dłoniach dwie szklanki wody. Stawia je na stoliku i siada obok mnie, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi. Zerkam na nią, bezwiednie przygryzając przy tym wargę. Patrzy przed siebie, więc wykorzystuję ten moment, żeby lepiej jej się przyjrzeć.

Jest... piękna. Właściwie jest chyba najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Jej ciemne włosy falami opadają na ramiona. Oczy ma brązowe, błyszczące, otoczone długimi rzęsami. A jej usta... Boże. Ma takie pełne, wydatne usta...

Weź się w garść, Bieber.

- Wzięłaś książki? - pytam.

- Ach, no tak - krzywi się i wstaje z kanapy, kierując kroki gdzieś w głąb domu. - Zaraz wracam - woła przez ramię. Po chwili jest już z powrotem, w rękach ściskając podręcznik z zeszytem oraz blok biurowy i długopis.

- To, hm, może na początek powiedz mi, czego dokładnie nie rozumiesz? - proponuję, otwierając książkę.



Lucy's POV

- To, hm, może na początek powiedz mi, czego dokładnie nie rozumiesz?

Spoglądam na Justina, a moje negatywne nastawienie powoli zaczyna mijać. On się stara. Może ja też powinnam. Może to jednak nie był taki zły pomysł. Może naprawdę uda mi się coś wynieść z tych korków.

- Chyba prościej powiedzieć, co rozumiem - prycham cicho, nagle zawstydzona tym, jak mało umiem, i ponownie wbijam wzrok w podłogę. Chłopak chichocze na moje słowa.

- Aż tak źle?

Mimowolnie uśmiecham się lekko.

- Mamy dużo pracy.



----------------------------------------

Męczę się z jakimiś zadaniami, a Justin siedzi wygodnie obok i czeka, aż skończę, żeby je sprawdzić. Po dwóch godzinach nauki mózg odmawia mi posłuszeństwa.

- Nie dam już rady - jęczę i odkładam blok z długopisem na stolik. - Dość matmy na dzisiaj.

- Okej. I tak sporo już zrobiliśmy - uśmiecha się Justin, a w jego policzkach pojawiają się słodkie dołeczki. W gruncie rzeczy to on cały jest słodki. Powiedziałabym nawet, że całkiem przystojny, gdyby nie te okulary, które zupełnie odwracają uwagę od jego twarzy. Ale o czym ja w ogóle myślę?

Odwzajemniam uśmiech. Chłopak wstaje z kanapy.

- Pójdę już - mruczy i przygryza wargę. Zauważyłam, że często to robi. Również wstaję i odprowadzam go do holu.

- To... następnym razem widzimy się u ciebie? - pytam.

- Jasne, czemu nie - odpowiada, zakładając kurtkę. Nie patrzy mi jednak w oczy i mam wrażenie, że nie ma ochoty mnie gościć. Ciekawe, dlaczego.

- Jeśli nie chcesz...

- Chcę. - Tym razem jego głos jest pewniejszy. Otwiera drzwi, jednak zanim wychodzi, odwraca się do mnie i ponownie posyła mi ten swój nieśmiały uśmiech. - Do zobaczenia, Lucy.

- Do zobaczenia, Justin - odpowiadam, również lekko się uśmiechając. - I... dzięki.

- Zawsze do usług - chichocze chłopak i w końcu wychodzi.

Za Justinem zatrzaskują się drzwi, a ja biorę głęboki wdech. W mojej głowie kłębią się tysiące myśli.

Właśnie spędziłam ponad dwie godziny z jednym z największych frajerów w szkole i, ku mojemu zaskoczeniu, nie było tak źle. Nagle robi mi się głupio, że z miejsca tak niesprawiedliwie go oceniłam, nic o nim nie wiedząc. Zachowałam się jak idiotka. Oceny nie są przecież wyznacznikiem tego, jaką ktoś jest osobą.

Tak samo suma pieniędzy znajdująca się na koncie twoich rodziców nie ma wpływu na to, kim jesteś. To twój wybór. A czy ja wybrałam prawidłowo? Myślę o moich znajomych. Z niektórymi naprawdę dogaduję się tylko "dla zasady", by nie odstawać od grupy. Clary jest wśród nich najnormalniejsza, poza tym znam ją praktycznie od urodzenia, dlatego tak dobrze się dogadujemy. A Matt? Matt to mój chłopak i jest świetny, tylko... ma dla mnie strasznie mało czasu. Ale nie winię go, w końcu jako kapitan drużyny koszykówki ma na głowie ważniejsze sprawy, niż dziewczyna.

Reszta mojej paczki jest mi właściwie obojętna. Są spoko i lubię spędzać z nimi czas, ale niektóre dziewczyny to takie wredne i zarozumiałe suki, że czasem nie mam na nie słów. Na przykład takie Chelsea i Kylie... Obgadują wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu ich wzroku. Czasem mam prawdziwą chęć im za to przyłożyć, bo choć za takie się uważają, to wcale nie są lepsze od innych.

Wzdycham, opadając na fotel i włączając ogromny plazmowy telewizor. Czasami zastanawiam się, jak żyłoby mi się bez tego wszystkiego. Pewnie moi obecni znajomi nawet nie zaszczyciliby mnie spojrzeniem...

W telewizji leci jakiś stary odcinek America's Next Top Model. Choć już go oglądałam, jestem zbyt leniwa, żeby przełączać na inny kanał. Nie mija dużo czasu, aż znudzona i zmęczona zasypiam.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

witam po dłuższej przerwie! wybaczcie, że musieliście tak długo czekać😔 mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. obiecuję, że każdy kolejny będzie dłuższy i ciekawszy, okej?

zapraszam do głosowania, komentowania i oczywiście do wyrażania swoich opinii pod hashtagiem #UnpredictableFF na twitterze!

kocham was i do następnego💕

unpredictable | j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz