3

575 45 12
                                    

Lucy's POV

Weekend mija mi szybko. W poniedziałek wraz z Clary przekraczam próg budynku szkoły. Obie zostawiamy kurtki i zmieniamy buty, po czym moja przyjaciółka bierze z szafki potrzebne książki i odchodzi w stronę swojej klasy. Zatrzaskuję swoją szafkę, odwracam się i piszczę zaskoczona, gdy przed sobą dostrzegam Matta.

- Matt! Przestraszyłeś mnie - mówię przesadnie urażonym głosem, uderzając go pięścią w tors.

- Wybacz, kochanie - chichocze chłopak, wiedząc, że tylko żartuję. Nadal mam jednak naburmuszoną minę. - Hej, nie złość się... - mruczy do mojego ucha. - Jesteś zła?

- Bardzo - burczę pod nosem, jednocześnie jednak usiłuję powstrzymać śmiech.

- Co mam zrobić, żebyś się nie złościła? - pyta cicho i delikatnie przygryza płatek mojego ucha. Wciągam gwałtownie powietrze i przygryzam wargę, odchylając nieco głowę.

- Postaraj się - mruczę.

Matt zaczyna składać delikatne pocałunki na mojej szyi, dokładnie wiedząc, gdzie szukać mojego czułego punktu. Gdy jego usta docierają do wrażliwego miejsca nad obojczykiem, przymykam oczy i nie mogąc się powstrzymać, jęczę cicho. Mocno zasysa moją skórę, a ja dosłownie się rozpływam... przynajmniej do momentu, gdy słyszę przed sobą głos Dereka, a Matt na jego dźwięk przestaje i odwraca się przodem do chłopaka.

- Stary, trener zbiera drużynę. Chyba chce z nami jeszcze coś omówić przed jutrzejszym meczem.

Derek to najlepszy kumpel Matta i jego kolega z drużyny. Jutro rozpoczynają się zimowe zawody, w których biorą udział wszystkie szkoły z Nowego Jorku, a chłopcy zamierzają je wygrać. Są naprawdę nieźli i mają spore szanse na zwycięstwo, ale muszą trenować praktycznie non stop. Prycham. Ta, jakby normalnie tego nie robili.

Matt przytakuje Derekowi i mówi mu, że zaraz przyjdzie, po czym ponownie odwraca się do mnie.

- Kochanie, naprawdę muszę iść. Obowiązki wzywają - mówi szybko i widzę po jego twarzy, że chce już jak najszybciej znaleźć się na sali gimnastycznej. Wzdycham ciężko i wbijam wzrok w podłogę.

- Jasne, rozumiem - mamroczę i ponownie spoglądam w górę... Ale jego już nie ma.

No, to tak mniej więcej wygląda nasza codzienność. Wystarczy tylko, że mamy chwilę dla siebie, a już pojawia się jakaś ekstremalna sytuacja niecierpiąca zwłoki, którą Matt musi się zająć. Zastanawiam się czasem, czy on w ogóle mnie kocha. Przecież gdyby chciał, chyba znalazłby dla mnie chwilę, prawda?

Dzwoni dzwonek i już nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Zabieram potrzebne książki i biegnę na lekcję.


----------------------------------------

Trwa przerwa na lunch. Siedzę przy największym stoliku w stołówce, otoczona przez znajomych z mojej paczki. Clars siedzi obok mnie, a Matt z kolegami po przeciwnej stronie stolika. Miejsce po mojej drugiej stronie zajmuje Stella, moja dość dobra koleżanka. Wszyscy śmieją się i rozmawiają, chyba o piątkowej imprezie. Ashley gada o czymś z chłopakami i chichocze przy tym jak idiotka. Właściwie nawet jej nie lubię... Sprawia wrażenie takiej łatwej laski, która rozłoży nogi przed każdym. No, ale trzeba jej przyznać - imprezy robi najlepsze.

Chyba nieświadomie wodzę wzrokiem po całym pomieszczeniu, wśród tłumu uczniów wypatrując znajomej twarzy szatyna w okularach. W końcu ją zauważam. Justin siedzi sam, przy małym stoliku w rogu sali. Przez moment aż robi mi się go żal. Ale tylko przez moment, bo Clary macha mi ręką przed twarzą.

- Halo, ziemia do Lucy! - mówi moja przyjaciółka. - Na kogo tak patrzysz, hm?

- Ja, um... Na nikogo - mamroczę, spuszczając szybko wzrok. Dziewczyna jednak zdążyła już zerknąć w tę samą stronę i teraz patrzy na mnie rozbawiona.

- Nie mów, że patrzyłaś na Biebera? - chichocze. Rozglądam się dyskretnie, żeby upewnić się, że nikt oprócz mnie jej nie słyszał, ale wszyscy pogrążeni są w rozmowach o własnych sprawach. Postanawiam zmienić taktykę.

- A nawet jeśli, to co z tego? - Wzruszam lekceważąco ramionami. Clars śmieje się ponownie.

- W ogóle nie mówiłaś mi, jak było w piątek na tych korkach. Dobrze się bawiłaś, ślicznotko? - W jej głosie wyraźnie słychać ironię. Wywracam oczami.

- A jak byś się bawiła na moim miejscu? - ripostuję równie sarkastycznym tonem.

- To pytanie retoryczne?

Parskam śmiechem.

- Tak, to pytanie retoryczne. A tak na serio to myślałam, że będzie gorzej, a nie było tak źle. On nie jest taki zły. I chyba nawet czegoś mnie nauczył.

- Wow, jestem pod wrażeniem.

- I dobrze, bo powinnaś! - śmieję się. - Dzisiaj znowu muszę się z nim spotkać... Właściwie pasowałoby podejść do niego i jakoś się umówić. Ale nie teraz. Za dużo świadków - mamroczę pod nosem i nieświadomie lekko zagryzam dolną wargę.

Moja przyjaciółka kiwa głową, doskonale mnie rozumiejąc. Ja i Justin to dwa różne światy. Nawet jeśli okazałby się fajny, raczej nie powinniśmy zacieśniać kontaktów... ze względu na różnice społeczne. Jezu, to takie płytkie podejście, że aż sama nie wierzę, że tak myślę, ale reputacja to jedyne, co mam w tej szkole. Nie mogę jej stracić.

Gdy w końcu dzwoni dzwonek i stołówka pustoszeje, a moi znajomi rozchodzą się do klas, zauważam Justina zmierzającego nieco niepewnym krokiem w moją stronę. Uśmiecham się do niego lekko.

- Hej, Justin.

- Hej, Lucy. - Chłopak odwzajemnia uśmiech. - Nie chciałem podchodzić, kiedy, um... byłaś ze znajomymi. - Typowo dla siebie przygryza dolną wargę, z czego wnioskuję, że jest zdenerwowany.

- Rozumiem - mówię, bo to jedyna słuszna odpowiedź, jaka przychodzi mi na myśl.

- Dzisiaj widzimy się u mnie, tak? - I znowu ta niepokojąca nuta w jego głosie, która sprawia, że wątpię w szczerość jego chęci goszczenia mnie u siebie. O co może chodzić? Jakaś patologia w domu, a może on po prostu się wstydzi? Ma czego?

- Nie musimy, bo widzę, że tego nie chcesz - wypalam bez zastanowienia, w tym samym momencie zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Cholerny brak sita na języku! Justin wydaje się zakłopotany. Drapie się niezręcznie po karku.

- Lucy, to nie tak... - Jego policzki delikatnie różowieją. To w gruncie rzeczy słodkie. Tymczasem ja na gorąco podejmuję decyzję, żeby kontynuować to, co nieumyślnie rozpoczęłam. Powiedziałam A, więc teraz muszę powiedzieć B i dowiedzieć się, o co chodzi.

- Więc jak? - pytam.

- Ja po prostu... uh. - Przerywa i wbija wzrok w podłogę.

- Justin, proszę, powiedz mi - wzdycham. Chłopak przez chwilę się waha, ale ostatecznie ledwo zauważalnie kręci głową i ponownie spogląda mi w oczy.

- Nie ma o czym mówić - stwierdza stanowczo. - 19 ci odpowiada? Prześlę ci adres SMS-em.

- Jasne - mruczę zrezygnowana. Stołówka jest już całkiem pusta, od dzwonka minęło już dobre kilka minut. - Już późno. Lepiej chodźmy na lekcje.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

tak, tak, tak, wiem. krótki, kijowy, nie wyszedł mi. możecie mnie zhejtować, zapraszam do hejtowania w komentarzach😅 zapraszam też do głosowania i do zostawiania pozytywnych komentarzy, jeżeli jednak spodobał wam się ten rozdział😏 i obiecuję, że następny na pewno was nie zawiedzie!! kocham was💖

PS. polecam hashtag #UnpredictableFF, to serio fajny hashtag

unpredictable | j.b.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz