5

524 45 16
                                    

Lucy's POV

- Tak! Tak! Taaaak! - drę się i piszczę jak idiotka. Matt właśnie w wielkim stylu wrzucił piłkę do kosza, zdobywając dwa punkty dla naszej drużyny i tym samym decydując o jej wygranej. Rozlega się donośny dźwięk oznajmiający koniec meczu i cała hala sportowa zaczyna wrzeszczeć, piszczeć, klaskać i wiwatować. Zrywam się ze swojego miejsca i podbiegam do linii końcowej boiska, chcąc pogratulować mojemu chłopakowi, w tej chwili otoczonemu przez drużynę. Chłopaki poklepują go po plecach i ściskają, zapewne powtarzając słowa uznania. Uśmiecham się lekko. Ta, to kochane z ich strony, ale niech już go puszczą, bo też chcę zamienić z nim chociaż słowo.

Gdy w końcu wszyscy odsuwają się od niego na tyle, że mogę go zobaczyć, chcę już do niego pobiec, ale widzę, że on nawet się za mną nie rozgląda. Zamiast tego wraz z chłopakami kieruje się do szatni.

- Matt! Matt! - wołam, usiłując przekrzyczeć tłum. Brak reakcji. Pewnie mnie nie usłyszał. - Matthew Christian Johnson! - drę się, ile sił w płucach. Odwraca się w moją stronę, ale nadal się nie zatrzymuje. Zaczynam więc do niego biec, wtedy jednak on kręci głową.

- Później, kochanie! - słyszę tylko, zanim przekracza próg szatni. Ugh. Później. Oczywiście.

Wzdycham ciężko i zrezygnowana wracam do Clary, która zdążyła już wstać z miejsca.

- Co jest? - pyta dziewczyna, mimo, że pewnie widziała całą sytuację. W odpowiedzi wzruszam jedynie ramionami. Co mam jej powiedzieć? Że mój cholerny chłopak po raz kolejny olał mnie dla drużyny?

- Chodźmy na jakąś gorącą czekoladę czy inne gówno - proponuję. To głupie, ale mam nadzieję, że po czekoladzie poczuję się lepiej.

- Chętnie. - Clars od razu się zgadza. Wychodzimy na korytarz, po czym ze swoich szafek bierzemy kurtki i czapki i zmieniamy buty. Już ciepło ubrane wychodzimy na zewnątrz, by ujrzeć...

- Jeju, śnieg! - cieszy się moja przyjaciółka i wręcz zeskakuje ze schodów, a potem wykonuje efektowny piruet, czym doprowadza mnie oczywiście do śmiechu. Zawsze tak reaguje na widok śniegu - uwielbia go. Mnie jest w sumie obojętne, czy pada, czy nie - choć trzeba przyznać, że wprowadza ten szczególny klimat, bez którego zima nie jest zimą. Delikatne płatki tańczą w powietrzu i wirują na wietrze, opadając na ziemię, a w efekcie powstaje malowniczy krajobraz, którego urok dostrzec można nawet w mieście.

Kierujemy się z Clary do naszej ulubionej kawiarni niedaleko szkoły. Po tym, co powiedziałam ostatnio Justinowi, sporo zastanawiałam się nad moją relacją z nią i doszłam do wniosku, że to mało prawdopodobne, by kiedykolwiek mnie zostawiła. Tak samo ja nie byłabym w stanie od niej odejść. Jest dla mnie zbyt ważna.

Gdy docieramy na miejsce, drżę już z zimna. Na szczęście w środku jest ciepło i przytulnie. Zamawiamy dwie gorące czekolady i siadamy przy stoliku niedaleko okna, wieszając nasze okrycia na oparciach krzeseł.

- Zapomnij o Mattcie. Wiesz, jaki jest - mówi moja przyjaciółka.

Przytakuję, nic nie mówiąc.

- Ale przecież zależy mu na tobie.

Prycham pod nosem.

- Czasem w to wątpię.

Clary spogląda na mnie, a w jej oczach dostrzegam mieszankę smutku i współczucia.

- Och, Lucy... - Przygryza wargę i wyciąga do mnie rękę przez stół. Ujmuję ją, a ona ściska moją dłoń, jakby usiłując dodać mi otuchy. - Może macie po prostu taki gorszy okres? Tak się czasami zdarza.

unpredictable | j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz